Pamiętasz ten mecz? Minęło 20 lat od legendarnego występu Michaela Jordana!
W czerwcu 1997 roku wciąż tworzył swoją historię. Jego popularność jeszcze zwiększył udział w kasowym filmie animowanym "Kosmiczny Mecz", gdzie wystąpił obok bohaterów "Zwariowanych Melodii". Gdy Jordan walczył o swój piąty mistrzowski pierścień, w polskich kinach wciąż można było kupić bilety na seans (pomimo iż premiera nad Wisłą miała miejsce prawie pół roku wcześniej, w styczniu). To tylko potęgowało zainteresowanie rywalizacją o mistrzostwo NBA.
Hałas w stolicy mormonów
Zespół z Chicago w finałach w 1997 roku natrafił na niezwykle trudnego rywala, Utah Jazz, prowadzonego przez znakomitego rozgrywającego Johna Stocktona i fenomenalnego skrzydłowego Karla Malone'a (do dziś wicelidera pod względem zdobytych punktów w NBA). Mimo iż "Jazzmani" uchodzili za zespół dość schematyczny, bazujący na dwójkowych akcjach pick'n'roll swoich liderów, w wielkim stylu zwyciężyli konferencję zachodnią. W pokonanym polu pozostawili m.in. znakomity zespół Houston Rockets z Charlesem Barkleyem, Clyde'm Drexlerem i Hakeemem Olajuwonem.
ZOBACZ WIDEO Robert Kubica: Nigdy nie byłem w tak dobrej formie fizycznej [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS] [ZDJĘCIA ELEVEN]
Smaczku rywalizacji o triumf w NBA dodawał fakt przyznania Karlowi Malone'owi nagrody dla najlepszego gracza sezonu zasadniczego 1996/97. Zawodnik Jazz odebrał ten tytuł Jordanowi, który jedną ze swoich statuetek dla MVP zdobył rok wcześniej. Na "Jego powietrzność", ogarniętego obsesją wygrywania, podziałało to tylko jak płachta na - notabene - byka.
Faworytami rywalizacji byli Bulls, którzy w sezonie zasadniczym wygrali 69 z 82 rozgrywanych meczów (wobec 64 zwycięstw Jazz). Po dwóch pierwszych bataliach zdawało się, że losy rywalizacji są praktycznie rozstrzygnięte. Pierwsze spotkanie finałów "Byki" wygrały (o triumfie zadecydowało trafienie równo z syreną, rzecz jasna, Jordana) pomimo iż nie zaprezentowali rewelacyjnej formy. A kilka dni później Bulls pewnie pokonali Jazz różnicą 13 punktów.
Ale po dwóch zwycięstwach w Chicago, rywalizacja przeniosła się do Salt Lake City, stolicy stanu Utah, zamieszkałego w ogromnej większości przez Mormonów. Spotkania rozgrywano na wysokości niemal 1300 metrów nad poziomem morza. W arenie Jazz, Delta Center (dziś Vivint Smart Home Arena) przed rozpoczęciem każdego finałowego pojedynku organizowano głośny pokaz fajerwerków. Niewykluczone, że także w celu rozproszenia przeciwników. Arena w Salt Lake City była twierdzą praktycznie niemożliwą do zdobycia. Przed finałową serią z Chicago Bulls, "Jazzmani" wygrali 20 kolejnych spotkań przed własną widownią.
Trzeci i czwarty mecz wyglądały już inaczej. Zawodnicy Jazz prezentowali znakomitą dyspozycję, duet Stockton-Malone siał spustoszenie w szeregach obrońców tytułu. Gospodarze zwyciężyli kolejno 104:93, 78:73. A Jordan nie rozegrał wielkich spotkań. Zdobył odpowiednio 26 i 22 punkty, przy kiepskiej skuteczności.
Wobec remisu 2-2 w rywalizacji do czterech wygranych, piąte spotkanie, ostatnie rozgrywane w Salt Lake City, stawało się kluczowe pod kątem zdobycia mistrzowskiego tytułu. Jego zwycięzcę dzielił ledwie krok od wzniesienia pucharu Larry'ego O'Briena dla najlepszego zespołu NBA.
Grypa, zatrucie, czy kac?
W dniu piątego meczu, Jordan czuł się fatalnie. Na początku transmisji dziennikarze stacji NBC poinformowali, że gwiazdor Chicago Bulls obudził się o 3:30 nad ranem z objawami grypy żołądkowej - bólami brzucha i głowy. Cały dzień spędził w łóżku, nie mógł zmrużyć oka, przewracał się z boku na bok, kilkakrotnie wymiotował.
Lekarze zespołu z Chicago stawali na głowie, aby najlepszy koszykarz na świecie mógł zagrać. Jordanowi podano leki, podłączono go do kroplówki.
- Grałem z nim wiele lat, nigdy jednak nie widziałem go w takim stanie. Było z nim tak źle, że nie sądziłem, iż będzie w ogóle uda mu się założyć strój meczowy - wspominał Scottie Pippen, kolega Jordana z Bulls.