Śląsk odzyskał fotel lidera. Emocje były do samego końca

Pierwsza połowa sobotniego meczu na Tarczyński Arena nie powalała. Śląsk Wrocław po przerwie narzucił jednak tempo, któremu nie dorównał Widzew Łódź. Zespół Jacka Magiery wygrał 2:1 i zepchnął Jagiellonię Białystok z pierwszego miejsca w tabeli.

Mateusz Byczkowski
Mateusz Byczkowski
piłkarze Śląska Wrocław PAP / Na zdjęciu: piłkarze Śląska Wrocław
Widzew Łódź miał naprawdę intensywny tydzień. Jeszcze w środę walczył ponad dwie godziny na stadionie przy ul. Reymonta o awans do półfinału Fortuna Pucharu Polski. Natomiast bezskutecznie, ponieważ to Wisła Kraków zapewniła sobie możliwość dalszej gry w rozgrywkach. Kontrowersji nie brakowało - łodzianie złożyli nawet protest (więcej przeczytasz TUTAJ).

W sobotę zespół Daniela Myśliwca czekał kolejny wyjazd - spotkanie z wiceliderem Śląskiem Wrocław. Nadzieją mogła być dyspozycja przeciwnika, który po zimowej przerwie jest cieniem ekipy sprzed kilku miesięcy i nie punktuje już z taką regularnością.

Spotkanie nie należało do najładniejszych. Pierwsza połowa była dla prawdziwych koneserów. Zawodnicy obu drużyn oddali w sumie tylko sześć strzałów, a gospodarz zaledwie jeden. Na drugą odsłonę wrocławianie wyszli kompletnie odmienieni. Od razu ruszyli do ataku.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ronaldo szaleje. Tylko zobacz, co zrobił na treningu

Negatywnym bohaterem Widzewa został Rafał Gikiewicz. Doświadczony golkiper zanotował interwencję niczym junior. Wyszedł daleko od swojej bramki i trafił ręką Aleksa Petkowa. Arbiter podyktował rzut karny, który pewnie wykorzystał Nahuel Leiva. Śląsk chciał wykorzystać lepszy moment do cna.

Piłkarze ekipy Jacka Magiery mieli sporo okazji, ale brakowało wykończenia. Umiejętności Gikiewicza często testował Piotr Samiec-Talar. Ze wszystkich pojedynków zwycięsko wyszedł bramkarz. Patent tego dnia miał na niego za to wcześniej wspomniany Leiva.

Samiec-Talar wypatrzył Hiszpana świetnym podaniem prostopadłym. Zawodnik Śląska wyszedł sam na sam z golkiperem, ominął go i trafił do siatki. Arbiter liniowy pokazał jednak spalonego. Do gry ponownie weszli sędziowie VAR, którzy mieli sporo pracy podczas sobotniego spotkania. W trakcie pierwszej połowy dzięki także ich interwencji, nie uznano bramki dla gospodarzy - zasłużenie, bo strzelec gola Alen Mustafić był na spalonym.

Tym razem podjęto pozytywną decyzję dla wrocławian. Leiva mógł cieszyć się więc z drugiej bramki. Właśnie on przejął schedę po Eriku Exposito. Lider klasyfikacji strzelców PKO Ekstraklasy rozpoczął mecz... na ławce rezerwowych. Taki ruch Magiery nie dziwi, ponieważ jego forma znacznie spadła po przerwie zimowej.

Wydawało się, że nic nie grozi Śląskowi, ale Widzew przycisnął w samej końcówce. Efektem była bramka Imada Rondicia, który wykorzystał kapitalne dośrodkowanie z rzutu wolnego i strzałem głową pokonał Rafała Leszczyńskiego. Ostatecznie gospodarze wytrzymali do ostatniego gwizdka zwyciężyli i wskoczyli na pierwsze miejsce w tabeli.

Śląsk Wrocław - Widzew Łódź 2:1 (0:0)
1:0 - Nahuel Leiva 51'
2:0 - Nahuel Leiva 81'
2:1 - Imad Rondić 90+3'

Składy:

Śląsk Wrocław: Rafał Leszczyński - Jehor Macenko, Łukasz Bejger, Aleks Petkow, Patryk Janasik - Michał Rzuchowski - Piotr Samiec-Talar, Patrick Olsen, Alen Mustafić (79' Aleksander Paluszek), Nahuel Leiva (90+4' Burak Ince) - Patryk Klimala (64' Erik Exposito)

Legia Warszawa: Rafał Gikiewicz - Lirim Kastrati, Mateusz Żyro, Serafin Szota, Luis Silva - Noah Diliberto (70' Imad Rondić), Dominik Kun, Bartłomiej Pawłowski - Ernest Terpiłowski (46' Fabio Nunes), Jordi Sanchez, Dawid Tkacz (63' Antoni Klimek)

Żółte kartki: Alen Mustafić, Jehor Macenko (Śląsk Wrocław) - Ernest Terpiłowski, Bartłomiej Pawłowski, Rafał Gikiewicz, Dominik Kun, Jordi Sanchez, Fabio Nunes, Mateusz Żyro (Widzew Łódź)

Sędzia: Bartosz Frankowski

Zobacz też:
Miał być gwiazdą ligi i Lecha Poznań, na razie rozczarowuje

Czy Śląsk Wrocław awansuje do europejskich pucharów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×