Zaoferował ponad 3 mln zł, by nie pisać o aferze. Ugoda odrzucona
Na jaw wychodzą nowe fakty dotyczące sprawy Christiana Hornera. "Niewłaściwe zachowanie" szefa Red Bull Racing miało nie ograniczyć się do mobbingu. Brytyjczyk podejrzany jest o molestowanie seksualne. Miał też próbować tuszować aferę.
W najnowszym artykule "De Telegraaf" twierdzi, że sprawa jest znacznie poważniejsza. Pracownica mająca status pokrzywdzonej przekazała całą dokumentację zewnętrznemu prawnikowi, który został wynajęty przez Red Bulla do wyjaśnienia afery.
Jak twierdzą holenderscy dziennikarze, udało im się zaznajomić z dokumentacją przekazaną prawnikowi prowadzącemu śledztwo. Dowody mają wskazywać na to, że Horner wysyłał regularnie jednej z pracownic wiadomości o charakterze seksualnym. Pochodziły one z różnych okresów.
ZOBACZ WIDEO: Magazyn PGE Ekstraligi. Gośćmi: Dowhan, Krawczyk, Baron i JaźwieckiNa niewłaściwe zachowanie szefa zespołu F1 z Milton Keynes uwagę mieli zwrócić Mark Mateschitz (współwłaściciel Red Bulla, syn zmarłego twórcy potęgi Red Bulla) oraz Oliver Mintzlaff (dyrektor generalny Red Bulla).
Horner miał też zrobić wszystko, co w jego mocy, aby zatuszować sprawę. Prawnicy szefa Red Bulla mieli skontaktować się z radcą prawnym reprezentującym dziennikarza "De Telegraaf". Zaproponowali mu aż 760 tys. euro w ramach ugody, a w zamian oczekiwali uniknięcia publikacji w holenderskim dzienniku.
Rewelacje podane przez Holendrów mogą wstrząsnąć Red Bull Racing. Jeszcze w czwartek, przy okazji premiery nowego bolidu, Christian Horner mówił, że jest przekonany o tym, że pozostanie na stanowisku szefa ekipy. Swoje wsparcie okazał mu też Max Verstappen, który zaprzeczył, jakoby jego otoczenie pozostawało w konflikcie z 50-latkiem.
Wcześniej Horner zaprzeczył stawianym mu zarzutom. Firma-matka z Austrii miała mu zasugerować dobrowolne odejście ze stanowiska, ale Brytyjczyk kategorycznie odrzucił taką możliwość.
Problematyczny w rozwiązaniu całej sprawy jest też układ właścicielski Red Bulla. Tylko 49 proc. akcji firmy produkującej napoje energetyczne należy do Marka Mateschitza, zaś 51 proc. udziałów znajduje się w rękach spadkobierców Chaleo Yoovidhyi z Tajlandii. To on wymyślił napój Krating Daeng, z którym w Azji zapoznał się Dietrich Mateschitz. Austriacki biznesmen następnie postanowił wypromować go w Europie pod marką Red Bull.
Tajscy inwestorzy Red Bulla mają stać murem za Hornerem, który rządzi ekipą F1 od 2005 roku.
Czytaj także:
- Największy talent od czasów Kubicy. 18-latek z Cieszyna przed życiową szansą
- Ostatni będą pierwszymi. Czy to najlepszy bolid w F1?