Wisła zgodnie z planem - relacja z meczu Wisła Can - Pack Kraków - ŁKS Siemens AGD Łódź

Bez niespodzianki zakończyła się sobotnia konfrontacja krakowskiej Wisły z ŁKS-em Łódź. Gospodynie dzięki świetnie rozegranej pierwszej połowie pewnie zwyciężyły w stosunku 82:66, notując tym samym czwartą wygraną z rzędu na ligowych parkietach. Łodzianki natomiast nie potrafiły dorównać bardziej utytułowanemu rywalowi i w zasadzie już po kilku minutach jasnym było, że tego wieczoru raczej nie mają co myśleć o końcowym sukcesie.

Adam Popek
Adam Popek

Wszystko dlatego, że Wiślaczki przystąpiły do tej rywalizacji bardzo skoncentrowane i od pierwszych chwil dyktowały na parkiecie swoje warunki gry. Ich dobra postawa widoczna była szczególnie w ofensywie, gdzie w porównaniu do poprzednich spotkań krakowianki zagrały o wiele mądrzej i skuteczniej. Dzięki temu po kilku minutach mogły się pochwalić kilkupunktowym prowadzeniem, którego jak się później okazało, nie oddały do samego końca. W szeregach mistrzyń Polski podobać się mogła postawa rozgrywającej Any Dabović. Serbka, po słabym występie w środowym pojedynku z Good Angels Koszyce za wszelką cenę chciała się zrehabilitować i nie tylko nadawała ton grze swojemu zespołowi, ale też świetnie wywiązywała się z roli strzelca. Warto dodać, że wobec przeziębienia Pauliny Pawlak tym razem to jej trener Jose Ignacio Hernandez powierzył rolę pierwszego playmakera, w związku z czym można śmiało powiedzieć, że 22-letnia zawodniczka zdała egzamin. Koszykarki ŁKS-u natomiast w tym czasie próbowały oprzeć swoją grę na Melissie Dalembert, która co prawda przejawiała dużą chęć do gry, ale w pojedynkę nie była w stanie wiele zdziałać. Efektem tego po pierwszej kwarcie Biała Gwiazda wygrywała już 25:16, co stawiało ją w bardzo korzystnym położeniu.

W drugiej odsłonie łodzianki miały nadzieję, że uda im się przynajmniej odrobić straty, wobec czego od razu ruszyły do ataku. Krakowianki jednak ani myślały odpuszczać i widząc zamiary zespołu przyjezdnego jeszcze bardziej zacieśniły szeregi obronne. Sprawiło to, że podopieczne Adama Prabuckiego właściwie nie miały pola manewru w ofensywie, a tym samym swobody przy oddawaniu rzutów, wobec czego ich starania najczęściej szły na marne. W ich szeregach na wyróżnienie zasługiwała jednak Natalija Trofimowa. Białorusinka jako jedna z nielicznych potrafiła skutecznie przeciwstawić się zawodniczkom Wisły i stwarzała realne zagrożenie pod jej koszem. Jednakże jej wyczyny wcale nie deprymowały pewnych siebie gospodyń. Wręcz przeciwnie, ewentualne straty punktowe podopieczne Jose Hernandeza momentalnie odrabiały i co więcej, zdołały nawet powiększyć swoją przewagę, która w pewnym momencie sięgała już piętnastu "oczek". W dużym stopniu przyczyniła się do tego Erin Phillips, która z każdą minutą potwierdzała swoje nieprzeciętne umiejętności strzeleckie. Po akcjach Australijki i dobrze spisującej się w polu trzech sekund Milki Bjelicy wynik na tablicy świetlnej brzmiał 49:30, przez co Wiślaczki mogły udać się na długą przerwę w zdecydowanie lepszych nastrojach.

Po zmianie stron obraz gry nie uległ zmianie. Miejscowe cały czas kontrolowały boiskowe wydarzenia i ani przez moment ich wysokie prowadzenie nie było zagrożone. Oprócz wspominanych już zawodniczek ekipy mistrza Polski, in plus zapisała się także Joanna Czarnecka. Polka tym razem spędziła na parkiecie aż 20 minut i zdążyła zaliczyć kilka udanych zagrań. Ponadto nie można zapominać o tym, że wkład w końcowe zwycięstwo miała Anke DeMondt. Belgijka, choć w sobotnie popołudnie była oszczędzana przez hiszpańskiego szkoleniowca, w trakcie kilkunastominutowego występu popisała się dwoma efektownymi "trójkami". ŁKS natomiast, w tej części gry pokazał swoje nieco lepsze oblicze, ale prawdą jest, że było to w dużej mierze efektem spowolnienia, jakie miało miejsce w szeregach Wisły.

Podobnie rzecz miała się w decydującej batalii. Małopolski zespół nie grał już na tak wysokich obrotach, jak miało to miejsce w pierwszej połowie, przez co kibice częściej mogli obserwować udane akcje ze strony gości. Nie oznaczało to jednak, że Wiślaczki zupełnie spuściły z tonu. Same konsekwentnie realizowały założenia taktyczne i bez większych nerwów odliczały upływające minuty. W pewnym momencie nawet, sztab szkoleniowy krakowskiego teamu zdecydował się na wprowadzenie do gry zmienniczek, wśród których znalazła się m in. młodzieżowa reprezentantka Polski, Agnieszka Śnieżek. Co ważne, nie wpłynęło negatywnie na postawę Wisły, która zwyciężyła w ostatecznym rezultacie 82:66. Jej wygrana mogła być jeszcze bardziej okazała, ale w końcowych fragmentach za trzy celnie przymierzyła jeszcze Justyna Jeziorna, zmniejszając w ten sposób rozmiary porażki swojego zespołu.

Wisła Can - Pack Kraków - ŁKS Siemens AGD Łódź 82:66 (25:16, 24:14, 15:16, 18:20)

Wisła: Dabović 16, Phillips 15, Bjelica 11, DeMondt 10, Ujhelyi 7, Krężel, Czarnecka 6, Pawlak 5, Śnieżek 0

ŁKS: Trofimowa 16, Jeziorna 13, Dalembert 11, Hoewisch 9, Prochaska 7, Raymond 4, Kenig 3, Urbanowicz 3

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×