Wielki triumf w Krakowie. Wisła odrobiła ponad 20 punktów i pokonała Bourges

Dramatyczny przebieg miało czwartkowe spotkanie z Francuzkami. Wiślaczki przegrywały już wysoko, ale niesamowita ostatnia kwarta i popisy Yvonne Turner pozwoliły im wrócić do nieba. Tym samym odniosły pierwszą wygraną w Eurolidze.

Adam Popek
Adam Popek

Spotkanie rozpoczęło się nadspodziewanie dobrze dla wiślaczek. Wykorzystując nieskuteczność rywalek szybko osiągnęły prowadzenie 6:0 pokazując jak bardzo chcą odnieść pierwsze euroligowe zwycięstwo. Niestety passa została wnet przerwana. Największy as gości, Celine Dumerc wzięła sprawy w swoje ręce i niemal w pojedynkę wyrównała. Równocześnie trzeba przyznać, że defensywa nie zachowała się najlepiej dopuszczając inteligentną rozgrywającą do pozycji strzeleckich. Szkoleniowiec poprosił o przerwę, by udzielić podopiecznym paru wskazówek, lecz ten zabiegł nie przyniósł spodziewanych korzyści.

Bourges nabierało tempa. Spod kosza trafiła Laura Hodges. Akcją "2+1" popisała się Chevaugeon, dzięki czemu ich drużyna zasłużenie wygrywała po pierwszej kwarcie 19:10. Biała Gwiazda równocześnie zupełnie zatraciła polot w ofensywie. Znacznie trudniej przychodziło powiększenie ogólnego dorobku, co musiało dać dość negatywne skutki.

Ku zaskoczeniu na parkiecie pojawiła się Laura Nicholls Gonzalez. Istniały przypuszczenia, że w poprzednim występie poważnie uszkodziła mięsień, ale całą sprawa znalazła szczęśliwy finisz, więc 26-latka spróbowała wspomóc koleżanki. Więcej pożytecznej pracy wykonała jednak Devereaux Peters. Amerykanka w drugiej kwarcie dała impuls zespołowi i wydawało się, że wkrótce krakowianki znów staną się równorzędnym przeciwniczek dla Francuzek, lecz te zachowały czujność. Jeśli tylko Wisła zaczynała zagrażać zawodniczki błyskawicznie reagowały utrzymując zarazem całkiem sporą przewagę. Długą przerwę spędziły przy rezultacie 23:35.

W następnej odsłonie nadal dyktowały tempo, a sztab szkoleniowy mistrza Polski mógł jedynie wyładowywać złość i częściowo także okazywać bezradność. To słowo najlepiej opisuje problemy krakowskiego klubu w ataku. Zdecydowanie za rzadko umieszczały piłkę w obręczy, jakby nie znały sposobu na przechytrzenie oponenta. Rywalki z kolei spokojnie realizowały założenia i choć nie zademonstrował żadnych "fajerwerków" to systematycznie przybliżał się w stronę triumfu. Kiedy zza łuku przymierzyła Ingrid Tanqueray przyjezdne posiadały aż 21 "oczek" więcej, zatem nadzieje na ewentualny sukces faworytek publiczności poważnie stopniały.

I wtedy stało się coś niesamowitego. Polski czempion niczym uśpiony wojownik powstał nadrabiając wszelkie straty. Kapitalne wejście z ławki zaliczyła Agnieszka Szott-Hejmej, szarże Yvonne Turner nagle zaczęły siać spustoszenie w ekipie z zachodu Europy, a Katerina Zohnova nie myliła się w "trójkach". Rywalki najwyraźniej za wcześnie uwierzyły, że pełna pula przypadnie właśnie im. Cała hala eksplodowała radością. Wisła Can Pack wpadła w prawdziwy trans ukazując jakże odmienne oblicze. Czterdzieści sekund przed końcową syreną najważniejsza statystyka pojedynku wskazywała 66:64!

Całego trudu nie zniweczono! Ostatniej zagrywki nie wykończyła Dumerc. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem teamu dowodzonego przez Jose Ignacio Hernandeza , pierwszym podczas aktualnego sezonu.

Wisła Can Pack Kraków - Tango Bourges Basket 66:64 (10:20, 13:15, 18:23, 25:6)

Wisła Can Pack: Turner 25, Peters 12, Zohnova 9, Szott Hejmej 7, Ouvina 6, Nicholls 3, Ziętara 2, Żurowska Cegielska 2.

Bourges: Hodges 15, Leedham 11, Dumerc 8, Ciak 7, Page 7, Tanquray 7, Salagnac 6, Chevaugeon 3.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×