Tadeusz Obłój: Nie podpisałem pomeczowego protokołu

Stoczniowiec Gdańsk przegrał po dogrywce w Sanoku z miejscowym Ciarko KH. Mimo ambitnej walki gdańszczan, wynik nie cieszy Tadeusza Obłoja. Trener biało-niebieskich odniósł się do kontrowersyjnej bramki w doliczonym czasie gry.

Michał Gałęzewski
Michał Gałęzewski

Stoczniowiec w meczu z Ciarko KH Sanok nawet prowadził, jednak ostatecznie po dogrywce wygrali zawodnicy z Podkarpacia. - No cóż ale to gospodarze mają dwa punkty a my jeden. Sprawa kar będzie na pewno poruszana na najbliższej odprawie z drużyną. Musimy także poprawić skuteczność. Nie da się w hokeju wygrać meczu strzelając tylko dwie bramki. Okazji do strzelenia goli mieliśmy wiele - powiedział Tadeusz Obłój w rozmowie z portalem trojmiasto.pl. Sam szkoleniowiec był mimo wszystko zadowolony z postawy zespołu. - Jechaliśmy do Sanoka ponad 12 godzin. Po przyjeździe dałem drużynie nieco wolnego a później musieliśmy już wyjść na lód. Chwała chłopakom za to jak zagrali, na wyróżnienie zasługuje cała drużyna. Jeśli we wtorek zagramy z takim zaangażowaniem jak dzisiaj to na pewno z Cracovią wygramy - zapowiedział szkoleniowiec.

Świeżo upieczonego trenera biało-niebieskich poruszyła sprawa bramki w doliczonym czasie gry, która według niego nie powinna zostać zaliczona. - Sędzia najpierw pokazał, że nie ma bramki, wskazał na bulik, nawet nie podjeżdżał do sędziego bramkowego, który również nie zapalił czerwonego światła. Przemek po meczu zapewniał mnie, że krążek zatrzymał się na linii - relacjonuje Obłój. - Gospodarze zażądali analizy wideo. Trwało to kilkanaście minut. Sędzia w boksie był wręcz otoczony przedstawicielami gospodarzy. W końcu zadecydował, że jest bramka. Ja nie zgodziłem się z takim obrotem sprawy i nawet nie podpisałem pomeczowego protokołu. Chcieliśmy poprosić o płytę z zapisem meczu ale nagle okazało się, że nikogo, kto mógłby taką płytę nam dać nie ma - dodał zatroskany szkoleniowiec gdańskiego klubu.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×