Witos i Jarecki kontra Polonia 2011 - relacja z meczu GKS Tychy - Polonia 2011
Młody zespół Polonii 2011 nie był skazywany na pożarcie w jaskini lwa, GKS jest już bowiem zupełnie inną ekipą niż w poprzedniej rundzie. Podopieczni Arkadiusza Miłoszwskiego ostatni raz na wyjeździe wygrali blisko cztery miesiące temu. Nie przerwali oni swojej złej passy, mimo że byli w lepszej sytuacji. Zabójcze okazały się dla nich dwie kwarty, które tak naprawdę przesądziły o zwycięstwie GKS-u.
Olga Krzysztofik
GKS i Polonia 2011 zajmują dwa ostatnie miejsca w pierwszoligowej tabeli, co niejako potwierdził początek meczu, który był przepełniony niecelnymi rzutami zawodników obu drużyn. Mimo skromnego prowadzenia tyszan, to nie oni prezentowali się lepiej (4:2). Po 3 minutach gry Sebastian Kowalczyk nie tylko ruszył z miejsca wynik, ale przede wszystkim obudził swoich kolegów (4:9). Tyszanie mieli wiele okazji do niwelowania strat, ale nie byli w stanie trafić do kosza, co tylko ułatwiało zadanie warszawianom - wypracowywanie sobie przewagi (8:13). Mimo że Tomasz Służałek poprosił o czas, to nie przyniósł on zasadniczej poprawy gry jego podopiecznych (10:18). Przed szansą zniwelowania przewagi do jednego punktu stał Dawid Witos, ale spudłował za trzy. Premierowa odsłona spotkania zakończyła się więc wynikiem 16:20.
Tyszanie rozpoczęli kolejną kwartę zmobilizowani, co było widać w ilości oddanych rzutów. Mogli zdobyć osiem punktów, ale ani razu nie trafili. Tę niemoc przełamał po 1,5 minuty gry akcją 2+1 Jarek Jarecki (19:23). Gospodarze z łatwością mogli doprowadzić do remisu, a nawet wyjść na prowadzenie, ale uniemożliwiała im to ogromna liczba niecelnych rzutów. Gdy doprowadzili do stanu 22:23 do głosu doszedł Michał Jankowski, który w krótkim czasie zdobył pięć punktów (22:28). Dopiero po 7 minutach męki w rzutach do remisu udało im się doprowadzić za sprawą wolnego Dawida Witosa (30:30). Natomiast już po minucie prowadzenie dała im dwójka Daniela Goldammera (34:33). GKS mimo niskiej skuteczności, wrócił więc w pełni do gry o zwycięstwo w meczu. Niemoc przeszła na ich rywali, stołeczni koszykarze od stanu 30:33 nie byli w stanie ani razu trafić. Do szatni schodzili więc w niezbyt dobrych nastrojach, gdy na tablicy widniał wynik 41:33.
Najwidoczniej w szatni miała miejsce rewolucja, w wyniku której na parkiecie oba zespoły zamieniły się rolami. Tę odsłonę z wysokiego C rozpoczęli bowiem warszawianie, którzy zniwelowali straty do jednego punktu (41:40). Natomiast do remisu doprowadziła trójka Wojciecha Glabasa (43:43). Był to tylko początek pogromu, przyjezdni bowiem rozkręcali się z akcji na akcję. Jednak pomagali im w tym rywale, których cechą charakterystyczną była nieskuteczność i jeszcze raz nieskuteczność. Wystarczy wspomnieć, że GKS w tej kwarcie zdobył jedynie sześć punktów (47:52)...
Początek czwartej odsłony spotkania należał do dwóch koszykarzy - Tomasza Bzdyry i Michała Michalaka. Ich rzuty ustaliły wynik na 54:61. Niemoc rzutowa dopadła jednak Polonię 2011, która przejęła formę tyszan z poprzedniej kwarty. Zaniepokojony takim obrotem spraw Arkadiusz Miłoszewski, po dwójce Piotra Hałasa poprosił o czas (59:63). Ten sam zawodnik odzyskał prowadzenie dla GKS-u na 2 minuty przed końcową syreną (67:66). Niemoc Polonii 2011 trwała nadal. Na 14 sekund przed końcem o czas poprosił jeszcze Arkadiusz Miłoszewski, ale było to raczej tylko wołanie o pomoc, na którą i tak było już za późno. Mecz zakończył się wynikiem 75:66, a jego podopieczni przegrali przez własną nieskuteczność - w tej kwarcie nie trafili przez ostatnie 5 minut!
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.