Radosław Kałużny: Od Ukrainy wszystko się zaczęło (komentarz)

- Nie jechaliśmy do Kijowa po zwycięstwo, marzyliśmy o remisie i byliśmy lekceważeni. Mimo to sprowadziliśmy na ziemię tych cwaniaczków, Ukraińców. Wtedy narodziła się reprezentacja - pisze Radosław Kałużny, były reprezentant Polski.

Radosław Kałużny
Radosław Kałużny
PAP / Przemek Wierzchowski

Przed rozpoczęciem eliminacji mistrzostw świata 2002 czekał nas mecz z Rumunią. To był mój pierwszy raz w reprezentacji Jerzego Engela. Jeszcze przed rozpoczęciem spotkania wiedziałem, że więcej szans miał nie będę. Musiałem pokazać selekcjonerowi, że jestem potrzebny. Zremisowaliśmy 1:1, przygotowując się do wielkiej bitwy.

Prawdziwy przełom nastąpił na Ukrainie. Nie jechaliśmy do Kijowa po zwycięstwo. Marzyliśmy o remisie. O tym, że zagram, dowiedziałem się późnym wieczorem. Ukraińcy robili wszystko, byśmy nie zasnęli. Pod hotelem było naprawdę głośno, ale w ogóle mnie to nie obchodziło. Skoncentrowałem się na celu tak bardzo, jak nigdy wcześniej.

Jerzy Engel bardzo dobrze nas do tego spotkania przygotował. Wiedzieliśmy, że Ukraińcy mają problemy, gdy wbiega się między stoperów. Właśnie tak wykorzystaliśmy świetne dośrodkowania Mareka Koźmińskiego. Wtedy dał dwie fenomenalne wrzutki: pierwszą na nos Emmanuela Olisadebe, a drugą wprost do mnie. Przyjąłem, a potem pasówką wpakowałem piłkę do bramki.

ZOBACZ WIDEO #dziejesienaeuro. Kamil Kosowski drży przed Ukrainą. "Mam nadzieję, że nie zostaniemy poturbowani"

Ukraińcy uważali się za lepszych. Zapowiadali, że nas rozgromią. Mieli takie gwiazdy jak Andrij Szewczenko czy Serhij Rebrow. Byliśmy dla nich tylko Polaczkami, ale sprowadziliśmy na ziemię tych cwaniaczków. Obnażyliśmy wszystkie ich słabości. Spotkanie zakończyło się naszym zwycięstwem 3:1, a grupę eliminacyjną, którą mieli roznieść, w cuglach wygraliśmy.

Po meczu było sporo radości. Wcześniej postrzegaliśmy siebie inaczej. Dzięki zwycięstwu uwierzyliśmy w siebie. Musieliśmy więc trochę odreagować. Kiedy grałem w Bundeslidze, do szatni wjeżdżała paleta piwa. Wiadomo, browarek przyspiesza regenerację. Po Ukrainie oczyszczenie organizmu z toksyn było jak najbardziej potrzebne. Poszliśmy zatem na "jedno piwko".

Wracając do piłki, tamta Ukraina była nieco podobna do dzisiejszej. Też grała szybko i agresywnie. Właśnie tego bym się obawiał. Będą podrażnieni, w końcu grają o honor. Przypuszczam, że Adam Nawałka oszczędzi dwóch, trzech chłopaków. Dalsza część turnieju będzie dla nas ważniejsza.

Radosław Kałużny, były reprezentant Polski, ekspert WP SportoweFakty
Zobacz więcej tekstów autora >>>

Czy Polska wygra z Ukrainą?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×