Contador ostatni raz z Armstrongiem - komentarze po 20. etapie Tour de France

Misja wykonana. Zadowoleni byli po decydującym etapie Tour de France na górze Ventoux bracia Schleckowie, którzy jednak nie spełnili swojego marzenia o dostaniu się we dwóch na podium wyścigu. Młodszy Andy jest drugi, a starszy Fränk piąty.

Krzysztof Straszak
Krzysztof Straszak

- To najpiękniejsze zwycięstwo w mojej karierze - nie można się dziwić słowom Juana Manuela Garate, który skompletował w sobotę komplet zwycięstw w wielkich tourach. A w kolarskim życiu wygrał ledwie sześć wyścigów.

Po niezapomnianym etapie Garate przekonywał, że ostatniej nocy przyśniło mu się zwycięstwo. - Przez trzy tygodnie mieliśmy problemy: upadki, niefart. Tak się przygotowywaliśmy do Touru; potrzebowaliśmy tego zwycięstwa. Próbowaliśmy już w piątek - opowiada były mistrz Hiszpanii. - Zrealizowałem swoje kolarskie marzenie - mówi.

Zadaniem baskijskiego zawodnika podczas Touru była jednak pomoc w górach Denisowi Mienszowowi, który jednak kompletnie zawiódł. Mówi się, że Rosjanin nie był w stanie w ciągu dwóch miesięcy jechać na wysokim poziomie w Giro i Tourze, albo że po prostu za długo świętował swój triumf w "różowym wyścigu".

Wobec bierności Mienszowa i szybkiego wycofania się poobijanego w kraksie Roberta Gesinka, Garate został ostatnim klasycznym wspinaczem w ekipie Rabobanku. - Jedyną rzeczą, o której wciąż mogę marzyć jest podium wielkiego touru. Już byłem czwarty w Giro i cztery razy w pierwszej dziesiątce - przypomina.

Na ostatnich stu metrach na Ventoux pokonał współtowarzysza ucieczki, Tony'ego Martina, który w ubiegłym roku na drugiej pozycji ukończył królewski etap Tour de Pologne w Zakopanem. - Kiedy zdałem sobie sprawę, że pojedzie na przodzie, starałem się oszczędzać siły. Zaatakowałem na 2 km przed metą, ale gdy do celu było 700 m, zatrzymał mnie przedni wiatr. Chwyciłem się jego koła i poczekałem na sprint - relacjonuje.

Prosty plan

Nie narzekał po piątej pozycji na Ventoux Lance Armstrong, który utrzymał trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej. - Wszystko poszło dobrze - mówi. - To było proste: śledzić Wigginsa i Fränka Schlecka. Miałem do tego nogi - zdradza.

Teksańczyk zauważył, że licznie zgromadzeni widzowie na Ventoux... blokowali wiatr, który nie był tak odczuwalny, jak pierwotnie zakładano. - Nigdy nie widziałem tak wielu ludzi na Ventoux. To tak jakby zjechało się pół Francji i Ameryki - mówi.

Weteran szos ustąpił w Tour de France tylko znacznie młodszych od siebie Albertowi Contadorowi i Andy'emu Schleckowi. - Nie mogę narzekać. Dla takiego starego człowieka jak ja - mówi - powrót na podium z tymi młodymi kolarzami nie jest złą sprawą - powiedział siedmiokrotny (1999-2005) triumfator Wielkiej Pętli.

Contador, co teraz?

W niedzielę po dojechaniu do mety i uprzednim wypiciu lampki szampana pod Paryżem Contador odbierze żółtą koszulkę. - To był trudny Tour - mówił w sobotę. - Zanim tu przyjechałem, wiedziałem że muszę być silny psychicznie i fizycznie. Pod koniec każdego etapu mówiłem sobie: "Jeszcze jeden etap". Było napięcie, ale sytuacja się unormowała.

Pierwszy triumf w Tour de France odniósł Contador w 2007 roku. - Było wtedy bardzo ciasno aż do ostatniej jazdy na czas. To było zwycięstwo fizyczne - przypomina. - W tym roku uzyskałem nieco większe różnice w klasyfikacji. Miałem nogi do starć na szosie, ale wszystko jest wynikiem mentalności i przygotowania fizycznego. Od początku sezonu dbałem o każdy szczegół. Przyjechałem tu jako faworyt i nie mogłem liczyć na żaden element zaskoczenia - opowiada.

Uśmiechnął się na pytanie o to, czy aby Johan Bruyneel nie wolał, by wyścig wygrał Armstrong. - To dobre pytanie. W końcu ja mam co chciałem, a on ma swojego kolarza, który wygrał. Trzeba jego o to zapytać - wyjaśnia.

Madrytczyk najtrudniejsze chwile miał przeżyć dzień po etapie z metą na podjeździe na Arcalis, kiedy zyskał nad najgroźniejszymi rywalami 21 s przewagi. Dziś sam na sobie presji nie wywiera i nie ustala celów, by np. już teraz ogłaszać atak na rekordowy wynik zwycięstw w Tour de France swojego (jeszcze) kolegi z zespołu Armstronga.

Potwierdził Contador bowiem, że w przyszłym sezonie nie będzie ubierał tej samej koszulki co Amerykanin, który stanie się liderem formacji RadioShack. Najbardziej prawdopodobne drogi dla madrytczyka to: a) zostanie w Astanie z nowym kontraktem, ale już bez Bruyneela, b) przejście do Caisse d'Epargne, gdzie zrobi się wolne miejsce po prawdopodobnej dyskwalifikacji Alejandra Valverde lub c) dołączenie do projektu Fernarda Alonso, byłego mistrza świata Formuły 1, który planuje utworzyć grupę kolarską, ale chyba jednak dopiero w 2011 roku.

Jedno jest pewne: 26 lipca na Polach Elizejskich Contador i Armstrong, dwie wielkie figury kolarstwa XXI wieku, po raz ostatni wystąpią wspólnie jako kolarze Astany.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×