Tragedia w Sylwestra. Izabela miała tylko 23 lata. "Nikogo nie można za to winić"

Sylwestrowa impreza była już gotowa. Do oporządzenia został ostatni koń. Wtedy wydarzyła się tragedia. - Nikogo nie można za to winić - mówi matka Izabeli Grochowiny, 23-letniej amazonki, która zmarła w Nowy Rok.

Dawid Borek
Dawid Borek
Izabela Grochowina Instagram / Na zdjęciu: Izabela Grochowina
- Izabelka była dla mnie całym światem. Wszystkim, co mi zostało po śmierci męża. Była jak promień światła, który rozświetlał życie innych - wspomina Izabelę Grochowinę jej matka Agata. Córkę zabrał jej nieszczęśliwy wypadek, do którego doszło w Sylwestra w ośrodku jeździeckim w Michałowicach.

"NIKOGO NIE MOŻNA ZA TO WINIĆ"

31 grudnia 2020 roku. Piękny, słoneczny dzień. - Rano, tak jak robiła to codziennie, Izabelka pojechała do stajni. Został jej do oporządzenia ostatni koń, którego miała oprowadzać, zgodnie z zaleceniem weterynarza. Wyszła na dwór korzystając z pogody. Oprowadzała konia po ujeżdżalni. Koń od samego początku był pobudzony - opisuje Agata Grochowina.

Około godziny 14., schodząc z ujeżdżalni, pobudzony koń Hotstar ruszył w stronę stajni. Pociągnął Izabelę. Próbując utrzymać zwierzę, 23-latka została za nim. Wtedy koń kopnął na oślep, zadając uderzenie w twarz.

Relacjonuje Andriej, stajenny Klubu Jeździeckiego Szary w Michałowicach, świadek wypadku: - Nie było bezpośredniej przyczyny spłoszenia się konia. Konie są zwierzętami płochliwymi i ucieczkę mają w swojej naturze. Kopnął do tyłu, bo ktoś za nim był i uniemożliwiał mu ucieczkę.

Kopnięcie było tragiczne w skutkach. U Izabeli Grochowiny doszło do nagłego zatrzymania krążenia. Już w stajni w Michałowicach rozpoczęto pierwszą pomoc i przywrócono funkcje życiowe. Na miejscu zjawił się helikopter Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który przetransportował poszkodowaną do szpitala w Krakowie.

Tam lekarze stoczyli walkę o życie 23-latki. Niestety, mimo wysiłków medyków, Izabela Grochowina zmarła. - Nikogo za to nie można winić - ucina temat nieszczęśliwego wypadku Agata Grochowina.

SYLWESTER BYŁ JUŻ GOTOWY

- Tego dnia spotkaliśmy się pod jej boksem. Ja miałem do pojeżdżenia jeszcze jednego konia, Iza miała pospacerować z ostatnim ze swoich. Wieczorem mieliśmy się spotkać u niej na imprezie sylwestrowej. Kiedy już kończyłem, zobaczyłem rumor. Odprowadziłem konia i poszedłem zobaczyć, co się dzieje. Izunia leżała na ujeżdżalni i była reanimowana. Prosiłem ją, żeby z nami została, ostatni raz powiedziałem, że ją kocham - wraca do tragicznego dnia Piotr Rachwał, jeden z najbliższych przyjaciół Izabeli Grochowiny.

Impreza sylwestrowa miała odbyć się w domu Izabeli. Miał być jej chłopak i znajomi. Spotkanie przygotowywała od kilku dni, wszystko było już praktycznie gotowe. - Do stajni specjalnie pojechała wcześniej, żeby mieć czas na zapięcie wszystkiego na ostatni guzik - wspomina pani Agata.

Córka była dla niej wszystkim. - Izabelka była dla mnie całym światem. Wszystkim, co mi zostało po śmierci męża. Była jak promień światła, który rozświetlał życie innych - mówi.

23-latka pomagała wszystkim i wszędzie: niepełnosprawnej babci, znajomym - pomagając im w stajni przy koniach, a nawet obcym, wspierając ich nie tylko mentalnie - dobrym słowem, ale i finansowo. - Pana Adama - stajennego - wielokrotnie odwoziła do domu po pracy, zawsze przywoziła mu jakiś prowiant - przypomina Piotr Rachwał.

TO BYŁA JEJ MIŁOŚĆ

Izabela kochała zwierzęta. Konie były dla niej wszystkim. - Jeździła konno od dziecka. Konie były jej największą miłością. Nie mogła bez nich żyć. Na wakacjach, już po trzech dniach, tęskniła za końmi. Nie wyobrażała sobie życie bez koni i jazdy konnej. Chciała nadal jeździć, startować na zawodach, trenować konie i innych jeźdźców. Nigdy by z tego nie zrezygnowała - przyznaje Agata Grochowina.

Jej córka często startowała w zawodach regionalnych i ogólnopolskich. Rywalizowała w skokach przez przeszkody. Eksperci mówili, że ma spory talent i wróżyli jej dużą karierę. Na koncie miała m.in. wicemistrzostwo juniorów w mistrzostwach okręgu krakowskiego, zajmowała premiowane miejsca w konkursach Grand Prix.

- Nikt nie miał bardziej zadbanych koni. Chodziła z nimi tam i z powrotem, między stajnią a padokami. Miała sześć koni, więc było co robić. Nigdy nie narzekała, że jest jej źle, że czegoś jej się nie chce. Zawsze była szczęśliwa i uśmiechnięta. Była pełna życia i wszystko się jej chciało - opisuje Piotr Rachwał.

Izabela kochała nie tylko konie. Żywiła też miłość do psów i kotów, które zabierała do swojego domu. Część tam zostawała, dla pozostałych 23-latka znajdowała nowe rodziny. - Była w trakcie organizowania zbiórki na bezdomne koty, planowała oddać swoje torebki. Niestety nie zdążyła - opisuje Rachwał.

Zobacz też:
#dziejesiewsporcie: Messi na parkiecie? Nie porywa
Skandal w Polsce, w nagrodę dostały... rajstopy. "Upokorzenie"

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×