50 lat temu uciekał przed Juntą. Dziś zachwyca Premier League

Ponad pół wieku temu uciekał wraz z rodziną z Grecji przed Juntą. W Australii, jako imigranci nie mieli łatwo. Więzi rodzinne pomógł odbudować futbol. - Czasem tracimy z pola widzenia, o co tak naprawdę chodzi w sporcie - mówi Ange Postecoglou.

Bartłomiej Bukowski
Bartłomiej Bukowski
Ange Postecoglou (w ramce 5-letni Ange z numerem imigracyjnym po przybyciu do Australii) Getty Images / Ryan Pierse / Na zdjęciu: Ange Postecoglou (w ramce 5-letni Ange z numerem imigracyjnym po przybyciu do Australii)
- Przybyli tu z samymi walizkami, bo musieli opiekować się dwójką małych dzieci - wspomina Liz Postecoglou.

Początki rodziny greckich imigrantów w Australii nie należały do najłatwiejszych. - To było dla niej trudne. Pamiętam, że wiele razy w nocy słyszałam płacz naszej mamy - dodaje Liz.

Ten czas jednak mocno ich ukształtował. Zarówno ją, jak i jej młodszego brata.

- Rozumiem, na czym polega poświęcenie.  Rozumiem też, na czym polega bycie na uprzywilejowanej pozycji, na jakiej jestem teraz - mówi Ange Postecoglou. Debiutujący w tym sezonie w Premier League menadżer, wszedł do najlepszej ligi świata razem z drzwiami.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co za talent! Miss Euro szokuje umiejętnościami

Eksperyment 

To miał być wyjątkowo trudny sezon dla Tottenhamu Hotspur. Zespół, po zawirowaniach trenerskich, dodatkowo latem stracił najważniejszą postać dla całej drużyny - po 19 latach spędzonych w Londynie, do Bayernu Monachium przeniósł się Harry Kane.

Co więcej, skład niemal od podstaw budować miał Ange Postecoglou. I choć miał on za sobą udany okres w Celticu Glasgow, to jednak nigdy wcześniej nie trenował drużyny na podobnym poziomie. Poza wspomnianymi "The Bhoys", pracował jedynie w Australii, Japonii oraz Grecji. Powierzenie mu misji stworzenia zupełnie nowej drużyny "Kogutów" było pokerową zagrywką ze strony Daniela Levy'ego.

Kibice zresztą mieli prawo się niepokoić. Już dwa lata temu Tottenham zdecydował się na trenerski eksperyment w osobie Nuno Espirito Santo, co totalnie nie wypaliło. Portugalczyk miał jednak już wówczas obycie w Premier League w ekipie Wolves. Dla Postecoglou była to wyprawa w nieznane.

Zapominamy o roli sportu

Na podobną wyprawę, ponad 50 lat wcześniej, zdecydowali się rodzice Ange. Państwo Postecoglou, uciekając spod władzy Junty, która rządziła Grecją w latach 1967-1974, dotarli do wybrzeży Australii. W internecie furorę robiło odkryte jakiś czas temu zdjęcie małego Ange z numerem imigracyjnym, zrobione zaraz po przybyciu do nowego kraju.

Rodzina Postecoglou osiedliła się na przedmieściach Melbourne, w dzielnicy zamieszkałej głównie przez imigrantów z klasy robotniczej. Dimitris Postecoglou od początku robił wszystko, by zapewnić byt rodzinie. Pracował od rana, do późnych godzin wieczornych, w domu pojawiając się głównie po to by zjeść i się przespać. To powodowało, że jego więź z dziećmi nie należała do najbardziej zażyłych.

Wszystko zmieniło jednak jedno niedzielne popołudnie, gdy Dimitris, nazywany w Australii "Jimem", zabrał syna na mecz lokalnej drużyny piłkarskiej.

"Kocham piłkę nożną nie dlatego, że taki był mój wybór spośród wszystkich sportów. To właśnie piłka nożna zbliżyła mnie do mojego ojca. Czasami tracimy z pola widzenia, o co tak naprawdę chodzi w sporcie. Zacząłem to rozumieć. Nie o wygraną czy przegraną, ale o połączenia, jakie tworzy. Łączy ludzi, miasta, kraje. Łączy rodziców z dziećmi" - pisał Ange na łamach witryny "AthetesVoice" po śmierci swojego ojca.

To przekonanie o roli sportu, roli futbolu, głęboko ukształtowało Ange. Postecoglou bierze sobie głęboko do serca to, by jego drużyny grały tak, by ludzie chcieli to oglądać. Tak, jak lubił jego ojciec.

Autobus? Nigdy!

6 listopada 2023 roku. Tę datę kibice Premier League w tym sezonie zapamiętają na długo. Tego dnia Tottenham Hotspur podejmował na własnym obiekcie Chelsea FC. W samej tylko pierwszej połowie spotkania oglądać mogliśmy 3 nieuznane bramki, 2 uznane, czerwoną kartkę Cristiana  Romero i kontuzję Jamesa Maddisona. Jakby jednak nieszczęść gospodarzy było mało, na początku drugiej połowy z boiska wyleciał także Destiny Udogie i Tottenham przez ostatnie 35 minut musiał grać w "9".

Co w takiej sytuacji robi przeciętny trener? Ustawia podwójne czy nawet potrójne zasieki przed własnym polem karnym i modli się o dowiezienie do końca remisu 1:1. W tym przypadku nie mówimy jednak o przeciętnym trenerze, a o Ange Postecoglou.

Tottenham, choć grający zaledwie w "9", ani myślał spuszczać nogę z gazu. Kibice z zachwytem komentowali momenty, gdy piłkarze "Spurs" zakładali pułapkę ofsajdową na wysokości środka boiska. W przypadku Postecoglou nie ma bowiem mowy o cofnięciu się. Tottenham do końca pressował i dążył do wygranej. I choć ostatecznie się to zemściło, a Chelsea zwyciężyła 4:1, to jednak przez 20 minut zdziesiątkowana ekipa Ange walczyła z rywalami jak równy z równym, zdobywając serca fanów.

Postecoglou zapracował jednak na uznanie nie tylko brawurową grą, ale przede wszystkim wynikami. Do Premier League wszedł bowiem z drzwiami i futryną, notując najlepszy start debiutującego szkoleniowca w historii. W pierwszych 10 meczach zanotował 8 wygranych i 2 remisy, przebijając w ten sposób wyniki m.in. Guusa Hiddinka czy Carlo Ancelottiego. Został też pierwszym trenerem, który otrzymał nagrodę menadżera miesiące Premier League w każdym z 3 pierwszych miesięcy sezonu.

"Doskonale rozpoznajesz jego styl"

Ange Postecoglou nie ma za sobą bogatej kariery piłkarskiej. Tę zakończył już w wieku 27 lat z powodu kontuzji. I choć związany był tylko z jednym zespołem - australijskim South Melbourne - to mógł zetknąć się z namiastką wielkiego europejskiego futbolu, gdy jego trenerem został legendarny Ferenc Puskas.

- Ludzie często mówią o mnie, że jestem ofensywnym trenerem. To wówczas zostało we mnie zasiane to ziarno - mówi o współpracy z Węgrem Postecoglou.

Gdy jednak jest pytany o konkretną inspirację, ponownie wraca do osoby ojca. - Ludzie pytają mnie o moją filozofię i kto mnie do niej zainspirował. I z reguły są potem zawiedzeni, gdy odpowiadam, że nie był to nikt konkretny - relacjonuje szkoleniowiec. - Odpowiedź na to pytanie kryje się w trzech słowach: "Κάτω η μπάλα" [w wolnym tłumaczeniu oznacza to "piłka w dół"]. To była mantra mojego ojca - mówi.

Dziś natomiast tę mantrę stara się wpoić graczom Tottenhamu. Ci jednak, po znakomitym wejściu w sezon, złapali delikatną zadyszkę. "Koguty" przegrały 3 ostatnie mecze i będą żądne przełamania. O to jednak nie będzie łatwo, bowiem rywalem w nadchodzącym meczu będzie Manchester City Pepa Guardioli.

- Jestem pod wrażeniem tego, jak dobrze wyglądają i jakie stwarzają sobie okazje. Grają agresywnie we wszystkich strefach. Ange przyjechał tutaj i doskonale rozpoznajesz jego zespół. Dzięki niemu futbol staje się lepszym miejscem. Bardzo mi się podoba podejście ludzi takich jak Ange. Wszyscy fani Spurs mogą przyznać, że bardzo szybko wywarł wrażenie - komplementował rywala Hiszpan.

Czy jednak równie miło będzie na boisku przekonamy się w niedzielne popołudnie. Początek meczu Manchester City - Tottenham Hotspur zaplanowano na godzinę 17:30.

Czytaj także:
Szalony dzień w Lidze Mistrzów
Grabara zrobił to! Koniec passy Bayernu

ZOBACZ WIDEO: Co Polacy myślą o reprezentacji Polski i Michale Probierzu? "Oglądałem. Źle zrobiłem"
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×