Michaił Prochorow: czy Rosjanin to najgorszy właściciel klubu w całej NBA?

Rosjanin w 2010 roku zapowiadał, że z Brooklyn Nets zbuduje potęgę i sięgnie po tytuł. Nic z tego nie wyszło, a drużyna zmarnowała ten czas.

Krzysztof Gieszczyk
Krzysztof Gieszczyk

Michaił Prochorow zrobił dobry interes. Rosyjski oligarcha w 2009 roku kupił osiemdziesiąt procent akcji New Jersey Nets za 200 mln dolarów. W zeszłym roku próbował sprzedać drużynę za 1,2 mld. Wycofał się już z pomysłu pozbycia się klubu NBA, jednak to pokazuje, jak traktował Nets - jak zabawkę. Jego pobyt w USA to pasmo rozczarowań.

Handel dżinsami

To miał być odpowiednik Chelsea - przychodzą wielkie pieniądze ze Wschodu, po czym przyjdą wielkie nazwiska i wielkie sukcesy. Brooklyn Nets (tak się obecnie nazywa drużyna, do 2012 roku New Jersey Nets) przez ostatnie pięć sezonów trzy razy awansowała do play offów, tylko raz pokonując pierwszą rundę. W styczniu Prochorow pozbył się trenera Lionela Hollinsa (generalny menedżer, Billy King, zrezygnował), ale cały czas robi dobrą minę do złej gry. Zapowiada, że teraz kibiców czeka tylko drobny reset i znowu zaczyna się walka o mistrzostwo.

Na razie nie ma o tym mowy. Dla Prochorowa NBA to jedynie kaprys. Wielkie kontrakty dla koszykarzy (w tym sezonie 90 mln dolarów) nie stanowią problemu dla człowieka dysponującego majątkiem ponad 6 mld dolarów. Pierwszy zagraniczny właściciel zespołu w historii ligi nie jest jednak w stanie wyciągnąć Nets z przeciętności.

W 2010 roku w Nowym Jorku królowały plakaty z Prochorowem i Jay-Z, słynnym raperem, który posiadał niewielką liczbę akcji Nets. Akcja reklamowa propagowała hasło, że oto pojawiła się nowa siła, za którą stoją wpływy Jay-Z i pieniądze Prochorowa. Tego ostatniego wszyscy traktowali jednak jak nuworysza, który próbuje wedrzeć się do wielkiego świata popisując się swoim bogactwem.

Raper nigdy nie ukrywał lekkiej pogardy dla człowieka, który swój majątek zbił w niejasny sposób, dzięki dzikiej prywatyzacji i układom z Władimirem Putinem. 50-letni Prochorow w przeszłości m.in. sprzedawał dżinsy i był bankierem. Obecnie przeszedł na drugą stronę barykady i zalicza się do krytyków obozu Putina.

Nie widzieli właściciela

Prochorow od początku chciał pozyskać przychylność kibiców i mediów. Zaraz po przyjściu do NBA pytał, jak szybko można zbudować mistrzowski zespół. Zadeklarował, że zajmie mu to maksymalnie pięć lat. Jak na razie ten okres charakteryzuje chaos i przepłacone kontrakty za zawodników, którzy najlepsze lata mieli za sobą.

Rosyjski oligarcha nieco otrzeźwiał. Po zwolnieniu Hollinsa zwołał konferencję prasową i przyznał, że jednak potrzeba nowego, silnego menedżera generalnego. Takiego, który ogarnie cały klub i z głową podpisze kontrakty. Same pieniądze w NBA niczego nie gwarantują.

W ostatnim czasie Prochorow bardziej zainteresował się tym, co dzieje się w Nets. W przeszłości najczęściej wolał wszystko zrzucić na barki swoich przedstawicieli, a samemu zajmować się rozlicznymi interesami i polityką. Deron Williams, były zawodnik Nets, powiedział, że spotkał Prochorowa dwa razy - kiedy klub z Brooklynu pozyskał go z Utah Jazz, a także w Moskwie, gdzie przebywał w 2012 roku. Byli jednak i tacy zawodnicy, którzy właściciela nie widzieli nigdy.

To prędzej Jay Z, który posiadał drobny procent udziałów, był bardziej widoczny na meczach. Fakt, miał blisko, bo pochodzi z Nowego Jorku, jednak też miał swoje interesy, a dla drużyny NBA znajdował czas. To on bardziej niż Prochorow martwił się, czy uda się pozyskać LeBrona Jamesa czy Dwyane'a Wade'a, wielkie gwiazdy NBA. Ostatecznie nic z tego nie wyszło, a raper pozbył się udziałów i założył agencję menedżerską.

Rosyjski układ

Prawą ręką Prochorowa w USA jest Dimitrij Razumow, rosyjski prawnik i wielki fan NBA, nazywany "niewidzialnym człowiekiem". Rzucił się do budowania zespołu od samego początku dysponując nieograniczonymi niemal środkami finansowymi. Wśród potencjalnych koszykarzy, którzy mieli przejść do Nets, byli nie tylko Wade i James, ale i m.in. Chris Bosh. Nic z tego. Deron Williams, Kevin Garnett, Paul Pierce i Joe Johnson - to najlepsze nazwiska, jakie pojawiły się w Brooklynie. - To będzie olśniewający zespół, z którym ciężko będzie rywalizować - mówił zadowolony Prochorow po pozyskaniu Garnetta i Pierce'a.

Efekt był taki, że trener Jason Kidd (były słynny rozgrywający) przeżywał ciężkie chwile przez cały sezon i w lipcu 2014 odszedł do Milwaukee Bucks. Williams miał wieczne problemy z kostkami, a pozostała trójka nie była już zawodnikami ze szczytu. Kupowanie koszykarzy z pośpiechem i poprzez patrzenie na nazwiska nie dało dobrego rezultatu.

To był także rekordowy sezon, jeśli chodzi o wydatki w zespole - wraz z kontraktami i podatkami rosyjski oligarcha zapłacił 193 mln dolarów. Od tamtej pory przyszły czasy oszczędzania. Pozbyto się gwiazd, w tym sezonie najwięcej zarabiają: Johnson (24 mln, ostatni rok kontraktu), Brook Lopez (19 mln) i Thaddeus Young (11 mln). Klub płaci jeszcze część umowy Derona Williamsa (13 mln), jednak okres szalonych umów dobiegł końca.

- Minęło ponad sześć lat, odkąd jestem w Nets, ale cel pozostaje ten sam - mistrzostwo - mówił w styczniu Prochorow. Na razie jest daleki od realizacji swojego marzenia, bo drużynę (prowadzi ją niedoświadczony Tony Brown) trzeba praktycznie budować od nowa.

Zobacz wideo: Nowa twarz polskiej Ekstraklasy!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×