Adam Bielecki: Myśl o wytyczeniu nowej drogi na ośmiotysięczniku stała się moją obsesją
Od 21 lat żaden Polak nie wytyczył nowej drogi na ośmiotysięczniku. Himalaista Adam Bielecki wyrusza w Himalaje na Czo Oju, żeby to zmienić. - Myśl, żeby tego dokonać stała się moją obsesją - mówi w rozmowie z WP SportoweFakty.
Michał Bugno, WP SportoweFakty: Co najbardziej pociąga pana w możliwości wytyczenia nowej drogi na ośmiotysięcznik?
Adam Bielecki, himalaista: Na wspinanie składa się wiele elementów. Mogę wymienić takie aspekty jak estetyczny, relacji międzyludzkiej, sportowy, duchowy, metafizyczny, a także aspekt eksploracji. Ten ostatni jest dla mnie bardzo ważny. To nie przypadek, że wyprawa Polsped Cho Oyu Expedition 2017 ma na celu wytyczenie nowej drogi. Myśl, że mam przed sobą dziewiczy kawałek skały i teren, w którym nigdy nikogo nie było, jest dla mnie niesamowicie ekscytująca i pociągająca.
Bardziej ekscytująca niż możliwość dokonania pierwszego zimowego wejścia na ośmiotysięcznik drogą normalną?
Pierwsze zimowe wejścia a poprowadzenie nowej drogi na ośmiotysięcznik to trochę inna kategoria wyzwania. Trudno mi wartościować, co jest bardziej ekscytujące, ale na pewno jest to porównywalne. Jeżeli chodzi o wejścia zimowe, to czuję się już usatysfakcjonowany i spełniony (Adam Bielecki dokonał pierwszych zimowych wejść na ośmiotysięczniki Gaszerbrum I oraz Broad Peak - przyp. red.). Oczywiście cały czas czeka na mnie zimowa wyprawa na K2, ale na razie skupiam się na możliwości poprowadzenia nowej drogi na ośmiotysięczniku. Ta myśl stała się moją obsesją.
Od 21 lat żaden Polak nie wytyczył nowej drogi na ośmiotysięcznik. Ostatni był Andrzej Marciniak, który dokonał tego na Annapurnie. Dlaczego przez tak długi czas nikt nie pokusił się o podobne osiągnięcie?
Mieliśmy w Polsce pewną lukę pokoleniową. Świetni wspinacze, którzy działali w latach osiemdziesiątych, zginęli albo zajęli się biznesem. Przez wiele lat himalaiści w klubach wspinaczkowych przekazywali pałeczkę młodszym kolegom, ale po transformacji ustrojowej kluby przeżyły zapaść i ta ciągłość po prostu padła. Niedawno brałem udział w spotkaniu, gdzie było 80% himalaistów z mojego pokolenia. Mieliśmy smutną refleksję, że jesteśmy niejako sierotami po polskim himalaizmie. Starsze pokolenie nie przekazało nam swoich tradycji tak, jak działo się to wcześniej. Są jednak chlubne wyjątki. Za taki należy uznać Artura Hajzera, który stworzył program Polski Himalaizm Zimowy, żeby dać młodszym kolegom szansę na wyjazd w góry wysokie.
Do tej pory nie było tam żadnych prób wejścia?
Zgadza się. Nie słyszeliśmy o żadnych próbach wejścia tą ścianą i jest ona praktycznie dziewicza. Dla mnie to fenomenalna sprawa. Pole do kreacji naszej linii będzie ograniczone tylko naszą fantazją i umiejętnościami wspinaczkowymi.
Droga normalna na Czo Oju prowadzi z zupełnie innej strony?
Nie do końca. Droga normalna na Czo Oju uchodzi za stosunkowo łatwą, dzięki czemu będziemy w stanie w miarę szybko zdobyć aklimatyzację. Pokonanie trasy z bazy pod drogą normalną do naszej bazy pod ścianą północną zajmie niecały dzień. Poza tym po zdobyciu szczytu będziemy mogli zejść drogą normalną, którą dobrze poznamy podczas aklimatyzacji. Muszę powiedzieć, że przed wyjazdem jestem wielkim optymistą. Mamy mocny zespół i dobre zaplecze logistyczne oraz finansowe. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Podoba mi się także plan taktyczny.
Jak będzie wyglądał skład wyprawy?
Skład jest międzynarodowy. Pomysł wyjazdu pojawił się pomiędzy mną a Kanadyjczykiem Louisem Rousseau. Już od jakiegoś czasu planowaliśmy wspólne wspinanie, ale z różnych powodów nie dochodziło ono do skutku. Najpierw jemu urodził się syn, później syn urodził się mi, a następnie wspólną wyprawę blokowały różne inne plany, które mieliśmy. W końcu jednak jedziemy razem. Początkowo mieliśmy jechać we dwóch, jednak bardzo mocno lobbowałem za tym, żeby zespół był trzyosobowy. Uważam, że taki jest bardziej efektywny i bezpieczniejszy. Na trzy osoby potrzebujesz jeden namiot, tak samo jak na dwie, ale ciężar rozkłada się już na więcej osób. To samo z maszynkami do gotowania. Poza tym gdyby komuś coś się stało, to dwie osoby będą miały szansę na sprowadzenie trzeciej. Jedna osoba nie miałaby szansy sprowadzenia drugiej albo szanse te byłyby bardzo ograniczone.
Kim będą pozostali uczestnicy wyprawy?
Szukając trzeciego członka zespołu, przygotowaliśmy listę osób, z którymi ewentualnie chcielibyśmy się wspinać. Wszystko działo się dość późno, więc potencjalni kandydaci mieli inne plany, nie mieli pieniędzy albo z różnych innych powodów nie mogli wziąć udziału w wyprawie. W międzyczasie byłem w Turcji na międzynarodowym festiwalu wspinaczki lodowej. Tam poznałem Felixa Berga, Niemca, który obecnie mieszka we Francji i - co ciekawe - ma dziewczynę z Polski. Miałem okazję się z nim wspinać. To bardzo fajny i pozytywny facet, więc zaprzyjaźniliśmy się. Pod koniec wyjazdu miałem refleksję, że nadawałby się do naszej wyprawy. Ma doświadczenie z wysokości 8000 metrów i jest wspinaczem mocnym technicznie. Kiedy zaproponowałem mu wyjazd, od razu zobaczyłem błysk w jego oku. Widziałem, że propozycja padła na podatny grunt. Początkowo Felix powiedział: "Adam, to super inicjatywa, jestem zaszczycony zaproszeniem, ale mam już na wiosnę inne plany oraz zobowiązania wobec klientów. Już się z nich nie wyplączę". Dwa tygodnie później zadzwonił jednak do mnie i powiedział, że jeżeli zaproszenie wciąż jest aktualne, to on wszystko tak poprzestawia, żeby z nami pojechać. Równolegle Louis Rousseau zaprosił do projektu swojego wieloletniego przyjaciela - Szkota Ricka Allena. Ten chętnie się zgodził, więc pojedziemy we czterech.
Rick Allen ma już 62 lata, ale to niezwykle twardy himalaista.
Jego wiek fascynuje wszystkich, włącznie ze mną. Ludzie pytają mnie, czy nie boję się jechać na ośmiotysięcznik z facetem, który ma 62 lata. Odpowiadam im, że mam nadzieję, iż będę… wystarczająco szybki, żeby w ogóle za nim nadążyć. W 2012 roku Rick wraz ze swoim prawie równolatkiem Sandym Allanem zrobili w Himalajach jedno z najlepszych przejść XXI wieku. Pokonanie Grani Mazeno zajęło im osiemnaście dni. Po drodze weszli na kilka siedmiotysięczników. Ostatnie pięć dni byli bez jedzenia, a dwa nawet bez picia. To było niewiarygodne przejście, wymagające wielkich umiejętności technicznych, a także olbrzymiej odporności i wytrzymałości. Skoro Rick w wieku 58 lat był w stanie zrobić takie przejście, to myślę, że w wieku 62 lat ciągle jest bardzo mocny.
W tym składzie wyruszacie na wyprawę po raz pierwszy. Nie ma pan z tego powodu żadnych obaw?
Każdy z chłopaków jest świetnym technicznie wspinaczem i każdy z nich był już na ośmiotysięczniku. Co więcej - Rick i Louis mają już na koncie nowe drogi na ośmiotysięcznikach. Myślę, że skład jest naprawdę bardzo mocny i daje dużą szansę na sukces.
Autor na Twitterze: Obserwuj @Michal_Bugno