Kim stałyby się gwiazdy NBA, gdyby nie grały w kosza?

Maciej Kwiatkowski
Maciej Kwiatkowski
Larry Bird Każdy młody fan koszykówki w Polsce powinien poznać jego historię. Są książki, filmy - wszystko na wyciągnięcie ręki. 18-letni Larry przytłoczony atmosferę kampusu wielkiego Uniwersytetu Indiana już po miesiącu wrócił do domu, do siebie, do małego miasteczka French Lick. Tam uczył się w małym koledżu i imał się różnych prac - pracował nawet jako śmieciarz. Mama Georgia na tyłach jednopiętrowego domu miała ogródek i Larry szybko załapał jak sadzić i pielić. Bird prawdopodobnie zostałby więc farmerem z amerykańskiego "midwestu" - hardym i szorstkim chłopakiem, który mógłby rozkwasić ci nos, gdybyś nie wywiązywał się ze swojej pracy jako trener jego dzieci w małej lidze baseballa. Dla tych potrzebujących egzaltacji - być może zostałby właścicielem winnicy. Bo podobnie jak Gregg Popovich Bird jest koneserem chardonnay i podobnie jak "Pop" też jest współwłaścicielem marki win. Możesz zamówić sobie butelkę "Legends" wprost z doliny Sonoma, z autografem najlepszego białego w historii tej gry... Bardziej pasuje mi jednak historia z nosem.

Marcin Gortat A skoro już jesteśmy przy nosach... Ojciec Gortata, Pan Janusz Gortat to medalista olimpijski w boksie. Jego starszy syn też został bokserem, a młodszy koszykarzem. Marcin Gortat zaczynał jednak przygodę ze sportem jako bramkarz i patrząc na jego wzrost i mobilność mógłby w piłce nożnej stać się kimś kto po prostu wyeliminowałby dośrodkowania w pole karne. Ale stwierdziliśmy, że to byłoby zbyt proste... Gortat ma nienaganną posturę i dostojnie prezentuje się w garniturze. W Waszyngtonie znany jest między innymi właśnie z tego, że hołduje zasadzie "The Way You Dress, The Way You Play". Zebraliśmy więc wszystko do kupy - piłkę nożną, warunki fizyczne, szyk i elegancję, no i ten nieszczęśliwy nos. Stwierdziliśmy, że Gortat faktycznie zostałby bramkarzem, ale w dyskotece.

LeBron James Szukanie alternatywnego zawodu LeBronowi Jamesowi nie zajęło nam dużo czasu. Może dlatego, że większość moich znajomych go nie lubi i nie chciała się zastanawiać kim mógłby zostać. Lepsze to niż "nikim"... Ale taki atletyczny fenomen jak James, przy wzroście 203 cm i ważąc ok. 115 kg, był blisko tego, aby nie być tym kim jest obecnie. Nie chodzi już o trudne warunki w jakich przyszło mu się wychować, tylko o to, że pierwszą miłością Jamesa był futbol amerykański i jako uczeń szkoły średniej grał na pozycji tzw "wide receivera", łapiąc na skrzydle podania "quarterbacka". Wtedy wróżono mu większą karierę w futbolu. Oczywiście do pewnego czasu. Bill Barnwell z nieistniejącego już "Grantlandu" pisał jednak, że James przy swoim wzroście stałby się celem dla obrońców, którzy częściej niż w uda czy biodra, trafialiby go w kolana i kostki. Wskazywał na to, że niewielu było tak wysokich skrzydłowych i James lepiej by się sprawdził jako ktoś kto używany byłby na boisku futbolowym wszechstronnie, na wielu różnych pozycjach. W każdym razie nic lepszego niż futbol nie wymyśliliśmy. Dobrze, że gra w koszykówkę.

Pau Gasol Być może najlepszy koszykarz w historii Europy jest także pięknym człowiekiem o nieskazitelnej biografii. "Kiedy byłem mały i pytali się mnie kim chciałbym zostać, mówiłem, że lekarzem. Chciałem być naukowcem. Zawsze pasjonowały mnie biologia i nauka, a także matematyka. Miałem marzenie, że będę w stanie uzdrawiać ludzi i chronić ludzkie życie. Nie wiedziałem jak ...ale to coś co miałem w głowie, gdy byłem mały". Gasol nie był jednak długo mały i szybko stał się jednym z najlepszych koszykarzy w Hiszpanii, potem w Europie i na koniec w NBA. Cóż, Pau prawdopodobnie zostałby więc lekarzem, ale już jakiś czas temu wymyśliłem mu być może nie tak odpowiedzialną, za to bardziej symboliczną posadę - wybacz patos - Prezydenta Świata. Nie byłoby konfliktów, nie istniałyby mury. Teraz brzmi to ironicznie, ale Pau Gasolowi po zakończeniu kariery "grozi" to, że zostanie kimś kto próbował będzie zrobić różnicę w tym cynicznym świecie.

Michael Jordan Jordan w 1993 roku rzucił koszykówkę, aby grać w baseball. Do dziś lubi grać w golfa, w karty i upokarzać w meczach jeden na jednego koszykarzy Charlotte Hornets, których jest właścicielem. Ta chęć dominacji i wygrywania, przeniosła się też na hazard, od którego Jordan już od ponad 20 lat jest uzależniony. Znalezienie alternatywnej drogi Jordanowi było więc z pozoru proste, ale z drugiej strony w hazard wszedł dopiero kiedy miał pieniądze. A tu chodzi o to jak je zdobyć bez koszykówki. Na szczęście wyznanie Jordana kilka miesięcy temu pozbawiło nas problemu (sugerowałem, że mógłby być "najlepszym bezrobotnym na świecie", ale nie spotkało się to z aprobatą...). Jordan, który studiował geografię na Uniwersytecie Północnej Karoliny, powiedział że chciał pracować w telewizji jako pogodynka. "Nie śmiejcie się" - dodał od razu. "Ale to naprawdę coś co chciałem robić. Więc gdybym nie grał ani w koszykówkę, ani w baseball, to najprawdopodobniej mówiłbym Wam jaka będzie pogoda." Domyślam się, że dla Jordana byłaby najlepsza, a dla nas, cóż... Może trochę słońca byśmy wygrali.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×