Wyśniony scenariusz Wisły - relacja z meczu USK Praga - Wisła Can-Pack Kraków

Zdjęcie okładkowe artykułu:
zdjęcie autora artykułu

W piątkowy wieczór na parkiecie praskiej hali dominowała walka. W takiej rzeczywistości o wiele lepiej odnalazły się mistrzynie Polski, które zwyciężając przypieczętowały awans do wymarzonego grona ośmiu najlepszych drużyn Starego Kontynentu.

Krakowianki przystąpiły do meczu w atmosferze ogromnego skupienia. Takiemu podejściu nie było się absolutnie co dziwić, ponieważ szansa na awans do finałowej fazy rozgrywek stała otworem i tylko od nich samych zależało, czy zdołają ją wykorzystać.

Wiślaczki wiedząc o tym doskonale rozpoczęły od popisowych akcji Eweliny Kobryn i Erin Phillips, które po zaledwie 30 sekundach wyprowadziły swój team na sześciopunktowe prowadzenie. Dla mistrzyń Polski taki początek był wręcz wymarzony i można było przypuszczać, że niebawem odskoczą na jeszcze większy dystans. Niestety dla nich gospodynie otrząsnęły się z letargu i wkrótce później zniwelowały straty przez co rywalizacja zrobiła się zdecydowanie bardziej wyrównana. Faktem jest, że małopolski zespół próbował momentalnie zareagować, ale jego podkoszowe chybiły kilka prób z rzędu. Jednakże podopieczne Jose Ignacio Hernandeza nie poddały się zbyt łatwo i za sprawą Milki Bjelicy oraz Anke DeMondt dopięły swego w końcówce kwarty kiedy to wygrywały 24:13, będąc jednocześnie w zdecydowanie bardziej uprzywilejowanej sytuacji.

W drugiej "ćwiartce" Czeszki narzuciły nieco twardsze warunki gry, lecz Biała Gwiazda wciąż nie pozwalała się zdetronizować. Jej zawodniczki bardzo dobrze prezentowały się zwłaszcza w defensywie, nadrabiając w ten sposób wszelkie błędy popełniane po przeciwnej stronie parkietu. Wbrew pozorom jednak w ataku również można było dopatrzeć się wielu plusów. Największym z nich była aktywność Nicole Powell oraz Phillips. Australijka w dużym stopniu stanowiła o sile całego kolektywu i niekiedy przechodziła samą siebie, wygrywając bezpośrednie pojedynki z rosłymi koszykarkami USK. Po jednej z jej akcji wynik na tablicy świetlnej brzmiał 30:16, w związku z czym przedstawiciele krakowskiego klubu mogli być zadowoleni. Miejscowe natomiast punktowały zdecydowanie za rzadko i na tle swoich przeciwniczek wyglądały jak ubogie krewne. Na niewiele zdawały się także starania rozgrywającej pierwsze spotkanie po długiej przerwie DeLishy Milton Jones. Amerykanka chciała pomóc swoim koleżankom, ale zamiast tego bez przerwy okazywała swoją frustrację. Wszystko to sprawiło, że na długą przerwę Wisła schodziła prowadząc 43:30 i pozostawało mieć nadzieję, że utrzyma wysoką koncentrację.

Po zmianie stron mistrzynie Polski zaczęły wykonywać wiele nerwowych ruchów, co znalazło negatywne odzwierciedlenie w ich skuteczności. Na poparcie tych słów wystarczy przytoczyć, że przez 150 sekund nie potrafiły trafić do kosza i prezentowały się znacznie gorzej niż w poprzednich fragmentach. Szczęśliwie prażanki w tym samym czasie również nie stroniły od błędów dzięki czemu przewaga zespołu dowodzonego przez hiszpańskiego szkoleniowca wciąż oscylowała wokół piętnastu "oczek". Ta tendencja uległa zmianie w końcowych minutach. Ekipa ze stolicy Czech, wykorzystując wiele niecelnych prób wiślaczek, nastawiła się na kontry, które okazały się być skuteczną bronią. W ich szeregach brylowała Katerina Elhotova, punktując z najrozmaitszych pozycji. Mimo to, krakowianki i tym razem nie sobie wejść na głowę, oddalając zagrożenie tuż przed ostatnią przerwą. Dzięki temu wygrywały 57:44, będąc jedną nogą w niebie.

W decydującej batalii, której notabene towarzyszyła niezwykle napięta atmosfera Biała Gwiazda nie dała się zaskoczyć. Zdając sobie sprawę z powagi sytuacji, w każdej sekundzie pracowała na końcowy sukces, który w pewnym momencie był już na wyciągnięcie ręki. Faktem jest, iż podopieczne trenera Lubomir Blażka non stop wywierały presję, ale przyjezdne były doskonale przygotowane na taki scenariusz i ani na moment nie straciły panowania. Kulminacyjna chwila przyszła 2 minuty przed finiszem. Pobudzona do walki Phillips trafiła z okolic siódmego metra i stało się jasne, że do Stambułu poleci Wisła. Ostatecznie spotkanie zakończyło się jej zwycięstwem 74:60, w związku z czym marzenie zostało spełnione.

ZVVZ USK Praga - Wisła Can Pack Kraków 60:74 (13:24, 17:19, 14:14, 16:17)

ZVVZ USK: Katerina Elhotova 12, Frida Eldebrink 12, Viktoria Mircheva 12, Eva Viteckova 9, Lindsay Whalen 9 (11 zb), Delisha Milton-Jones 6, Elin Eldebrink 0, Petra Kulichova 0.

Wisła Can Pack: Ewelina Kobryn 22, Nicole Powell 12, Milka Bjelica 15 (12 zb), Erin Phillips 12, Anke DeMondt 11, Katarzyna Krężel 2

Źródło artykułu: