Lekkoatletyka. MŚ 2019 Doha: biegaczki na wózkach, maraton w piekle

Zawodniczki słaniały się na nogach, siadały przy chodniku i opuszczały trasę w meleksie-karetce lub na wózku inwalidzkim. Maraton kobiet na mistrzostwach świata w Dausze był drogą przez piekło. Najlepiej poradziła sobie w nim Ruth Chepngetich.

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
Alisa Vainio Getty Images / Alexander Hassenstein / Na zdjęciu: Alisa Vainio
Kamil Kołsut z Dauhy

25-letnia Kenijka za metą zaczęła szaleć z radości, jakby dostała dodatkową energię, bonusowe punkty życia. Energicznie srebro świętowała też Rose Chelimo, ale jej radość szybko przerwali stewardzi, bo metę minął właśnie ambulans, który na sygnale wiózł do punktu medycznego jedną z rywalek. Gdzieś w tle "kreskę" minęły dwie zdublowane zawodniczki, na które czekało jeszcze 7 kilometrów biegu na przetrwanie.

Obrazek z Kataru: federacja demokracji. Biegacza dociągnęli do mety -->

Rzeźnia nad Zatoką

Ten maraton był wydarzeniem przedziwnym. Piękna oprawa - efektownie oświetlona trasa ciągnąca się pętlą wzdłuż wybrzeża - była opakowaniem dla sportowej rzeźni, bo zawodniczki ruszyły do biegu przy 73-procentowej wilgotności powietrza, w 32-stopniowym upale. To atmosfera, która człowieka oblepia. Czuje się, jakby stał przy wywiewie klimatyzacji albo otwartym piekarniku.

Maratonka Helen Davies, cytowana przez "Guardiana", kiedyś biegała w podobnych warunkach podczas Igrzysk Wspólnoty Brytyjskiej. I dziś określa je jako "absurdalne oraz potencjalnie niebezpieczne" dodając, że sama na ostatnich kilometrach miała halucynacje, czuła zimno i strach. Polscy specjaliści od długich dystansów w zakulisowych rozmowach przebąkiwali, że "tam może ktoś umrzeć". Do tragedii na szczęście nie doszło.

ZOBACZ WIDEO Stacja Tokio. Karol Zalewski rozpętał burzę. Tomasz Majewski odpowiada

Szpital polowy

Każdy radził sobie, jak mógł. Niektóre biegaczki odbierały w strefie bufetu mokre ręczniki, inne pokonywały trasę z butelką zimnej wody i gąbką. Jedna z nich zatrzymała się przy stoliku, wypiła napój, przedreptała kilkadziesiąt metrów i dopiero później ruszyła w dalszy bieg.

- Miałam tylko wodę, zmuszałam się do picia. Używałam też gąbki, aby się schłodzić - wyjaśniała później mistrzyni Chepngetich. Chelimo w pewnym momencie miała dość i chciała zejść z trasy, ale podobno pomogła jej modlitwa. Trzecia Helalia Johannes cały czas miała w głowie mówiącą o tym, że "musi dalej walczyć i dobiec".

Grzyb w hotelu i trening na korytarzu. Nasza korespondencja z Dauhy -->

Za metą wyrósł szpital polowy, krawężnika pilnowały ustawione rzędem wózki inwalidzkie. A organizatorzy z niepokojem patrzyli na kolejne biegaczki. Czwarta Edna Kiplagat była tak wykończona, że ostatnie metry przedreptała, zawisła na ramionach trenerów, wreszcie wylądowała na wózku. Bojana Biejlac zawody skończyła wcześniej, a organizm urządził ją tak, że po chodniku spacerowała okutana kocem.

Przykry rekord

Na starcie stanęło sześćdziesiąt osiem zawodniczek, do mety dobiegło czterdzieści. Dwadzieścia osiem rezygnacji to rekord mistrzostw świata.

- Kiedy człowiek widzi kogoś leżącego na trasie, to przytłacza i przeraża. Od razu pojawiają się myśli, że za kilometr, za pięćset metrów to możesz być ty - przyznała Brytyjka Charlotte Purdue. Amerykanka Roberta Groner nazwała zaś sobotni bieg "najbardziej brutalnym, w jakim w życiu brała udział".

Maraton mężczyzn zaplanowano na 5 października. On także - tak, jak jak rywalizacja kobiet - rozpocznie się minutę przed północą.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×