Krzysztof Kaliszewski: Jestem tym zdruzgotany

Trener Anity Włodarczyk Krzysztof Kaliszewski odniósł się do zarzutów wysuwanych wobec niego przez m.in. Joanną Fiodorow. Jego zdaniem argumenty polskiej młociarki są wyssane z palca, a prawdziwy problem polskiej lekkoatletyki leży gdzie indziej.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Anita Włodarczyk WP SportoweFakty / Łukasz Trzeszczkowski / Na zdjęciu: Anita Włodarczyk

Przeszkadzanie podczas treningów, dążenie do sporu, wszczynanie awantur a nawet rękoczyny. Do tego trenowanie zawodnika z Kataru, będącego bezpośrednim rywalem polskich młociarzy. W ostatnim czasie pojawiło się wiele zarzutów pod adresem Anity Włodarczyk oraz jej trenera Krzysztofa Kaliszewskiego.

Najwięcej krytyki pod adresem mistrzyni olimpijskiej i jej szkoleniowca wystosowała Joanna Fiodorow. Młociarka otwarcie oskarżyła ich o psucie atmosfery w reprezentacji Polski i zadufanie, objawiające się lekceważeniem pozostałych zawodników.

W poniedziałek głos wreszcie zabrała Włodarczyk. W rozmowie z Polską Agencją Prasową wyznała, że nie rozumie fali krytyki, jaka na nią spadła. - Z drugą grupą nie jesteśmy w najlepszych relacjach od mniej więcej dwóch lat. To nie była żadna tajemnica i dlatego tym bardziej byłam w szoku, że zrobiła się z tego taka afera. Ale czy to jest powód, aby spadła na mnie taka fala hejtu? - powiedziała.

Teraz do sprawy odniósł się także Kaliszewski. Trener powiedział, że argumenty Fiodorow m.in. o wyrzucaniu innych zawodników z rzutni są absurdalne. - To bzdura. Nic takiego nie miało miejsca, nie odezwaliśmy się słowem, gdy zawodnicy z drugiej grupy szkoleniowej przyszli na rzutnię, mimo że mieli zaplanowany trening w innych godzinach, a my mieliśmy w tym czasie rezerwację.

ZOBACZ WIDEO Piłkarski horror w Mediolanie. Zobacz skrót meczu Inter - AC Milan [ZDJĘCIA ELEVEN]

- Tak, zgłosiłem sprawę do kierownika obiektu, ale jaki to miało
wpływ na ich wyrzucenie? Żadnego, skoro potem normalnie korzystali z terenów szkoleniowych. Tu chodziło o coś zupełnie innego - wyjaśnił w rozmowie z PAP. Zasugerował także, że pozostali polscy lekkoatleci przebywający na zgrupowaniu w kalifornijskim Chula Vista zajmowali się nie tylko treningiem, ale i wycieczkami krajobrazowymi.

- Można jeździć i zwiedzać, ale to nie może mieć jednak wpływu na proces treningowy, a przede wszystkim na plany szkoleniowe innych uczestników zgrupowania, bo to jest nie fair. Z całym szacunkiem, zgrupowanie to nie biuro turystyczne, tylko obóz sportowy. Postępowanie niezgodnie z etyką sportowca i mówienie potem, że to Anita zadziera nosa jest krzywdzące. To najłatwiejsze, a jednocześnie najgorsze, co można zrobić, chwyt poniżej pasa - ocenił.

Kaliszewski uważa, że błędem było umieszczenie obu grup lekkoatletów w tym samym hotelu, choć Polski Związek Lekkiej Atletyki od dawna wie o ich konflikcie. - Konflikt trwa od dwóch lat. PZLA nie robi nic, by go wygasić, a wręcz przeciwnie - dodatkowo go podsyca. Zastanawiam się w jakim celu?

Szkoleniowiec odniósł się także do sprawy wyjazdu na zgrupowanie do Kataru, na co nie chce się zgodzić związek. Kaliszewski broni się i przekonuje, że w ostatnich latach nikomu to nie przeszkadzało. - Od wielu, wielu lat mamy dokładnie ten sam system pracy, który przynosi wyniki. Czemu więc mamy go zmieniać? Wolelibyśmy tego nie burzyć. Wszystko czego chcemy, to móc w spokoju przygotowywać się do sezonu.

- W Katarze jest gorąco, to prawda, ale są reflektory, więc można trenować późnym wieczorem lub z samego rana, kiedy temperatury nie są wysokie. Jestem trenerem i wiem co robię. Dlaczego podważa się moje kompetencje? - spytał Kaliszewski i przekonuje, że pojedzie z Włodarczyk do Kataru nawet przy sprzeciwie władz PZLA.

- Jesteśmy przygotowani na to, że nie dostaniemy zgody PZLA, a co za tym idzie związek nie sfinansuje tego zgrupowania. Mimo to nie będziemy zmieniać naszych planów. Jeśli będzie to konieczne, pokryjemy koszt obozu z własnych środków. Na pewno się on odbędzie - zakomunikował.

Trener broni także faktu, że od pewnego czasu pod jego okiem trenuje zawodnik z Kataru. - Nie podpisałem z katarskim związkiem żadnej umowy. A jak traktować fakt, że Słowak Marcel Lomnicky trenuje z grupą Pawła Fajdka, którego trenerką jest Jolanta Kumor?

- Nie podpisałem też żadnej umowy z PZLA. Od stycznia nie otrzymuję pensji, gdyby nie nagrody, nie miałbym za co żyć. W marcu dostałem tylko propozycję kontraktu, w którym nastąpiły zmiany i chciałbym się dowiedzieć, dlaczego. Nie wiem, czy znajdziemy kompromis. W tej chwili jestem zdruzgotany tym, co robi związek - podsumował Kaliszewski.

Czy Krzysztof Kaliszewski powinien mieć możliwość trenowania zawodników z innego państwa?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×