Fredrik Ericsson zginął podczas próby zdobycia K2. Razem z nim była polska himalaistka

Latami szykował się do spełnienia swojego marzenia - chciał wejść na wszystkie ośmiotysięczniki, a następnie zjechać z nich na nartach. Jego ciało na zawsze pozostało w górach.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk
Fredrik Ericsson podczas drogi na K2 Facebook / Fredrik Ericsson podczas drogi na K2.

K2 (8611 m) jest drugą najwyższą górą świata, po Mount Everest. Uważana jest za najtrudniejszą do zdobycia. Z każdej strony szczytu opadają ściany liczące po 3 km. Na himalaistów trudne momenty czekają na wysokości 8 tys. m. Mają do pokonania tzw. Komin House'a i Czarną Piramidę, a potem żleb zwany "Szyjką od butelki". K2 jest najbardziej na północ wysuniętym ośmiotysięcznikiem. Nie udało się go jeszcze zdobyć zimą (próbuje dokonać tego polska ekipa - więcej tutaj). Średnia temperatura w tym okresie waha się w okolicach minus 50 stopni, a wiatry potrafią wiać w porywach do 500 km na godz.

Nieprzypadkowo nazywana jest "Górą-Mordercą". Tylko między czerwcem a sierpniem 1986 roku zginęło tam 13 osób, w tym trójka Polaków - Tadeusz Piotrowski, Dobrosława Miodowicz-Wolf i Wojciech Wróż. W sierpniu 1995 roku zginęło jednego dnia 13 alpinistów. W 2008 roku oderwanie się wielkiego bloku lodowego powyżej "Szyjki od butelki" spowodowało lawinę, która pozrywała liny poręczowe, przez co himalaiści nie mogli bezpiecznie wrócić. W sumie śmierć poniosło 11 osób. Do tej pory udokumentowano co najmniej 73 śmiertelne przypadki podczas atakowania K2. Na żadnej innej górze świata nie zginęło tyle osób.

Śmierć w wąwozie

Fredrik Ericsson urodził się w Szwecji, ale większość życia spędził w alpejskim Chamonix we Francji. Wspinał się, ale jego sposobom na pokonywanie szczytów w dół był zjazd na nartach. W 2003 roku zjechał z Ismoil Somoni Peak, najwyższego szczytu Tadżykistanu (7495 m). Rok później jako 29-latek zaliczył pierwszą akcję w Himalajach. Wszedł i zjechał z Shishapangmy (8027 m), rok później z Gasherbrum II (8035 m, razem z Norwegiem Jorgenem Aamotem).

W 2007 roku szwedzki narciarz i himalaista podjął próbę zdobycia Dhaulagiri (8167 m), jednak obfite opady śniegu i porywiste wiatry zmusiły go do rezygnacji. W 2008 wszedł na 7000 m na Kanczendzongę (8586 m), skąd zjechał na 5500 m. Wspinał się także na Islandii, w Turcji i Alpach. W sierpniu 2010 roku wybrał się w Karakorum, gdzie planował zdobyć K2. To miał być kolejny krok w kierunku wejścia na wszystkie ośmiotysięczniki. Pierwszą próbę podjął rok wcześniej, ale zrezygnował, bo zginął jego partner, 44-letni Włoch Michele Fait. Zmarł podczas zjeżdżania, kiedy wpadł do wąwozu. Inni alpiniści widzieli jego wypadek, ale nie byli w stanie mu pomóc.

Zobaczyła tylko narty

Już sam pomysł, żeby wejść na K2 i zjechać na nartach wydaje się szalony. Ericsson chciał jednak przejść do historii, bo nikt wcześniej tego nie dokonał. Najpierw w góry poszła wyprawa, w skład której wchodziła m.in. polska himalaistka, Kinga Baranowska. Przez cały tydzień nie doczekali się dobrej pogody, która pozwoliłaby im zaatakować szczyt.

6 sierpnia nastąpiło pogorszenie aury. Polka i Włoch Fabrizio Zangrilli zawrócili do obozu na wysokości niemal 8000 m, ale Ericsson, jego kolega Trey Cook i austriacka alpinistka Gerlinde Kaltenbrunner poszli wyżej. W okolicach "Szyjki od butelki" z dalszej akcji zrezygnował Cook, któremu dały się we znaki odmrożone kilka tygodni wcześniej ręce. O dalszych wydarzeniach dowiedzieliśmy się z relacji Kaltenbrunner, która była świadkiem śmierci szwedzkiego wspinacza.

Kiedy doszli do przewężenia, chcieli umocować liny. Pierwszy szedł Ericsson. Próbował zaczepić linę, jednak poślizgnął się i stracił równowagę. - Fredrik zachwiał się i nagle przeleciał koło mnie z dużą prędkością. Zobaczyłam tylko jego narty, które miał przypięte do plecaka - wspominała Austriaczka. Ericsson zleciał ok. 1000 metrów i zginął na miejscu. Kaltenbrunner próbowała go szukać, jednak widziała jedynie jego jedną nartę. Widoczność była na tyle ograniczona, że nie była w stanie zobaczyć nic więcej.

Przerwała wspinanie i zeszła do obozu. Tam opowiedziała, co się stało. - Ciężko mi się to pisze. Dziś zginął Frederick. Spadł z butelki. Była z nim razem Gerlinde. Jesteśmy przybici tą informacją. Mimo że część z nas zamierzała jutro wyjść na szczyt, zrezygnowaliśmy i schodzimy do bazy. Jest bardzo krucho w ścianie i schodzimy bardzo ostrożnie. Jesteśmy bardzo, bardzo przybici, wszyscy lubiliśmy Fredrika - pisała Baranowska zaraz po wypadku.

Jeden z himalaistów zobaczył wkrótce widać ciało zmarłego alpinisty. Szwed leżał jednak w takim miejscu, że dotarcie do niego było niebezpieczne i himalaistom groziły lawiny. Tego samego dnia, kiedy zginął Ericsson, jego ojciec zdecydował, żeby nie podejmować próby ściągnięcia ciała syna.

ZOBACZ WIDEO Krewna Tomasza Mackiewicza: Może być tak, że będziemy musieli pochować pustą trumnę
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×