Coś nieprawdopodobnego. Klęska Lewandowskiego, to już nieuniknione

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
WP SportoweFakty / Mateusz Czarnecki / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
zdjęcie autora artykułu

Takie mecze zdarzają się często raz w życiu i Robert Lewandowski najlepiej o tym wie. Polak może zapomnieć o jedynej statuetce, którą mógł zdobyć w tym sezonie.

Po pięknym przyjęciu i jeszcze lepszym uderzeniu z woleja, nadzieje odżyły. Robert Lewandowski cały czas był w grze o wywalczenie choćby trofeum pocieszenia, czyli korony króla strzelców La Liga. Statuetka za indywidualne osiągnięcie mogła nieco osłodzić Polakowi mijające rozgrywki. "Lewy" nie zdobędzie bowiem drużynowego pucharu po raz pierwszy od 11 lat, to już pewne. Ale "Trofeo Pichichi" dalej było w zasięgu kapitana reprezentacji Polski. To, co działo się jednak w równolegle rozgrywanym meczu w Villarreal, było czymś nieprawdopodobnym.

Po trzech minutach spotkania z Rayo Vallecano Lewandowski miał na koncie 18 goli i tracił dwa do lidera klasyfikacji strzelców - Ukraińca Artema Dowbyka z Girony i jedną bramkę do Jude'a Bellinghama z Realu Madryt. Na kolejkę przed końcem ligi, mając w perspektywie spotkanie z Sevillą i jeszcze niemal półtorej godziny rywalizacji z Rayo, wydawało się, że "Lewy" jest w stanie dogonić rywali. Zwłaszcza że w niedawnym spotkaniu z Valencią strzelił hat tricka i pokazał, że dalej jest w stanie zdobywać bramki seryjnie.

Odkąd Lewandowski zaczął grać na najwyższym poziomie w karierze, po transferze ze Znicza Pruszków do Lecha Poznań w 2008 roku tylko w jednym sezonie niczego nie zdobył: w barwach Borussii Dortmund w rozgrywkach 2012-13. Wcześniej i później roiło się w jego CV od zespołowych i indywidualnych osiągnięć. Wygrał między innymi dziesięć razy Bundesligę, Ligę Mistrzów, Klubowe Mistrzostwa Świata, a z dziewięciu statuetek króla strzelców na najwyższym poziomie rozgrywkowym, aż sześć zdobył w ostatnich sześciu latach.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Siadło idealnie! Bramkarz nic nie mógł zrobić

W przedostatniej kolejce La Liga Bellingham nie powiększył swojego dorobku strzeleckiego, Dowbyk zdobył jedną bramkę. Tych zawodników "Lewy" mógł jeszcze postraszyć. Ale towarzystwo swoim wyczynem znokautował Alexander Sorloth. Norweski napastnik Villarreal w swojej karierze tylko raz przekroczył barierę 20 goli w lidze (w Trabzonsporze w sezonie 2019-20), nigdy nie należał do grona czołowych snajperów. Ale Sorloth zaszalał na finiszu ligi hiszpańskiej zdobywając z Realem Madryt aż cztery gole! Prawdopodobnie ma za sobą właśnie najlepszy występ w życiu...

Villarreal odrobiło straty, z 1:4 do 4:4 i zremisowało z Realem. To sprawiło, że Norweg odjechał stawce, a Lewandowski traci do niego pięć goli i może już godzić się z myślą, że w tym sezonie nic nie zdobędzie. Nawet podobny wyczyn naszego zawodnika do tego z Wolfsburgiem w barwach Bayernu Monachium (pięć goli w dziewięć minut), mógłby "Lewemu" nie wystarczyć.

Z podobnego założenia wyszedł Xavi i zmienił Polaka w 79. minucie, gdy wynik z Rayo (3:0) był już ustalony. Lewandowski otrzymał duże brawa od kibiców, w pierwszej połowie miał jeszcze jedną, dobrą okazje po kilkudziesięciometrowym sprincie z piłką, ale ostatecznie schodził z boiska średnio pocieszony.

Kapitan kadry dobrze czuł się w tym spotkaniu, choć na pewno miał większe oczekiwania względem siebie. Później jednak mógł dowiedzieć się, co stało się w Villarreal i wszystko nabrało sensu. Takie mecze jak Sorlothowi zdarzają się często raz w życiu. Lewandowski najlepiej o tym wie. Jego cztery gole z Realem w półfinale Ligi Mistrzów przed jedenastoma laty do dziś są zaliczane do najbardziej spektakularnych meczów Polaka. Dziś Hiszpania ma nowego bohatera: Sorlotha, a "Lewy" musi czekać na nowy sezon.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty