Trefl Sopot nie myślał o ściągnięciu Dylewicza

Działacze Trefla Sopot nie rozważali zakontraktowania Filipa Dylewicz w tym okienku transferowym. Aczkolwiek nie zamykają sobie furtki w sprawie jego powrotu do drużyny w przyszłości.

Karol Wasiek
Karol Wasiek

Kilka dni temu Filip Dylewicz podpisał dwuletni kontrakt z PGE Turowem Zgorzelec. 34-letni zawodnik był jedną z ważniejszych postaci w ekipie Miodraga Rajkovicia w ostatnim sezonie. Działacze ze Zgorzelca za priorytet postawili sobie pozostawienie Dylewicza w drużynie. Obie strony dość szybko doszły do porozumienia.

Zakusów na ściągnięcie zawodnika nie mieli tym razem przedstawiciele Trefla Sopot. Dylewicz przez wiele lat reprezentował barwy tego klubu, ale przed poprzednim sezonem opuścił szeregi "żołto-czarnych" i przeniósł się do Zgorzelca.

- To jest świetny zawodnik, którego bardzo byśmy chcieli mieć w swoim składzie, ale musimy jeszcze na to poczekać. Żeby nastąpiła współpraca, to obie strony muszą tego chcieć. Na tę chwilę nie mamy takich warunków, żeby Filip u nas grał. Życzę mu powodzenia w Eurolidze. Jesteśmy z niego bardzo dumni, bo osiąga wspaniałe sukcesy - podkreśla Kazimierz Wierzbicki, właściciel Trefla Sopot.

Sam zawodnik podkreśla z kolei, że spotkał się z Tomaszem Kwiatkowskim, dyrektorem sportowym klubu, ale rozmowa miała raczej luźny charakter. - Nie była to rozmowa konkretna. Zresztą prezes Dolny się do mnie nie odezwał. Wydaje mi się, że Trefl musi sobie poradzić ze swoimi kłopotami. Widać, że ten sezon traktują jako przełomowy w drodze do odzyskania 100 procentowej wiarygodności w oczach wszystkich zawodników. Myślę, że jest to dobre posunięcie - podkreśla Dylewicz.

Zawodnik nie chce odpowiadać na pytanie, czy w przyszłości wróci jeszcze do Trefla Sopot, żeby w tym klubie zakończyć karierę. - Nie myślałem o tym, ponieważ nie rozważałem jeszcze zakończenia swojej przygody ze sportem. Wiadomo, że z Sopotem łączy mnie całkiem dużo, spędziłem wiele wspaniałych lat i sentymentalnie jestem związany z tym klubem. Prawda jest taka, że gdyby nie pan Kazimierz Wierzbicki, to najprawdopodobniej, nigdy nie zagrałbym w koszykówkę - przyznaje Dylewicz.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×