Przemysław Szurek: Stoję murem za moimi chłopakami

Jakub Artych
Jakub Artych

Sporą bolączką Biofarmu były końcówki, w których drużyna przegrała kilka "wygranych meczów". Miał pan wtedy chwile zwątpienia?

- Wie pan, pracuję zbyt długo z młodzieżą, aby w nich zwątpić. Widziałem, że zawodnicy chłoną wiedzę i zachowują etykę pracy. Po kilku porażkach nie było widać, że jakość treningu poszła w dół. Bardziej obawiałem się tego, że nie zdobędziemy na tyle doświadczenia, aby utrzymać się w I lidze, kiedy przyjdą decydujące mecze.

Pracujemy ze sobą kilka lat i przerabialiśmy to już w drugiej lidze. Potrafiliśmy przegrać "wygrane mecze", a rok później zajęliśmy trzecie miejsce. Mamy już doświadczenie i wiedzieliśmy, że nasza gra musi w końcu zaskoczyć.

A jak zawodnicy reagowali na takie porażki? Pojawiało się u nich małe zniechęcenie?

- Mogę zagwarantować, że nie. Gdyby takie zwątpienie było, to nie wygralibyśmy w play-outach ze Śląskiem. Dobrym przykładem jest tutaj drugi mecz z drużyną z Wrocławia, w którym potrafiliśmy wrócić do gry i wyrwać zwycięstwo. Ja za tymi chłopakami stoję murem. Dobór do naszego składu Tomka Smorawińskiego czy Michała Szydłowskiego też nie był przypadkowy. Jest to świetna grupa ludzi.

W meczach o utrzymanie rywalizowaliście ze Śląskiem Wrocław. Po tym jak okazało się, że waszym rywalem będzie Śląsk, wyczułem w obozie Biofarmu lekki niepokój. Mam rację?

- Zdecydowanie. O ile z zespołami, które są bardziej zaawansowane wiekowo, mogliśmy uzyskać przewagę, to Śląsk Wrocław jest do nas bardzo podobny. Na dodatek wzmocnili się Pawłem Mrozem, którego się nie spodziewaliśmy. Paweł zagrał dziewięć meczów i nikt nie przypuszczał, że będzie miał prawo gry w play-outach. Okazało się, że była luka w przepisach i zawodnik mógł rywalizować o utrzymanie w lidze. Myślę, że gdyby Śląsk w takim składzie występował cały rok, to moim zdaniem spokojnie zakończyłby sezon w połowie stawki.
Celem drużyny z Poznania jest promowanie młodych zawodników Celem drużyny z Poznania jest promowanie młodych zawodników
W zespole z Wrocławia prym wiódł Norbert Kulon. To właśnie rozgrywającego obawiał się pan najbardziej? - Na pewno tak. Zadajmy sobie pytanie, ilu w I lidze jest takich zawodników jak Norbert Kulon? Myślę, że bardzo niewielu. Norbert w tym sezonie udowodnił, iż świetnie radzi sobie w ekstraklasie. Dobrym przykładem był tutaj pojedynek z Czarnymi Słupsk, w którym zdobył 11 punktów. To w ogóle była dziwna sytuacja, że taki zespół występował w play-outach.

Jakiś czas temu napisałem na Twitterze, że los oddaje drużynie z Poznania to, co zabrał w rundzie zasadniczej. Podpisuje się pan pod tym stwierdzeniem?

- Zgadzam się bez dwóch zdań. Cieszę się, że końcówki meczów w play-outach ułożyły się bardzo dobrze. Niektórzy narzekali na los, ale ja uważałem, że jest to normalne w pracy z młodzieżą. Fajnie, że szczęście było po naszej stronie. Gdyby go nie było w drugim meczu, to pewnie byśmy tę serię przegrali.

Sezon 2015/2016 wykreował dla I ligi wielu zawodników z Poznania. Jak dla mnie największe słowa pochwały należą się Piotrkowi Wielochowi.

- Jestem bardzo dumny z tego chłopaka, gdyż jeszcze kilka lat temu jego nazwisko było nieznane. Wielu zawodników z rocznika 1994 grało w kadrach narodowych, a obecnie kilku z nich nie ma już w koszykówce. Piotrek natomiast radzi sobie bardzo dobrze i ciągle się rozwija.

Dopóki koszykówka nie wróci w Poznaniu na poziom ekstraklasy, to naszym celem jest promowanie młodych chłopaków. Ten plan realizujemy od pierwszego dnia pracy i cieszę się, że w tym sezonie wypłynął Piotrek Wieloch czy Mateusz Bręk.

Czy Biofarm Basket Poznań w przyszłym sezonie zagra w play-offach?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×