Marek Bobakowski: Skandaliczny zjazd delegatów utrzymał chory układ (komentarz)

Doniesienia o molestowaniu seksualnym, potężny dług związku, propozycja ogłoszenia upadłości, chaos organizacyjny i szkoleniowy - okazało się, że to za mało. Działacze pokazali, że mają w poważaniu opinię publiczną. Padły też szokujące słowa.

Marek Bobakowski
Marek Bobakowski
Dariusz Banaszek, były prezes PZKol East News / Artur Hojny / SE / Na zdjęciu: Dariusz Banaszek, były prezes PZKol

Mimo afery, skandalu, bałaganu organizacyjnego działacze kolarscy nadal stawiają na Dariusza Banaszka. Stołka prezesa nie poruszyła nawet związkowa komisja, która wytknęła błędy w zarządzaniu: "oszustwa związane z VAT, łamanie prawa o zamówieniach publicznych, oszukiwanie ZUS, alkohol kupowany na konto związku". Uśmiechnięty prezes śmiał się wszystkim w twarz, mówiąc: - A wy co, nie pijecie?

Delegaci Polskiego Związku Kolarskiego, którzy przyjechali w piątek (22.12) do Pruszkowa, aby decydować o przyszłości całej dyscypliny, zlekceważyli wszystkie sygnały! Jakby nie miało dla nich znaczenia, że obecnie dług sięga grubo ponad 10 milionów złotych, rachunki za prąd, wodę, ale i zobowiązania wobec ZUS nie są na bieżąco regulowane, a konta zajął komornik (zresztą i tak nie ma na nich pieniędzy). Kiedy Komisja Rewizyjna proponowała ogłoszenie upadłości, delegaci żartowali, klepali się po plecach. - Czas, który daliśmy na konsumpcję, się skończył - słowa prowadzącego zjazd przejdzie do annałów polskiego sportu.

Sebastian Parfjanowicz z Telewizji Polskiej zaproponował, aby zjazd nagrać na płyty i sprzedawać. Dochód ze sprzedaży powinien pokryć obecny dług związku. Możliwe. Neo-nówka, Kabaret Młodych Panów, Ani Mru Mru - choćby połączyły siły, nie wymyśliłby lepszego repertuaru.

Gdyby welodrom w Pruszkowie mógł się unosić pod wpływem wstydu i żenady, jaką czuł każdy z neutralnych obserwujących zjazd PZKol, musielibyśmy go teraz szukać gdzieś w stratosferze. Szkoda. To wpisywałoby się w marzenie wielu o "wysadzeniu delegatów w kosmos".

ZOBACZ WIDEO: Afera alkoholowa w reprezentacji Polski. Został wstrząs

Był więc alkohol, żenada, wzajemne obrzucanie się błotem i czytanie prywatnych SMS-ów oraz maili. Delegaci powoływali się często na to, aby dawać przykład młodzieży, która obserwuje obrady. No to dali.

Był też zarzut prezesa Banaszka wobec mnie (i Kamila Wolnickiego, dziennikarza "Przeglądu Sportowego"), że jesteśmy sowicie opłacani, a nasze teksty są sponsorowane przez - jak zrozumiałem - siły mu nieprzychylne. Z powodu powyżej przytoczonej wypowiedzi: "a wy co, nie pijecie?", nie zniżę się do tego poziomu. I nie będę komentował.

To było, jak wyciągnięcie środkowego, wyprostowanego palca do całego środowiska. Do małych szkółek kolarskich, do dzieciaków marzących o karierze Michała Kwiatkowskiego, do prowadzących lokalne kluby, które żyją głównie z dotacji państwowych, wreszcie do kolarzy, którzy zamiast przygotowywać się do imprez rangi mistrzostw świata, siedzą jak na dynamicie i nie wiedzą, czy w ogóle ktoś im kupi bilet lotniczy na te zawody.

- Afera obyczajowa została sztucznie wymyślona - powiedział w pewnym momencie prezes Banaszek.

10 razy sprawdzałem, czy się nie przesłyszałem. Czy prezes przez moment zastanowił się, co czują kobiety, które opowiedziały o molestowaniu seksualnym? Gdy słyszą takie zdanie? Gdy widzą, że podczas zjazdu publicznie wypowiada się człowiek, którego uważają za swojego oprawcę? A wystarczyło powiedzieć "przepraszam" w imieniu całego środowiska.

Prawie 70 procent poparcia jest sukcesem prezesie Banaszek. Działacze nie widzą problemu, może pan spokojnie jechać na stację benzynową. I wydać 45 złotych na alkohol, posługując się związkową kartą. Na zdrowie!

Jak oceniasz piątkowy zjazd PZKol?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×