Ayrton Senna - król deszczu cz. I

Ziemowit Ochapski
Ziemowit Ochapski
Ośmioletni Senna za przyzwoleniem taty zaczął pojawiać się na torze kartingowym. Rywalizował głównie z chłopakami ponad dwa razy starszymi, a często również pełnoletnimi. W swoim pierwszym wyścigu wystartował z pole-position. Nie było to jednak wynikiem jego ponadprzeciętnych umiejętności, a... szczęścia. - Wewnątrz kasku umieszczono papierki z numerkami, a ja byłem najmłodszy i losowałem jako pierwszy - wspominał. - Wyciągnąłem karteczkę z "jedynką". Z racji młodego wieku doświadczenie nie należało do atutów Ayrtona, ale chłopak nadrabiał to niższą wagą. Dzięki temu jego gokart był najszybszy, a przeciwnicy przez wiele okrążeń nie potrafili go wyprzedzić. Na trzy "kółka" przed końcem debiutanckiego wyścigu Senna plasował się na trzeciej lokacie, lecz pędzący za nim rywal uderzył w jego pojazd, przez co młodzieniec wypadł z trasy i nie ukończył wyścigu. Każdy, kto choć trochę znał się na sportach motorowych, widział w małym "Beco" ogromny potencjał, jednak chłopiec przez jeszcze pięć lat musiał zadowolić się czysto amatorską rywalizacją, gdyż w tzw. profesjonalnym ściganiu udział mogli brać co najmniej trzynastoletni kierowcy.

Szczególnie uzdolnieni sportowcy bardzo często mogą liczyć na taryfę ulgową w kwestii nauki, ale w rodzinie Ayrtona było zupełnie inaczej. Milton dbał o to, żeby starszy syn nie zaniedbywał edukacji i na jazdę gokartem zezwalał mu tylko wtedy, gdy ten miał w dzienniczku odpowiednio wysokie oceny i odrobił pracę domową. Chłopak się nie buntował, bo bardzo kochał ojca i chciał, żeby ten był z niego zadowolony. Możliwość wypadu na tor traktował jako nagrodę za dobre sprawowanie.

Dorosły Ayrton Senna często powtarzał, że nie ma żadnych idoli. W czasach jego dzieciństwa sprawy miały się jednak zupełnie inaczej. Najpierw podziwiał Jima Clarka, dwukrotnego mistrza świata Formuły 1, lecz po jego tragicznej śmierci w 1968 roku na torze Hockenheim przerzucił swoją sympatię na Jackiego Stewarta, który po tytuł najlepszego kierowcy najbardziej prestiżowej serii wyścigowej sięgał trzykrotnie. Na początku lat siedemdziesiątych w F1 triumfy święcił Brazylijczyk Emerson Fittipaldi. Sukcesy rodaka uzmysłowiły młodemu Ayrtonowi, że warto mieć marzenia, a chłopiec z Sao Paulo śnił przecież o tym, że pewnego dnia sam zasiądzie za kierownicą bolidu i wywalczy tytuł czempiona globu. Napisał nawet o tym w eseju szkolnym, który nauczyciel określił mianem... dziecięcych fantazji.

Z okazji dziesiątych urodzin "Beco" otrzymał w prezencie od ojca swojego pierwszego pełnowymiarowego gokarta. Było to cacko z silnikiem Parilla o pojemności 100cc. Ayrton do ukończenia trzynastego roku życia mógł jedynie testować nowy pojazd, ale to nie stanowiło dla niego większego problemu. W końcu jednak Elcio de Sao Thiago przyjął go do prowadzonego przez siebie klubu kartingowego, a 1 lipca 1973 roku Senna wystartował w swoim pierwszym profesjonalnym wyścigu. Pokonał wtedy m.in. Maurizio Salę, po czym stało się już jasne, że opowieści o jego ogromnym talencie nie były tylko czczym gadaniem. - Wtedy odkryłem to niesamowite uczucie: bycie pierwszym - tym najszybszym, zwycięzcą - opowiadał po latach. - To o wiele silniejsze doznanie niż szybka jazda.

Milton starał się dbać o to, żeby Ayrton uczęszczał do szkoły, lecz z biegiem czasu coraz trudniej było mu upilnować syna, którego oceny nie prezentowały się nadzwyczajnie. Nastolatek na lekcjach matematyki zamiast zajmować się skomplikowanymi obliczeniami, wolał rysować w zeszycie samochody wyścigowe. Wraz z chwilą przystąpienia do klubu cały wolny czas poświęcał kartingowi. Dwa lub trzy razy w tygodniu trenował na torze Interlagos, a dodatkowo interesował się mechaniką: potrafił wymienić silnik czy gaźnik, a także dobrać odpowiednie ustawienia podwozia do panujących warunków. - Jego poświęcenie było oczywiste - mówi Rubens Carpinelli, ówczesny prezydent Brazylijskiej Komisji Kartingowej. - Za każdym razem, kiedy przychodziłem na tor, on tam przebywał i trenował. Imponował mi. Był tylko chłopcem, gotowym z każdym rozmawiać o swoim gokarcie.

- Na początku robiłem to wszystko, bo czerpałem radość z samej jazdy. Podobało mi się kręcenie kierownicą, hamowanie, dodawanie gazu, czucie silnika i wsłuchiwanie się w jego dźwięk, wiatr we włosach oraz uczucie prędkości - tłumaczył Ayrton swoje zamiłowanie do czterech kółek. Pierwszy poważny sukces przyszedł bardzo szybko - dwa tygodnie po debiutanckim wyścigu wywalczył zimowe mistrzostwo juniorów Sao Paulo, a rok później był już młodzieżowym mistrzem stanu. Współpracował z hiszpańskim mechanikiem Lucio Pascualem Gasconem, zwanym "Tche" i uważanym za jednego z najlepszych specjalistów w branży oraz mentorem Emersona Fittipaldiego. Ojciec za wszystko płacił, a młodziutki Senna spędzał w warsztacie fachowca całe dnie i chłonął wiedzę, która z biegiem czasu dawała mu coraz większą przewagę nad rywalami. - "Tche" przygotowywał silniki, ale cała reszta należała do Ayrtona - opowiada Rubens Carpinelli. - Był kierowcą i mechanikiem w jednym. Zawsze chciał wiedzieć, co ma pod tyłkiem. Wiele zwycięstw odniósł właśnie dzięki dogłębnej znajomości swojego gokarta.
fot. Norio Koike©ASE fot. Norio Koike©ASE
Początki rywalizacji w kartingu to dla Senny niezliczone pojedynki z Maurizio Salą. Ayrton pokonał starszego kolegę w swoim pierwszym wyścigu, ale tamten tak łatwo nie złożył broni. Starcia tej dwójki bardzo często kończyły się kolizjami. "Beco" na torze nie bał się niczego i nigdy nie zostawiał przeciwnikom miejsca do ataków. Jeśli znajdował się z przodu, praktycznie nie dało się go wyprzedzić. Gdy padał deszcz, Ayrton był nie do pokonania.

Koniec części pierwszej. Kolejna już w najbliższy wtorek.

Specjalne podziękowania dla Priscili Nishimori oraz Instytutu Ayrtona Senny w Sao Paulo za udostępnienie zdjęć wykorzystanych w artykule.

Bibliografia: Tom Rubython - The Life of Senna, users.globalnet.co.uk/~jtmurphy, R.A.I.N. Respectfully Ayrton's International Network.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×