Marek Bobakowski: Prezes PZKol popełnił publicznie seppuku (komentarz)

W piątek można było rozpocząć procedurę restartu polskiego kolarstwa. Że tak się nie stało, odpowiedzialna jest jedna osoba. Pan, panie prezesie - pisze dziennikarz WP SportoweFakty, który ujawnił kolarską aferę.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Dariusz Banaszek, prezes PZKol Newspix / Tomasz Jastrzębowski/Foto Olimpik / Na zdjęciu: Dariusz Banaszek, prezes PZKol

Wszyscy są winni za to, co się dzieje w polskim kolarstwie. Wszyscy, czyli:

- my, jako dziennikarze, bo zajmujemy się wyjaśnianiem seksafery.
- WP SportoweFakty, a ja szczególnie, jako autor wywiadu z Piotr Kosmalą, dzięki któremu opinia publiczna poznała tę bulwersującą sprawę (Afera w polskim kolarstwie. Czy "dochodziło do uprawiania seksu z podopiecznymi?" - czytaj cały artykuł >>), że w ogóle coś takiego zamieściliśmy.
- Dariusz Miłek, właściciel CCC, za to, że chciał rządzić z tylnego fotela.
- wreszcie minister sportu Witold Bańka, gdyż - cytuję z pamięci - chciał kupić za pieniądze podatników stanowiska w Polskim Związku Kolarskim.

On, Dariusz Banaszek, jest niewinny. Przecież to nie za jego kadencji dochodziło do wykorzystywania seksualnego młodych zawodniczek, ściągania haraczy i innych bulwersujących zachowań. A że o tym wiedział, nie poinformował prokuratury, a nawet chciał przywrócić tego oskarżanego człowieka na stanowisko... To już szczegół.

Koniec opisu konferencji.

Panie Prezesie. Prawda jest inna. Winni jesteśmy wszyscy. Powtórzę: wszyscy! Ja też. Nie dlatego, że opublikowałem rozmowę z Kosmalą, od której ruszyła lawina. Dlatego, że ja też dałem się w pewnym sensie uśpić działaczowi, który być może ma na koncie te wszystkie skandaliczne rzeczy. Przecież rozmawiałem z nim wiele razy. Gdybym miał szerzej otwarte oczy może wnikliwej próbowałbym zbadać wątki obyczajowe, o których po raz pierwszy usłyszałem kilka miesięcy temu. Przyznaję: pewnie za bardzo zbagatelizowałem sprawę. I dlatego dochodzenie do prawdy zajęło mi tak długo.

Winni są też dziennikarze, którzy prawie 10 lat temu byli blisko grupy MTB CCC. Dlaczego nie zauważyli tych złych rzeczy, do których dochodziło w pokojach zawodniczek? Nie osądzam, może też zbagatelizowali sytuację. A może układ był tak szczelny, że nie dało się nic zauważyć.

Winny jest Dariusz Miłek. Kiedy tylko dowiedział się od audytorów o takich sytuacjach, nie powinien czekać aż zareaguje Banaszek, nie powinien do niego dzwonić i straszyć odejściem, powinien natychmiast udać się do prokuratury.

Winny jest Kosmala. Powinien publicznie o tym wszystkim powiedzieć w połowie października. Kiedy tylko się dowiedział.

Winny jest minister sportu. Mniej więcej w połowie listopada powziął informację o możliwości popełnienia przestępstwa. Przekazał ją natychmiast do prokuratury - brawo. Ale jednocześnie może powinien wyrzucić cały zarząd na bruk. Od razu, natychmiast. Pewnie, gdyby wiedział, co się potem zdarzy i jaki wybuchnie skandal, tak by zrobił. Szkoda, że nie ma szklanej kuli.

Winny jest w końcu Dariusz Banaszek. W październiku podczas posiedzenia zarządu krzyczał o "gwałtach, ruchaniu, EPO i przetaczaniu krwi". Dlaczego przez dwa miesiące nie poszedł pan z tym do prokuratury, albo chociaż na najbliższy posterunek policji? Dlaczego mając taką wiedzę, próbował przywrócić tego człowieka na stanowisko? Dlaczego nie zrobił tego, co każdy obywatel ma obowiązek zrobić, mając takie informacje?

Najbardziej żal poszkodowanych dziewczyn. Gdyby ta sprawa trafiła do prokuratury w październiku, teraz byłyby pewnie już po przesłuchaniach, a wokół seksafery nie byłoby tylu emocji. Kto wie, być może ich oprawca byłby już nawet aresztowany?

Na koniec jeszcze dwa słowa o decyzji prezesa PZKol. Nie podał się do dymisji, bo nie za jego czasów dochodziło do gorszących scen. Ja nawet jestem w stanie przyjąć to tłumaczenie. Oczywiście, że to nie jego wina. Jednak swoją postawą i swoimi decyzjami zraził do siebie wszystkich. CCC, Miłka, Orlen, ministerstwo sportu. Wszystkich, którzy wpłacali na konto PZKol pieniądze. Jak chce teraz funkcjonować?

A już personalny atak na ministra Bańkę, sugerowanie, że przyjaźnił się z oskarżanym działaczem ("wymieniali się telefonami", "spotykali się") to już zakrawa na seppuku. Jeżeli ma jakieś podejrzenia lub dowody, to powinien udać się do prokuratury, a nie publicznie spekulować.

Seppuku, nie wiedzieć czemu, ma nastąpić dopiero za trzy tygodnie (choć mam prawie pewność, że minister jednak nie wytrzyma i wprowadzi do związku zarząd komisaryczny). 22 grudnia podczas nowych wyborów. Trzy tygodnie, których kolarstwo nie ma. To kolejne trzy tygodnie, w ciągu których nasi kolarze nie dostaną pieniędzy na przygotowania, pracownicy biurowi PZKol nie otrzymają zaległych pensji (akurat przed Bożym Narodzeniem - ładny "prezent" nie ma co), a lokalni działacze wstydliwie będą przemykać ulicami swoich miasteczek, aby tylko nie nadziać się na komentarze w stylu: "co za burdel tam mają".

A można było dzisiaj rozpocząć procedurę restartu polskiego kolarstwa. Że tak się nie stało, to akurat jest odpowiedzialna tylko jedna osoba. Pan, panie prezesie.




Afera w polskim kolarstwie. Prokuratura zażądała dokumentów z audytu >>

Seksafera to nie jedyny problem PZKol. Padły słowa o "przetaczaniu krwi i EPO" >>

Czesław Lang: Musimy rozwiązać zarząd i wybrać nowych ludzi. Naszymi problemami interesują się za granicą >>

ZOBACZ WIDEO Dariusz Banaszek broni się i oskarża. "Kto wiedział pierwszy? Dariusz Miłek!"
Co byłoby najlepszym rozwiązaniem dla PZKol?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×