Cracovię miał w sercu. Janusz Filipiak zastał klub drewniany, zostawił murowany

Kibice "Pasów" mają świadomość, jak dużo zawdzięczają Januszowi Filipakowi. Gdyby nie fortuna, którą profesor zostawił w klubowej kasie, drużyna byłaby w zupełnie innym miejscu. Odeszła postać bardzo zasłużona dla Cracovii.

Rafał Szymański
Rafał Szymański
Janusz Filipiak Twitter / MKSCracoviaSSA / Na zdjęciu: Janusz Filipiak
17 grudnia gruchnęła informacja o śmierci Janusza Filipiaka. Od tragicznego wypadku biznesmena minęły ponad dwa miesiące. Sympatycy Cracovii są pogrążeni w żałobie.

Pierwsze pieniądze w klub zainwestował w 2002 roku. Zespół poza najwyższą klasą rozgrywkową był od 18 lat, a powrót do Ekstraklasy jawił się jako odległe marzenie. Cracovia zakończyła sezon czwartej grupy trzeciej ligi na 5. miejscu w tabeli.

Janusz Filipiak bez względu na okoliczności, które napotkał, za wszelką cenę chciał, by "Pasy" wróciły na właściwe miejsce na piłkarskiej mapie Polski. Nie oczekiwał nic w zamian. Kiedy przychodził do Cracovii, klubowa infrastruktura była w opłakanym stanie.

Niedługo potem kupił pierwsze akcje i systematycznie wprowadzał ekipę coraz wyżej po ligowych szczeblach. Wystarczyły dwa lata, żeby Cracovia zameldowała się w upragnionej przez fanów Ekstraklasie. Awans, a także utrzymanie zespołu przez osiem sezonów w elicie, to niewątpliwa zasługa Filipiaka, choć prezesem był Paweł Misior. Osiągnął wynik, o którym liczni kibice nawet nie śmieli marzyć.

Kolejne lata jego rządów wiązały się przede wszystkim z nowym stadionem, wybudowanym wprawdzie przez miasto, ale bez pomocy Filipiaka byłoby to niemożliwe. Do tego centrum treningowe przy Wielickiej z dwoma boiskami naturalnymi i dwoma sztucznymi, w tym jednym małym. Nowoczesna, wybudowana za 30 mln zł baza w podkrakowskiej Rącznej, akademia piłkarska.

Dość powiedzieć, że zanim Filipiak przejął stery w klubie, był on na utrzymaniu niewielu fanów zrzeszonych w tzw. "Grupie 100". Transformacja Cracovii była niezwykle czasochłonna i zarazem kosztowna.

Podczas jego kadencji drużyna przeżywała wzloty i upadki. Nad Cracovią czarne chmury zebrały się w 2004 roku, po barażu o awans do Ekstraklasy z Górnikiem Polkowice. "Samego siebie przechodził bowiem Janusz Filipiak - były profesor m.in. Akademii Górniczo-Hutniczej, a obecnie główny udziałowiec Cracovii. - Mamy wygrać 2:1. Taki wynik ustaliśmy z prezydentem [Józefem Lasotą] i nasi piłkarze muszą to uszanować, bo inaczej będzie źle - głośno komentował" - relacjonował "Przegląd Sportowy".

Rozemocjonowany w trakcie meczu udziałowiec w ostrych słowach komentował grę swoich piłkarzy. Nie spodobał mu się sposób, w jaki małoletni kibice Górnika dopingowali polkowiczan, więc nagle rzucił w ich kierunku: - Kupuję was!.

To oczywiście tylko przykład zachowania w stylu Filipiaka, który w środowisku piłkarskim uchodził za nieco kontrowersyjną postać. Funkcję prezesa przejął w atmosferze konfliktu po zwolnionym Misiorze. Z upływem czasu się ustatkował.

Wzbudzenie dużego zaufania Janusza Filipiaka graniczyło z cudem. Jednym z nielicznych, którym ta sztuka się udała, był Jakub Tabisz. Nazywany "strażnikiem budżetu" były już wiceprezes miał duży wpływ na proces decyzyjny.

Zaufanie profesora - jak się okazało, na krótko - zyskał także Wojciech Stawowy (trener Cracovii). Filipiak zdecydował się na szokujący ruch, oferując mu 10-letni kontrakt. To był kultowy moment, zwłaszcza że Stawowy stracił stanowisko po kilkudziesięciu dniach.

W odróżnieniu od innych ekstraklasowych klubów, środki spółek Skarbu Państwa nie stanowiły lwiej części budżetu Cracovii. Właściciel z własnej kieszeni potrafił wydać 1,2 mln euro na Virgila Ghitę czy 850 tys. na Jaroslava Mihalika, natomiast bohaterzy rekordów transferowych nie odcisnęli tak dużego piętna na wyniki, jak oczekiwano.

Należy dodać, że Cracovia wypromowała do zagranicznych klubów kilku reprezentantów Polski takich jak Bartosz Kapustka (sprzedany za 5 mln), Krzysztof Piątek (4,5 mln), Mateusz Klich (1,5 mln) czy Michał Helik (800 tys.).

Cracovia w 2020 roku wywalczyła Puchar i Superpuchar Polski, dzięki czemu mogła spróbować swoich sił w eliminacjach europejskich pucharów. Architektem tego sukcesu był nie tylko prof. Filipiak, ale też Michał Probierz, łączący wtedy funkcję trenera i wiceprezesa ds. sportowych. Rezultaty przyszły, aczkolwiek styl gry nie był porywający.

Dlaczego na jakikolwiek trofeum trzeba było czekać tyle lat? Pewną wskazówką może być wywiad, jakiego Filipiak w 2008 roku udzielił "Przeglądowi Sportowemu". Słowa właściciela klubu odbiły się szerokim echem.

- Nigdy nie było momentu zwątpienia, naprawdę. Może dlatego, że my w Comarchu nie traktujemy futbolu priorytetowo. Narażam się kibicom, mówiąc takie rzeczy, bo oni by chcieli, aby Cracovia była jakimś dobrem nadrzędnym. Ale prawda jest taka, że dla mnie ten klub to przede wszystkim promocja, a trochę odpowiedzialność społeczna. Tak jak sponsorujemy teatr czy filharmonię, tak też zainwestowaliśmy w klub piłkarski - tłumaczył ku zaskoczeniu sympatyków drużyny.

Zatrudnienie Probierza, trenera nie pozwalającego ingerować z zewnątrz w swoją pracę, było oznaką tego, że działacz zmienił swoje podejście. Obecny selekcjoner zarabiał najwięcej spośród wszystkich szkoleniowców w lidze.

Właśnie za kadencji byłego prezesa do klubowej gabloty trafiły pierwsze trofea od roku 1948. Janusz Filipiak zastał Cracovię drewnianą, a dziś jest to klub murowany. Krakowscy kibice nigdy mu tego nie zapomną.

W przypadku Cracovii można mówić o pewnej sukcesji, ponieważ tymczasowo dowodzenie w Cracovii przejęła żona profesora, Elżbieta, będąca również przewodniczącą rady nadzorczej firmy Comarch. Cracovia ogłosiła jednak poszukiwania nowego prezesa. Janusz Filipiak piastował tę funkcję od czerwca 2014 roku - najdłużej w całej historii "Pasów".

Czytaj więcej:
Znane postacie żegnają Janusza Filipiaka. "Nikt nie kochał Cracovii tak mocno"
"Pan Profesor pozostanie w sercach". Wzruszające pożegnanie Janusza Filipaka

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×