Przemysław Kaźmierczak: Idziemy w górę tabeli - tam gdzie powinniśmy być
Kolejną, już ósmą bramkę w sezonie zdobył Przemysław Kaźmierczak. Tym razem ulokował on futbolówkę w bramce Lechii Gdańsk. Co ciekawe, ten piłkarz występuje na pozycji defensywnego pomocnika. Goli mogłoby być jeszcze więcej...
Artur Długosz
Przemysław Kaźmierczak to jeden z najbardziej wartościowych, o ile nie najważniejszy piłkarz Śląska Wrocław. W sobotę w meczu z Lechią Gdańsk piłkarz zdobył już ósmego gola w sezonie. Bramka padła znów po stałym fragmencie gry, lecz tym razem po wyrzucie piłki z autu. - Nie zawsze uda się bramkę z gry strzelić, ale ważne są stałe fragmenty. Myślę, że nie tylko my to pokazujemy, ale w całej piłce jest tak, że jeżeli nie uda się strzelić z akcji, to trzeba wykorzystać stałe fragmenty i zdobyć trzy punkty. W meczach przede wszystkim zgrywam te piłki, bo nie zawsze jest łatwo wrzucić tak futbolówkę, jak teraz Tadzio Socha. Zrobił to idealnie i mogłem to zakończyć strzałem. Większość tych piłek staram się zgrywać w głąb pola. W spotkaniu z Lechią się udało i cieszę się z trzech punktów - wyjaśniał po meczu całą sytuację defensywny pomocnik Śląska.
Gol Kaźmierczaka znów był efektowny. - Myślę, że bramkarz może nie zawsze stoi przy samym krótkim słupku, ale bardziej z tej strony, gdzie jest aut. Jeżeli jest dobra piłka i idealnie się uderzy, to golkiper dostaje ją za kołnierz - opisał swoje trafienie "Kaz".
Śląsk Wrocław nie przegrał już dwunastego spotkania z rzędu. Wrocławianie, mimo kilku kontuzji w zespole i osłabień, zdołali pokonać silną Lechię Gdańsk. - Musimy, tak jak w każdym meczu, dużo pracować całym zespołem. Jeden drugiemu musi pomagać. Widać, że mamy dobry kolektyw. Nieważne kto gra - każdy robi swoje na boisku. Pomaga kolegom i to się liczy - mówi piłkarz drużyny prowadzonej przez Oresta Lenczyka. Zawodnicy WKS-u lechistów pokonali, choć w ostatnich minutach mogli stracić trzy punkty. Piłkarze Tomasza Kafarskiego zaatakowali, zdobyli jednego gola, a na drugiego zabrakło im już czasu. - Niepotrzebnie straciliśmy bramkę. To był mój zawodnik, nie przypilnowałem go. Robiliśmy sobie sytuacje, ale lechiści poczuli, że jest różnica tylko jednej bramki. Tak jak na Legii - gdybym wykorzystał karnego, to byłoby po meczu. Tak i teraz, gdybyśmy nie stracili tego gola, mecz do końca byłby w miarę spokojny. Może niełatwy, ale w miarę kontrolowany - powiedział były reprezentant Polski.
Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.