Jak karać za kontuzje, czyli czy boiskowi brutale powinni iść do więzienia?

Media co i rusz informują o koszmarnych faulach i dramatycznych kontuzjach. Sprawcy niemal nigdy nie ponoszą dotkliwych konsekwencji i wracają do gry znacznie szybciej niż ich ofiary. Czy istnieje możliwość, by boiskowych brutali karać surowiej?

 Redakcja
Redakcja

Brutalne faule skutkujące poważnymi i długotrwałymi kontuzjami na piłkarskich stadionach nie należą do rzadkich. Dość wspomnieć choćby te, których ofiarami w niedalekiej przeszłości padli Eduardo da Silva, Marcin Wasilewski i Aaron Ramsey. Dla ich oprawców konsekwencjami są zwykle jedynie zawieszenia na kilka spotkań oraz symboliczne kary finansowe. Tak było w przypadku łamiącego "Wasylowi" nogę Axela Witsela - Belg dostał zakaz występów na 3 miesiące i zapłacił 2500 euro. Na stosunkowo łagodny wymiar kary wpłynęła skrucha zawodnika Standardu Liege i przeproszenie Polaka. Nie zmieniło to jednak faktu, że Wasilewski na dobre wrócił do gry dopiero po ponad roku od brutalnego wejścia rywala. Czy kara dla Witsela, choć dodatkowo odwrócili się od niego sponsorzy, a kibice Anderlechtu grozili mu śmiercią, była więc sprawiedliwa?

Jedną z najgłośniejszych kontuzji w europejskich mediach był "nokaut" Ivicy Olicia po ostrym wejściu Tima Wiese z 2008 roku. Niemiecki autorytet Franz Beckenbauer nazwał zachowanie bramkarza Werderu "próbą zabójstwa" i domagał się kilkuletniej kary więzienia. Obaj zawodnicy zostali nawet przesłuchani przez policję, ale wątpliwości rozwiał poszkodowany. - Na pytanie, czy odniosłem ciężki uszczerbek na zdrowiu, odpowiedziałem "nie". Nie rozumiem, dlaczego w tak błahej sprawie toczy się postępowanie - mówił wówczas Olić, obecnie... cierpiący z powodu innej przewlekłej kontuzji.

"Próba zabójstwa" autorstwa Wiese

Równie poważna debata na temat narastającej brutalności futbolu przetoczyła się po kilku bardzo nieczystych zagraniach Nigela de Jonga. Wicemistrz świata najpierw ciosem kung-fu powalił Xabi Alonso, by niedługo później złamać w dwóch miejscach nogę Hatemowi Ben-Arfie. "To kryminalista", "On potrzebuje psychiatry" - takie opinie wygłaszano na temat de Jonga, a selekcjoner Oranje Bert van Marwijk usunął go ze składu reprezentacji. - To kolejny raz, gdy przekracza granice zdrowego rozsądku - zżymał się na swojego rodaka Johan Cruyff. Nie wszyscy jednak potępiali 26-latka. - To tylko niefortunny przypadek, że złamał rywalowi nogę. Nie powinien zmieniać stylu gry, takiego potrzebujemy go w kadrze - mówił Mark van Bommel.

Punkt widzenia piłkarskich fachowców często uzależniony jest od konkretnej sytuacji. - Powinno się stworzyć specjalny komitet, który zdecydowałby czy 3 mecze zawieszenia to wystarczająca kara, czy nie. Wydaje mi się, że przy niektórych faulach nawet 10 meczów zawieszenia byłoby za mało. Widzę zawodników, którzy celowo próbują zranić rywala. Kary nie są wystarczająco wysokie - mówił po serii przewinień na graczach Arsenalu Arsene Wenger. Po faulu Martina Taylora na da Silvie opiekun Kanonierów nazwał gracza Birmingham "mordercą" i domagał się, by ten "już nigdy nie zagrał w piłkę" (ostatecznie Taylor został przeproszony, a federacja zawiesiła go jedynie na standardowe 3 mecze. Tak skromną karę argumentowano nieumyślnością w zachowaniu faulującego).

"Morderca" Taylor łamię nogę da Silvie

- Jeśli ktoś potraktowałby tak człowieka na ulicy, poszedłby do więzienia - grzmiał Francuz po faulu Dana Smitha na Abou Diaby, który wyeliminował pomocnika Kanonierów z gry na 9 miesięcy. Opiekun Arsenalu był jednak odmiennego zdania, gdy Cesc Fabregas brutalnym wejściem rozciął nogę Stephena Warda, a ten musiał opuścić murawę na noszach. - Jestem zwolennikiem twardej, męskiej gry i ostrego traktowania piłkarzy. Cesc przewinił, ale nie miał zamiaru robić krzywdy, chciał jedynie wybić piłkę - tym razem Wenger usprawiedliwiał brutalne zagrania.

Umyślność miała decydujący wpływ na ocenę zachowania Roy'a Keane'a za faul na Alfie-Ingu Haalandzie w 2001 roku. Legendę Manchesteru United początkowo zawieszono tylko na 3 mecze i obciążono grzywną 5000 funtów na rzecz angielskiej federacji. Rok po zdarzeniu, które de facto zakończyło piłkarską karierę norweskiego obrońcy, Keane w autobiografii przyznał, że przewinił rozmyślnie w zemście za faul Haalanda sprzed 4 lat. "Czekałem wystarczająco długo. Przypier*** mu mocno. A masz ty piz**" - napisał kapitan Czerwonych Diabłów. W rezultacie zawieszono go na kolejne 5 spotkań i nakazano zapłacić 150 000 funtów. Sam Haaland nie zdecydował się na wniesienie pozwu do sądu, choć rozważał taki krok.

Umyślny atak Keane'a

Po wspomnianym faulu na da Silvie rozpętała się zażarta dyskusja, jaką odpowiedzialność, obok administracyjnej, ponosić powinni boiskowi brutale. O ile kara więzienia wydaje się nieproporcjonalna do stopnia zawinienia i nazbyt dotkliwa, o tyle poważne sankcje finansowe, adekwatne do wysokich zarobków piłkarzy, mogą okazać się skuteczne i odstraszające. Wciąż pojawiają się pomysły, wedle których faulujący powinien być zawieszony na tak długo aż do gry nie powróci faulowany. Takie rozwiązanie, choć sprawia wrażenie sprawiedliwego, byłoby jednak trudne do wcielenia w życie.

Odpowiedzialność karną za zagranie z 2004 roku poniósł Rachid Bouaouzan, wówczas zawodnik Sparty Rotterdam. W spotkaniu holenderskiej drugiej ligi brutalnym wejściem w nogi Nielsa Kokmeijera doprowadził do końca kariery napastnika Go Ahead Eagles. Klub zawiesił Bouaouzana do końca sezonu, ale znacznie bardziej bolesny okazał się wniosek rządu holenderskiego do sądu, w wyniku którego piłkarza skazano na rok więzienia w zawieszeniu za czynną napaść. Sędziowie uznali, że był on świadomy swojego czynu i konsekwencji, które mogę z niego wyniknąć. Austriacki sąd orzekł w 2006 roku karę 60 000 euro grzywny wobec bramkarza Austrii Wiedeń Joey'a Didulicy za ostre wejście w twarz napastnika Rapidu, Axela Lawaree. Chorwatowi przypisano spowodowanie uszczerbku na zdrowiu przeciwnika wynikające z niedbalstwa, ale sąd wyższej instancji oczyścił Didulicę z zarzutów - uznano, że zasady gry w piłkę nożną niosą z sobą ryzyko urazów, a bramkarz nie działał z zamiarem spowodowania kontuzji. W 1992 roku Dean Sunders (FC Liverpool) sfaulował Paula Elliotta (Chelsea) na tyle mocno, że ten nie zdołał już nigdy powrócić do profesjonalnego uprawiania sportu. Elliott wniósł sprawę do sądu, lecz nie zdołał udowodnić celowości w działaniu faulującego.

Faul Bouaouzana zasługujący zdaniem sądu na rok więzienia

W obecnym stanie prawnym możliwym wydaje być się dochodzenie otrzymania zadośćuczynienia za doznaną krzywdę. W tym przypadku byłyby nią cierpienia zarówno psychiczne, jak i fizyczne, a każdy dzień kontuzji wart mógłby być nawet kilkaset złotych. Ponadto sąd orzec może o odpowiedzialności odszkodowawczej za kontuzję doznaną na skutek brutalnego faulu. Wówczas konsekwencje finansowe prawdopodobnie okażą się jeszcze bardziej dotkliwe. Poszkodowany miałby bowiem możliwość żądania wypłaty utraconych zarobków (wskutek wyłączenia z gry), a także np. odszkodowania za utratę miejsca w składzie podczas ważnego turnieju, zmniejszenie perspektyw rozwoju kariery czy nawet brak prawdopodobnego kontraktu reklamowego. Spełniony musi być jeszcze jeden warunek - atak musi mieć miejsce w sytuacji, gdy nie ma szans na odebranie piłki, a faulujący powinien być co najmniej świadomy możliwości wywołania groźnej kontuzji.

Niemożliwe do stworzenia wydają być się przepisy gwarantujące piłkarzom bezpieczeństwo podczas meczu - trudno byłoby bowiem zabronić kontaktu z ciałem rywala podczas próby odebrania piłki czy też nakazać zakładanie dodatkowych ochraniaczy. Futbol to dyscyplina kontaktowa dla grających twardo, lecz niebrutalnie. Istotne dla oceny powinny być nie skutki, a intencje zamierzającego przekroczyć przepisy. W tym przypadku zadania na pewno nie ułatwia zjawisko, że niektóre brutalne faule wcale nie doprowadzają do poważnych konsekwencji dla przeciwnika i giną w szybkim tempie gry. Nie zmienia to jednak faktu, iż obecnie nakładane kary, a więc przeważnie kilkutygodniowe zawieszenia, bez wątpienia nie odzwierciedlają winy faulującego (zwłaszcza umyślnie). Rozsądnym i kompromisowym rozwiązaniem mogłoby być wydłużenie kar zawieszenia (np. na jeden sezon) i pokrycie kosztów powrotu do zdrowia swojej ofiary. Szkodę wycenić jednak niełatwo - Petr Cech po kopnięciu Stephena Hunta wrócił na boisko po niespełna miesiącu, ale do końca kariery będzie zmuszony występować w kasku. Wasilewski z kolei po ponad roku wreszcie jest w pełni sił, lecz uraz psychiczny z pewnością nie zawsze pozwoli mu grać równie odważnie i entuzjastycznie jak przed kontuzją...

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×