Gigantyczna afera. Polak na ustach świata, tak się tłumaczy
Witold Bańka mierzy się z najtrudniejszymi pytaniami dziennikarzy od powołania go na szefa WADA. Polak musi tłumaczyć się po doniesieniach reporterów "The New York Times" o zaniechaniach dotyczących chińskich sportowców.
Dziennikarskie śledztwo ujawniło przypadek 23 chińskich pływaków, których, choć mieli pozytywne wyniki badań antydopingowych, nie zawieszono. Zaledwie kilka miesięcy po badaniu walczyli na igrzyskach w Tokio. Sprawa dotyczy czołowych sportowców z Chin, trzech z nich zostało mistrzami olimpijskimi. Dziennikarze "The New York Times" i niemieckiego ARD wprost napisali o zaniechaniu Światowej Agencji Antydopingowej.
Ich doniesienia wywołały szok w świecie sportu i postawiły pod znakiem zapytania intencje przedstawicieli WADA i skuteczność całej organizacji w walce z dopingiem w sporcie. Wątek ten rozbudza emocje zwłaszcza w kontekście tegorocznych igrzysk w Paryżu.
ZOBACZ WIDEO: Po tych słowach Dudka rozpętała się burza. "Jestem chwytliwym tematem"Aby zmierzyć się z oskarżeniami, przedstawiciele WADA zwołali specjalną konferencję, na której głos zabrał Witold Bańka oraz czołowi pracownicy organizacji. O tym, jak duże wzburzenie wywołały ostatnie doniesienia, pokazuje fakt, że na konferencji prasowej pytania zadawali dziennikarze praktycznie z każdego zakątka świata. Spotkanie trwało około dwóch godzin.
- Pragnę podkreślić, że na każdym etapie postępowania robiliśmy wszystko zgodnie z przepisami. Wszystkie poszlaki zostały przebadane, zebraliśmy wyjaśnienia od wielu osób, zdobyliśmy wiele informacji, które nie zostały opublikowane. Konsultowaliśmy ten przypadek z niezależnymi ekspertami. Jeśli mielibyśmy jeszcze raz zajmować się tą sprawą, to postępowalibyśmy dokładnie w ten sam sposób. Żadna z zebranych informacji nie wskazywała na przypadek celowego przyjęcia trimetazydyny przez sportowców - uważa Witold Bańka, szef WADA.
Przypomnijmy, że zdaniem CHINADA zakazana substancja znalazła się w organizmach sportowców za sprawą zanieczyszczonych przypraw używanych w hotelu, w którym stacjonowali podczas krajowych zawodów. Śledztwo w tej sprawie trwało wiele miesięcy i ostatecznie zostało umorzone. Żadna ze stron nie ujawniała szczegółów aż do czasu nagłośnienia sprawy przez dziennikarzy.
- To nie nasze zadanie, by informować o przypadkach umorzonych śledztw wobec pływaków. Ujawnienie tych informacji byłoby nie tylko niezgodne z przepisami, ale po prostu nie fair wobec zawodników, którzy na igrzyskach musieliby tłumaczyć się z zarzutów, które nie znalazły potwierdzenia w toku postępowania - mówi szef działu prawnego WADA Ross Wenzel. - Nie mogliśmy narażać dobrego imienia niewinnych sportowców - dodaje Bańka.
Władze WADA przyznają, że nie zdecydowały się odwołać od decyzji CHINADA o umorzeniu śledztwa ze względu na brak dowodów na celowe zażycie substancji przez zawodników.
- Najważniejszymi przesłankami świadczącymi za przypadkowym znalezieniem się substancji wraz z zanieczyszczonymi przyprawami były przede wszystkim wahające się wyniki zawodników (część z nich była badana trzykrotnie podczas tych zawodów i za każdym razem wynik był inny - dop. aut.), niskie stężenie zakazanej substancji oraz fakt, że wszyscy przebywali w tym samym hotelu, a na co dzień trenowali w innych częściach Chin - podkreśla Wenzel. Śledczy WADA nie potrafili jednak wyjaśnić, w jaki sposób lek na choroby kardiologiczne mógł się znaleźć w przyprawach serwowanych w hotelowej restauracji.
- Zarzuty wobec nas są motywowane politycznie. Nie ma ku temu żadnych wątpliwości. Jeśli ktoś uważa, że stosujemy taryfę ulgową wobec Chin, to przypomnę, że w tym czasie naciskaliśmy na ukaranie innego chińskiego pływaka Yang Sun. Będziemy kontynuowali stanie na straży czystości sportu bez strachu i bez wpadek - przyznaje Bańka.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Lewandowski rozczarował. "Zagrał słabo nie bez powodu"
Lukas Podolski zostanie ukarany? Poszło o wybory