Wojciech Bychawski: Koszykówkę może próbować ograniczać tylko wyobraźnia

Adam Popek
Adam Popek
Trudno było przekonać włodarzy klubu do pomysłu pod tytułem "pierwsza liga"?

- To nie tak. Na uczelni wiele rzeczy dzieje się dość spontanicznie. Udało się wykonać zadanie w postaci awansu, a władze zawsze wspierały sport. Nasz rektor jest prezesem AZS-u Polska, pani prorektor do spraw studenckich także mocno nam sprzyja. Ci ludzie zdawali sobie sprawę, że tworzymy coś ważnego. To ma również swoje odzwierciedlenie w sferze marketingowej, ponieważ o nas się pisze, mówi. Uczelnia spełnia rolę edukacyjną, ale nie tylko. Poza nauką ktoś gra w koszykówkę, ktoś w siatkówkę, inny przynależy do Kółka Przyjaciół Parowozów. Ci ludzie się realizują, spełniają swoje pasje. Tu studiuje prawie 40 tysięcy osób! A sport zawsze towarzyszył szkole. W Stanach Zjednoczonych takie zespoły są chlubą swoich uczelni, pełnią funkcję reprezentacyjną. Myślę, że wiele uczelni w Polsce wpada na taki pomysł, a nasza szczególnie. I tu chwała panu rektorowi, pani rektor, pani prorektor. Właściwie nie trzeba było namawiać. Należało ustalić tylko pewne ramy finansowe, zadbać o to, żeby nie wydatkować pieniędzy bez pokrycia. Natomiast niczego nam nie odmawiano. Nawet sprawa wymiany parkietu, która nas teraz dotyczy. Poukładaliśmy logistycznie przedsięwzięcie i nie ma problemu.

Warto podkreślić, że sami zawodnicy na co dzień studiują i łączą te obowiązki ze sportem. Jak widać, nie mają problemów by odnosić zwycięstwa w rozgrywkach. Uzbieraliście ich już pięć.

- Czy już pięć czy dopiero pięć… Znowu na zasadzie szklanki do połowy pełnej i pustej. Mamy świadomość, że będąc beniaminkiem nie musimy się niczego wstydzić. Mogliśmy wiele rzeczy zrobić lepiej, sam mogłem podejmować trochę inne decyzje, aczkolwiek podkreślam raz jeszcze, uczymy się tego. A pokonywanie tych teoretycznie mocniejszych? Cóż, w sporcie teoretycznie to min. Legia Warszawa po dwóch wysokich porażkach w Lidze Mistrzów miała nie istnieć, a ostatecznie awansowała do rozgrywek Ligi Europy z trzeciego miejsca i na wiosnę będzie promować polski sport. W sporcie wychodzi się na boisko, walczy o triumf. Jeżeli się w niego wierzy to można zdziałać wszystko.

Jest coś, z czego może być pan na tym etapie zadowolony?

- Na pewno z zaangażowania i podejścia chłopaków do wykonywanych obowiązków. Generalnie jestem człowiekiem, który dużo wymaga. Ciężko żebym chodził, jednorazowo się z czegoś cieszył, niemniej zawodnicy wiedzą, że potrafię docenić ich poświęcenie. Dzięki nim przychodzę do pracy z przyjemnością. Warunki, które mamy również dają poczucie radości. Stworzono nam naprawdę rewelacyjną bazę. Dziękuję kolejny raz władzom za jej udostępnienie. Natomiast stricte sportowo to będzie trudno z tym zadowoleniem. Powiem teraz czysto hipotetycznie, podkreślam - hipotetycznie, jakbym wygrał Euroligę to pewnie nazajutrz też doszukiwałbym się jakichś niedoskonałości. Ja kocham to, co robię. Nie mam zainteresowań w postaci latania na paralotni, nie układam puzzli tylko posiadam koszykówkę - moja praca, pasja, hobby, nałóg. Pewnie większość po zwycięskim meczu się cieszy. Ja mam taką przypadłość, że po końcowej syrenie cieszę się 28 sekund, a potem zaczynam myśleć, że za tydzień gram z takim zespołem, zatem muszę to i to przygotować itd. W wolnym czasie dla odmiany… oglądam Euroligę.

Dla odmiany?

- Tak. Nie przepadam akurat za NBA, wolę Euroligę, ligę hiszpańską ACB. Dla mnie to wzór koszykówki. Praca doskonałych, europejskich trenerów, prowadzenie zawodników, taktyka. Coś pięknego. Te same pojedynki potrafię oglądać dwa, cztery razy i nie przeszkadza mi to. Wakacje z kolei spędzam na różnego rodzaju campach, wyjazdach…

Czy AZS AGH Kraków zwycięży również w najbliższym meczu z Astorią Bydgoszcz?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×