Uderzyły ją sceny z SOR-u. Mówi, co dzieje się po śmierci pacjentów

Katarzyna Zdziebło była największą niespodzianką podczas MŚ w lekkoatletyce, które zakończyła z dwoma srebrnymi medalami. Chodziarka przygotowania do tej imprezy łączyła ze... stażem w rzeszowskim szpitalu. Rok temu ukończyła bowiem studia medyczne.

Mateusz Puka
Mateusz Puka
Katarzyna Zdziebło Instagram / kasiaazdzz / Na zdjęciu: Katarzyna Zdziebło
25-letnia zawodniczka przebojem wdarła się do elity najlepszych chodziarek świata i ma ogromne szanse, by przez najbliższe lata zdominować rywalizację na 20 i 35 kilometrów. Znakomite wyniki w Eugene sprawiły, że zawodniczka w końcu będzie mogła w pełni poświęcić się sportowi i najprawdopodobniej zawiesi swoją karierę medyczną. Jeszcze do niedawna wydawało się, że w tym roku zacznie pełnoetatową pracę na specjalizacji lekarz radiolog. Dobre wyniki pokazały, że na razie lepiej będzie zająć się sportem niż pacjentami.

Mateusz Puka, WP SportoweFakty: Czy po MŚ w Eugene i zdobyciu przez panią dwóch srebrnych medali, pani tata w końcu przekonał się, że powinna pani postawić na sport?

Katarzyna Zdziebło, wicemistrzyni świata w chodzie na 20 i 35 kilometrów: Tata dalej uważa, że medycyna jest lepsza niż sport, a życie lekarza jest stabilniejsze niż to sportowca. Na szczęście od lat akceptuje moje wybory i bardzo mnie wspiera. Zresztą ja zgadzam się z nim, że praca lekarza daje lepsze perspektywy i szansę na spokojniejsze życie. Do tej pory sport nie przynosił mi praktycznie żadnych profitów, bo regularnie dostawałam jedynie niewielkie stypendium z miasta i wystarczało ono na pokrycie kosztów wynajmu mieszkania. Nie wiem, czy bez pensji stażysty byłabym w stanie kontynuować karierę i przygotować się do mistrzostw świata w Eugene.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: popis nowej gwiazdy Barcy. Tak się przywitał z fanami

Dwa srebrne medale na dystansie 20 i 35 kilometrów były olbrzymią niespodzianką dla kibiców. Pani spodziewała się aż tak dobrych wyników?

Na igrzyskach olimpijskich zajęłam 10. miejsce na 35 kilometrów i czułam, że jestem coraz bliżej czołówki. Jadąc na mistrzostwa, po cichu liczyłam na jeden medal. O dwóch nawet nie śniłam. Bardzo pomogło mi wsparcie od legendy tego sportu, Roberta Korzeniowskiego.

Na czym ono polegało?

Miałam okazję kilka razy porozmawiać z panem Robertem, a on od początku bardzo mocno we mnie wierzył. To on jako pierwszy powiedział głośno, że jadę do Eugene walczyć o medal i do końca bardzo mnie motywował. Uznałam, że skoro tak wielki sportowiec wierzy w mój sukces, to i ja powinnam to zrobić.
Do tej pory Katarzyna Zdziebło nie mogła w pełni skupić się na sporcie Do tej pory Katarzyna Zdziebło nie mogła w pełni skupić się na sporcie
Kiedy jego wsparcie przydało się najbardziej?

Gdy ze względu na obowiązki w szpitalu, nie mogłam wyjechać z resztą reprezentacji na zgrupowanie górskie do Sankt Moritz. Takie obozy to stały punkt przygotowań dla całej światowej czołówki, więc wydawało mi się, że zostając w Polsce, tracę szansę na dobry wynik w tym sezonie. Wtedy pan Robert dał mi wsparcie i zapewnił, że jestem w stanie osiągać dobre wyniki nawet bez treningów w górach. Jego słowa sprawdziły się w stu procentach.

Da się w ogóle połączyć tak wymagający sport z codzienną pracą w szpitalu?

Ostatnie półtora roku był dla mnie bardzo wyczerpujące. Najważniejsze tygodnie przygotowań przed igrzyskami w Tokio zbiegły się w czasie z egzaminami końcowymi na medycynie. Zaliczałam wszystkie przedmioty we wcześniejszych terminach, a mimo to musiałam rezygnować ze zgrupowań, bo inaczej nie udałoby się wszystkiego połączyć. Ostatecznie zakończyłam studia i udało mi się zadebiutować na igrzyskach. Po nich miałam zaledwie chwilę przerwy, a później rozpoczęłam staż w jednym ze szpitali w Rzeszowie. Początek sezonu był fatalny, bo odbywałam staż na najbardziej wymagającym oddziale internistycznym, a po pracy przygotowywałam się do zawodów na 35 km.

Jak w takim razie wyglądał pani "normalny" dzień?

Wstawałam przed szóstą i drogę do szpitala pokonywałam na piechotę, bo traktowałam to jako rozruch. O siódmej rozpoczynała się odprawa w szpitalu, a w pracy musiałam być przynajmniej do 14.30. Poza tym, dwa razy w tygodniu miałam obowiązkowe dyżury do godz. 19. Gdy w końcu wracałam z pracy do domu, to miałam zaledwie chwilę dla siebie i ruszałam na trening. Zwykle zajmował mi on około trzech godzin, a potem nie miałam już siły na nic innego i od razu szłam spać.

Nie miała pani pokusy, by skończyć ze sportem i skupić się tylko na karierze medycznej?

Od kilku lat poświęcam na treningi każdą wolną chwilę, więc nauczyłam się być cierpliwa. Najgorzej było na pierwszym i drugim roku studiów, gdy musiałam się uczyć, jak to wszystko ze sobą pogodzić. Oczywiście, w ostatnim roku presja stawała się coraz większa, a ja sama nie wiedziałam, co mam z tym zrobić. Mistrzostwa świata w Eugene to bez wątpienia znak od losu. Potrzebowałam takiego potwierdzenia i od razu podjęłam decyzję, że przynajmniej do igrzysk w Paryżu skupię się poważniej na sporcie.

To znaczy, że rzuca pani marzenia związane z pracą lekarza?

W tym roku muszę ukończyć obowiązkowy staż w szpitalu, a potem pójdę jeszcze na kurs USG, po którym skupię się już tylko na sporcie. W końcu będę mogła trenować dwa razy dziennie, będę miała czas na regenerację i jeszcze lepiej zadbam o sprawy żywienia. Nie lubię półśrodków i dlatego teraz zamierzam poświęcić kilka lat dla sportu. Do pracy w roli lekarza będę mogła wrócić w każdym momencie.
Za dwa srebrne medale MŚ w Eugene, Polka zgarnęła 70 tysięcy dolarów. Pieniądze sprawią, że będzie mogła skupić się tylko na treningach Za dwa srebrne medale MŚ w Eugene, Polka zgarnęła 70 tysięcy dolarów. Pieniądze sprawią, że będzie mogła skupić się tylko na treningach
Jeszcze kilka lat temu była pani bardzo blisko końca kariery. Co się stało?

Miałem ogromne problemy z krwawieniem w przewodzie pokarmowym, a żaden lekarz nie potrafił zdiagnozować mojej choroby. Doszło do tego, że w 2016 roku po zawodach w Rzymie, wylądowałam w szpitalu z podejrzeniem martwicy jelit. Problemy były na tyle poważne, że nie byłam w stanie przejść pięciu kilometrów, bez konieczności kilkunastu wizyt w toalecie. Miałam mnóstwo badań, ale nikt nie wiedział, co mi jest. Ostatecznie musiałam przerwać treningi. Na szczęście po kilku miesiącach problemy ustały i znów mogłam wrócić do sportu.

Domyślam się, że ze względu na te problemy posiadła pani sporą wiedzę z dziedziny gastroenterologii. Nie kusiło pani, by zostać gastrologiem?

Faktycznie, przez ten czas bardzo dużo czytałam i próbowałam sama znaleźć przyczynę swoich problemów. Zgłębiłam tę dziedzinę bardzo dobrze, a dzięki temu dowiedziałam się, że jest bardzo wymagająca. Gastrolodzy kojarzą się głównie z kolonoskopią, ale tak naprawdę ich praca na oddziale to wiele bardzo ostrych przypadków jak choćby niewydolność wątroby, krwawienie z żylaków przełyku. Jako lekarz wolałabym zajmować się czymś spokojniejszym.

To prawda, że już zdecydowała się pani na radiologię?

Ostatecznej decyzji jeszcze nie podjęłam, a ze względu na karierę sportową, będę mieć na nią nieco więcej czasu. Nie ukrywam jednak, że chodzi mi po głowie radiologia związana z USG narządów ruchów, a w przyszłości mogłabym zrobić do tego specjalizację z medycyny sportowej i pomagać sportowcom. Na razie pewne jest jednak tylko to, że nigdy nie zdecyduję się na pójście w ślady mojego taty, który specjalizuje się w chirurgii oraz chirurgii naczyniowej. W przeciwieństwie do niego, ja ze specjalizacjami zabiegowymi nie chcę mieć nic do czynienia.

Przeraża panią widok krwi?

Chodzi o coś zupełnie innego. Chirurg musi być pewny siebie i błyskawicznie podejmować decyzje, od których zależy ludzkie życie. Gdy przyjeżdża pacjent z tętniakiem aorty, ma się zaledwie kilka chwil na diagnozę i decyzję o operacji. Nikt nie jest pewny, że w takich sytuacjach podejmuje słuszną decyzję, a mimo to trzeba być zdecydowanym i pewnym siebie. Druga sprawa, to nocne dyżury pod telefonem i częste wyjazdy na operacje nawet po północy. Chirurgia to wiele nieprzespanych nocy i ogromna odpowiedzialność.
Zdziebło długo wahała się, czy nie zakończyć kariery sportowej. Ostatecznie zdecydowała, że chodziarstwo daje jej większą satysfakcję niż medycyna Zdziebło długo wahała się, czy nie zakończyć kariery sportowej. Ostatecznie zdecydowała, że chodziarstwo daje jej większą satysfakcję niż medycyna
Podczas stażu miała pani jakieś nieprzyjemne sytuacje?

Jako stażysta poznawałam pracę na wielu oddziałach, ale chyba najbardziej zapadła mi w pamięć sytuacja, która wydarzyła się podczas dyżuru na SOR-ze. Trafiła do nas pacjentka z zatrzymaniem krążenia, a my - wraz z kilkoma innymi stażystami - na zmianę wykonywaliśmy masaż serca. Ostatecznie pani nie udało się uratować, a mnie najbardziej dotknęło to, że choć właśnie umarł człowiek, to wszystko dookoła funkcjonowało zupełnie normalnie. Lekarze i pielęgniarki krzątali się wokół innych pacjentów, na korytarzu był spory ruch i hałas. Wtedy zdałam sobie sprawę, że będąc lekarzem, trzeba się pogodzić z takimi sytuacjami i umieć przejść nad nimi do porządku dziennego.

Wróćmy do przyjemniejszych rzeczy. Czy to prawda, że w gimnazjum została pani wyróżniona tytułem najlepszej uczennicy w Mielcu?

Od dziecka lubiłam się uczyć i dość łatwo przyswajałam wiedzę. W podstawówce miałam średnią 6.0, a w gimnazjum około 5.8. To właśnie wtedy dostałam taki tytuł. Zapamiętałam to bardzo dobrze, bo oprócz dyplomu, w nagrodę dostałam także komputer. Uwielbiałam praktycznie wszystkie przedmioty, a w gimnazjum awansowałam do trzeciego etapu w konkursach wiedzy z: chemii, biologii, fizyki, języka polskiego i historii. W sumie najbardziej interesowała mnie historia, a w szczególności dzieje oręża.

To dlatego tata do dziś powtarza pani, że marnuje pani swój potencjał intelektualny na sport?

Mój tata jest niezwykle wszechstronnym człowiekiem, który ma olbrzymią wiedzę. Sam zrobił specjalizację z chirurgii, chirurgii naczyniowej i medycyny sportowej, a teraz jest jednym z najlepszych specjalistów w kraju. Rzeczywiście on często powtarza mi, że marnuję swój potencjał na sport. Ja jednak odpowiadam mu, że nic z tym nie zrobię, bo sport daje mi większą satysfakcję niż nauka.

Jak to się w ogóle stało, że zaczęła pani uprawiać chodziarstwo?

Do tego sportu namówiła mnie nauczycielka wychowania fizycznego, która prowadziła taką sekcję. Wszystko zaczęło się w szkole podstawowej, ale wtedy były to zaledwie dwa, trzy treningi tygodniowo. Poważniej poświęciłam się temu dopiero w liceum.
Katarzyna Zdziebło z rodzicami podczas uroczystego zakończenia studiów medycznych Katarzyna Zdziebło z rodzicami podczas uroczystego zakończenia studiów medycznych
Od niedawna wśród reprezentantów Polski jest także pani młodsza siostra, Anna. Długo musiała ją pani namawiać?

Ona trenuje dopiero od dwóch lat, bo wcześniej uważała chodziarstwo za najgorszy możliwy sport. Śmiała się z tej dyscypliny, ale odkąd sama spróbowała, to nie można jej przegonić z treningu. W tym roku, po raz pierwszy, startowała na arenie międzynarodowej, ale występ w Maskacie nieco ją przerósł. We wrześniu powalczy w młodzieżowych mistrzostwach Polski, a ja pojadę tam chyba w roli jej menedżerki. Po mistrzostwach jeszcze nie wróciłam do treningów, więc dzisiaj towarzyszyłam jej na rowerze i pomagałam w treningu. Ona nie powie, że chce wystartować w igrzyskach w Los Angeles, bo jeszcze chyba boi się marzyć o takich rzeczach. Podobnie jak mój brat i ja, ona również studiuje medycynę i za chwilę zacznie trzeci rok.

Przed panią w tym sezonie jeszcze jeden start na mistrzostwach Europy w Monachium. Wydawało się, że wystartuje pani na 35 km, ale ostatecznie zdecydowała się pani na krótszy dystans. Dlaczego?

Jeszcze nigdy nie byłam tak zmęczona, jak po startach w niedawnych mistrzostwach świata. Nie dość, że musiałam startować dwa razy w ciągu sześciu dni, to mocno we znaki dała mi się podróż. Będę miała krótszą przerwę, ale zobaczymy co z tego wyjdzie. Przede mną sporo wyzwań, ale jestem pozytywnie nastawiona, bo w chodziarstwie najlepsze wyniki uzyskują 30-latkowie. Mam nadzieję, że szczyt kariery wciąż jest przede mną.

Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj więcej:
Wielki sukces Polski w Tour de France
Są wieści na temat stanu zdrowia Kownackiego

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×