W tym artykule dowiesz się o:
Zmarzlik niczym Sajfutdinow
Bartosz Zmarzlik został dziewiątym polskim medalistą Indywidualnych Mistrzostw Świata, drugim najmłodszym pod względem wieku po Zenonie Plechu. 21-latek zdobył dla naszego kraju 19 medal rangi IMŚ.
Początek sezonu nie był może imponujący w Grand Prix, bo choć Zmarzlik świetnie spisywał się w PGE Ekstralidze, to jednak w cyklu głupio tracił punkty. Płacił frycowe. Od czwartej rundy Polak złapał właściwy rytm i punktował regularnie w każdych zawodach, dopisując do swojego dorobku dwucyfrówkę. - W Grand Prix nie chodzi nawet o to, by wygrywać poszczególne rundy, ale zdobywać dużo punktów - mówił po zawodach w Teterow.
W Grand Prix Niemiec Zmarzlik był najbliższy sukcesu. Prowadził nawet w finałowym wyścigu, ale musiał uznać wyższość niesamowitego wówczas Jasona Doyle'a. 21-latek nie wygrał w tym sezonie żadnego turnieju SGP, ale punktował na tyle równo, że ostatecznie dało mu to brązowy medal, a do ostatniego wyścigu toczył bój o srebro.
Zmarzlik tym samym zanotował taki sam debiut jak Emil Sajfutdinow, który w pierwszym sezonie w SGP również uplasował się na najniższym stopniu podium.
Polacy odzyskali tytuł
Dawno już złoty medal Drużynowego Pucharu Świata dla Polaków nie wydawał się tak oczywisty, jak w sezonie 2016. Oczywiście nikt biało-czerwonym tytułu nie podarował w prezencie. Trzeba było go wywalczyć na torze. Zadaniu sprostała najmłodsza w historii reprezentacja Polski, która na finał została wsparta doświadczonym i utytułowanym w DPŚ Krzysztofem Kasprzakiem.
Polacy w drodze po tytuł wygrali w jaskini lwa, jak często określa się duńskie Vojens i bezpośrednio awansowali do finału. W nim na stadionie w Manchesterze nie mieli sobie równych. Polacy wygrali z przewagą siedmiu punktów nad niespodziewanie drugą Wielką Brytanią i dziewięciu nad trzecią Szwecją. Bez medalu pozostali Australijczycy. Duńczyków w ogóle zabrakło w finale. Tak słabego sezonu w wykonaniu Danii dawno już nie było.
Bartosz Zmarzlik, Piotr Pawlicki, Patryk Dudek, Krzysztof Kasprzak i rezerwowy Krystian Pieszczek po dwóch latach przerwy odzyskali dla Polski Drużynowy Puchar Świata. Odnotujmy, że w półfinale awans do finału pomógł wywalczyć Maciej Janowski. Polska po raz siódmy zdobyła trofeum im. Ove Fundina i umocniła się na czele klasyfikacji medalowej DPŚ z siedmioma złotymi, trzema srebrnymi i jednym brązowym medalem.
ZOBACZ WIDEO Bartosz Zmarzlik: Znowu moim celem jest zajęcie miejsca w ósemce
Stracona szansa Jasona Doyle'a
Grand Prix w Toruniu zapamiętamy z sezonu 2016 głównie na skutek fatalnego wypadku Jasona Doyle’a. Australijczyk był wówczas liderem cyklu SGP i znajdował się w tak wyśmienitej formie, że wystarczyło dojechać cało i zdrowo do końca sezonu, by świętować historyczny sukces.
Doyle po słabszym początku, w trakcie sezonu 2016 złapał taką formę, że był nieosiągalny dla rywali. Wygrał cztery rundy SGP, sześć razy stawał na podium, notował genialne turnieje, w których zdobył po 16, 17, a nawet 19 punktów. Niestety, wypadek z Torunia pozbawił go nie tylko medalu, ale najprawdopodobniej także tytułu mistrzowskiego.
Australijczyk nie wystąpił w ostatniej rundzie w Melbourne, stracił także całe zawody w Toruniu i w efekcie został sklasyfikowany na piątym miejscu w SGP. Wielu jednak zapamięta sezon 2016 jako ten, w którym najszybszym, choć nie koronowanym żużlowcem globu był właśnie pechowiec, Jason Doyle.
Rollercoaster Nickiego Pedersena
Paradoksalnie, w jednym z najsłabszych sezonów w karierze, Nicki Pedersen wywalczył medal, którego brakowało mu w jego jakże bogatej kolekcji trofeów. Duńczyk na torze w Rybniku, dzięki genialnemu występowi w finałowych zawodach SEC, sięgnął po tytuł mistrza Europy. W przeszłości Pedersen był już bardzo bliski tego sukcesu, ale tracił na finiszu upragnione złoto. Tym razem to on zaskoczył wszystkich i zaatakował z dziewiątego miejsca przed decydującym starciem, awansując na najwyższy stopień podium.
Nicki Pedersen długo jednak nie nacieszył się sukcesem. Dzień po finale SEC w Rybniku, uczestniczył w groźnym wypadku w Pardubicach podczas Zlatej Prilby. Kontuzja zakończyła sezon Duńczykowi, który wycofał się z kolejnych rund Grand Prix. Trzykrotny mistrz świata w SGP sklasyfikowany został dopiero na trzynastym miejscu.
Pedersen miał także przeboje w PGE Ekstralidze. Bywały nawet mecze, w których pojawiał się w parku maszyn, a odsuwano go od składu. Kiedy w końcu wydawało się, że Duńczyk definitywnie zakończy przygodę z leszczyńskim klubem i wszyscy obstawiali, gdzie wyląduje Pedersen, ten zaskoczył po raz kolejny i doszedł do porozumienia z Fogo Unią Leszno.
Sezon 2016 dla Pedersena był faktycznie jak rollercoaster. Raz był na górze, a za chwilę spadał w dół. Drugiego tak słabego roku Duńczyk raczej nie powtórzy, więc można spodziewać się, że po kontuzji wróci jeszcze mocniejszy i głodny kolejnych sukcesów, choć tak naprawdę w żużlu osiągnął już wszystko.
Hancocka czwarty tytuł z niesmakiem
Greg Hancock w środowisku żużlowym od lat powszechnie uchodzi za bardzo szanowanego dżentelmena. Pewnie trudno byłoby mu zdobyć czwarty tytuł mistrza świata, gdyby cało i zdrowo sezon dokończył Jason Doyle. Amerykanin chwilę po tym, jak świętował przejście do panteonu gwiazd, które zdobywały cztery tytuły IMŚ jak Hans Nielsen i Barry Briggs, postanowił wmieszać się także w podział kolejnych medali.
Hancock przed metą w jednym z wyścigów, kiedy miał już zapewniony tytuł, przepuścił Chrisa Holdera, z którym jeździ w teamie wspieranym przez tego samego sponsora. Miało to na celu pomoc Australijczykowi we wskoczeniu na podium IMŚ, kosztem Bartosza Zmarlika.
Później jednak zdecydowano się odebrać punkty Hancockowi za niesportowe zachowanie. Urażony Amerykanin wycofał się z dalszej rywalizacji w Grand Prix Australii. Złoty medal odbierał jednak uśmiechnięty, jakby nic się nie stało. Wpis na twitterze sugerował, że winni byli wszyscy wokół, tylko nie Hancock. - Jestem podekscytowany zdobyciem tytułu mistrza świata. Dziękuję wszystkim za to, co dla mnie zrobili. Również Jury FIM - pisał ironicznie Amerykanin. Tak czy owak, na nieskazitelnej sylwetce mistrza ze słonecznej Kalifornii powstała rysa, którą kibice będą pamiętać.
Dudek zamieniał (prawie) wszystko w złoto
Sezon 2016 należał bez wątpienia do Patryka Dudka. Zielonogórzanin został Indywidualnym Mistrzem Polski, wygrał Złoty Kask, triumfował w prestiżowym Memoriale Edwarda Jancarza. Wygrał także Memoriał Rifa Saitgariejewa. - Na krajowym podwórku nie udało mi się tylko zdobyć z drużyną złota w PGE Ekstralidze. W lidze szwedzkiej było podobnie - ubolewał Dudek, który poza tym wszystko, czego się dotknął zamieniał w złoto.
Dudek po raz drugi w karierze wywalczył z reprezentacją Polski Drużynowy Puchar Świata. Wyśmienicie spisał się w eliminacjach do cyklu Grand Prix. Udźwignął presję jednego z faworyta do awansu w Grand Prix Challenge i w wielkim stylu z kompletem punktów wjechał do cyklu SGP. - Zrealizowałem cel, który postawiłem sobie przed sezonem. Cieszę się, że nie był to jakiś przypadkowy awans, ale wywalczony z maksymalnym dorobkiem punktowym - podkreśla Dudek.
Żużlowcowi Falubazu w sezonie 2016 przybyło do kolekcji kilka trofeów. Dudek praktycznie ma już prawie wszystko, co było do zdobycia w sporcie żużlowym. Brakuje mu tylko medalu i tytułu IMŚ seniorów. Realizację kolejnych marzeń rozpocznie już w 2017 roku, kiedy po raz pierwszy będzie stałym uczestnikiem cyklu SGP.
Wielkie odrodzenie Stali Gorzów i dołek Fogo Unii Leszno
Rok 2016 to wielki powrót na tron mistrzowski Stali Gorzów. Po kompletnie nieudanym sezonie 2015, w którym gorzowianie nie zdołali obronić tytułu, triumfalnie wskoczyli na najwyższy stopień podium rok później. Krzysztof Kasprzak odzyskał formę, jaką imponował w 2014 roku. Bartosz Zmarzlik był klasą dla siebie. Wiele czynników złożyło się na to, że Stal Gorzów nie tylko triumfowała w sezonie zasadniczym, ale także wygrała play-offy zapewniając sobie tytuł mistrzowski.
Na przeciwległym biegunie w sezonie 2016 była Fogo Unia Leszno. Mistrzowie sprzed roku zawodzili od początku sezonu. Słabszy sezon odjechało kilku zawodników Unii. Do tego doszły kontuzje i inne perypetie, a całość złożyła się na odległą, siódmą lokatę utytułowanego klubu z ogromnymi aspiracjami.
Śmierć Krystiana Rempały
Najbardziej smutnym wydarzeniem sezonu 2016 była śmierć Krystiana Rempały. 22 maja na torze w Rybniku podczas meczu ROW-u z Unią Tarnów doszło do koszmarnie wyglądającego karambolu, w wyniku którego najbardziej ucierpiał Krystian Rempała.
Nieprzytomnego żużlowca w stanie krytycznym przewieziono do szpitala. Kilkudniowa walka o życie 18-latka została przegrana. 28 maja w szpitalu w Jastrzębiu Zdroju Krystian Rempała zmarł. Środowisko żużlowe pogrążyło się w żałobie.
3 czerwca w Tarnowie zmarłego żużlowca żegnały tłumy kibiców, legendy sportu żużlowego, a przede wszystkim rodzina i najbliżsi. Tragiczny w skutkach wypadek młodego zawodnika przypomniał, że pomimo wielu zabezpieczeń i unowocześnień, żużel to wciąż bardzo niebezpieczny sport.