Cykliści Czynią Cuda - tak jeden z najbogatszych Polaków buduje kolarskie imperium

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski

W górach było o wiele trudniej. Tutaj przyszły biznesmen nie błyszczał. - Byłem za ciężki, jak widziałem podjazd to łydki mi się trzęsły - mówił w 2014 roku Tomaszowi Moldze z serwisu natemat.pl.

Mając 21 lat uciekał przez 170 kilometrów podczas mistrzostw Polski. Wściekle gonił go peleton, w którym prym wiedli: wspomniany już Halupczok, Zenon Jaskuła (później trzeci zawodnik Tour de France), Marek Leśniewski czy Andrzej Sypytkowski. Sławy polskiego kolarstwa. Po trzech sezonach spędzonych wśród seniorów, ze względu na kontuzje zakończył karierę. Zajął się biznesem. Jednak o kolarstwie nie zapomniał. Startował w wyścigach mastersów. Wygrał ponad 50 razy. W 1996 roku z Pawłem Czopkiem został mistrzem Polski w jeździe parami. - Upór i konsekwencja, tego nauczył mnie sport. Cechy, które pomogły mi stworzyć swój biznes - podkreśla.

Tour de France już za rok? Będąc jeszcze czynnym kolarzem przywoził towary z zagranicznych wojaży. Sprzedawał je na targowisku, ze składanego łóżka polowego. Tak rozpoczął biznes, który przez 25 lat rozrósł się do niebotycznej skali. Sukces osiągnął hasłem Cena Czyni Cuda (czyli CCC). Miłek jest od wielu lat notowany w czołówce najbogatszych Polaków. W najnowszym rankingu magazynu "Forbes" (za rok 2016) znalazł się na czwartej pozycji z majątkiem szacowanym na ponad 3,5 mld złotych. Przed nim są jedynie: Sebastian i Dominika Kulczyk, Zygmunt Solorz-Żak oraz Michał Sołowow.

Ma piękny dom na skarpie nad jeziorem Garda we Włoszech, pałac w Łącku pod Płockiem, samolot. Nadal cieszy go jazda na rowerze. Kiedy leci na weekend do słonecznej Italii, aby oderwać się od codziennej gonitwy, korzysta ze śródziemnomorskiego klimatu i "kręci" kolejne kilometry.

W 2000 roku założył własny zespół kolarski. Przez 17 lat ekipa miała wzloty i upadki, jeździło w niej wiele gwiazd, zarówno polskich (Zamana, Dariusz Baranowski, Tomasz Brożyna), jak i zagranicznych (Paweł Tonkow, Davide Rebellin, Ondrej Sosenka, Siergiej Uszakow). Momentem przełomowym był udział zespołu w Giro d'Italia w 2003 roku. - To piekielnie trudny wyścig, ale nasz zespół był niezwykle aktywny i widoczny - wspomina Dariusz Baranowski, który zajął wówczas bardzo wysokie, dwunaste (a po dyskwalifikacji Raimondasa Rumsasa - jedenaste) miejsce w klasyfikacji generalnej. - Było to dla mnie szczególne ściganie, bo po latach jechałem w polskim zespole i czułem się w nim bardzo dobrze.

W 2015 roku CCC wystartowało w Giro po raz drugi, teraz w maju pojedzie po raz trzeci. Grupa dominuje na polskim rynku, jest widoczna w każdej edycji Tour de Pologne, próbuje swoich sił w klasykach. Spore zamieszanie w środowisku wywołała deklaracja Miłka z 2015 roku. - Najpóźniej do 2018 roku chcemy pojechać w Tour de France i znaleźć się w World Tourze - przyznał.

To nie takie łatwe. Przed rokiem sporo się mówiło, że CCC wykupi licencję od ekipy Tinkoff i pozyska w ten sposób choćby Rafała Majkę (ostatecznie najlepszy polski kolarz podpisał kontrakt z niemiecką Borą-Hansgrohe). Taki ruch dałby "Pomarańczowym" miejsce w elicie. Jednak nie jest trudno się zorientować, że kosztowałby Miłka dziesiątki milionów euro. Oczywiście biznesmena stać by było na taki ruch. Zdecydował się jednak pozostać przy swojej idei - budowania teamu krok po kroku.

Są głodni sukcesu

Ile brakuje, aby CCC Sprandi Polkowice znalazło się wśród najlepszych zespołów świata? Sporo. Najbogatsi (np. Team Sky) mają budżet w okolicach 25-30 mln euro. - Żeby uzyskać licencję i przez kilka lat swobodnie próbować swoich sił w World Tourze musielibyśmy mieć rocznie ok. 10 mln euro - mówi nam Krajewski.

Czyli 3-4 razy więcej niż obecnie. - Oczywiście moglibyśmy się tam próbować dostać z mniejszymi pieniędzmi, ale uważam, że to bez sensu - dodaje prezes CCC Sprandi. - Mogłoby się okazać, że po roku musielibyśmy opuścić to szacowne grono. A przecież nie o to chodzi.

Przychody biznesu Miłka pewnie nie skoczą w tym roku czterokrotnie (wtedy automatycznie budżet ekipy kolarskiej też tyle by się zwiększył), więc raczej udział w TdF 2018 odpada. Chociaż... - Nie do końca się z tym zgadzam - usłyszeliśmy od Krajewskiego. - Jeżeli nie wskoczymy do World Touru (wtedy CCC automatycznie pojechałoby w Wielkiej Pętli), to będziemy się starali o "dziką kartę". Z Giro udało się już trzykrotnie, więc czemu ma się nie udać we Francji. Nasza dobra postawa w maju we Włoszech powinna być dobrą kartą przetargową.

Z "dzikimi kartami" jest różnie. W 2016 roku CCC chciało jechać Vueltę a Espana. Niestety, organizatorzy nie zaprosili "Pomarańczowych". Obecnie polkowicka ekipa opiera się na młodych kolarzach. - Młodych i piekielnie głodnych sukcesu - podkreśla Wadecki.

Rzeczywiście wielu zawodników ma niewiele ponad 20 lat, jednym z liderów jest zaledwie 26-letni (jak na kolarza to młody wiek) Jan Hirt. To właśnie Czech, zwycięzca ubiegłorocznego Tour de Austria, ma być liderem podczas Giro. - We Włoszech nie celujemy w klasyfikację generalną - przyznaje Wadecki. - Chcemy jechać aktywnie, pokazywać się w ucieczkach, powalczyć o zwycięstwo etapowe. Znamy swoje miejsce w szeregu. Krok po kroku budujemy fundament pod światową czołówkę.

- CCC to zespół, w którym już dzisiaj mogliby jeździć najlepsi kolarze świata. I nie byliby zażenowani, wszystko jest zapięte na ostatni guzik - przekonuje Lang. - Potrzeba większego budżetu i wtedy podpisania kontraktów z zawodnikami z najwyższej półki. Wtedy TdF, Giro czy Vuelta będą stały otworem.

Tylko tyle i aż tyle. Obserwując karierę Miłka można przypuszczać, że to jest możliwe. Awans do World Touru wydaje się kwestią czasu. Przecież CCC chce w najbliższych latach wejść na kolejne rynki", m.in. amerykański i azjatycki. A to zapewne przyniesie lawinowy wzrost przychodu firmy, czyli jednocześnie budżetu ekipy kolarskiej.

Marek Bobakowski



 

Czy CCC pojedzie w 2018 roku Tour de France?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×