O co chodzi w sporze o lidera klasyfikacji strzelców T-Mobile Ekstraklasy?
Eduards Visnakovs strzelił dla Widzewa Łódź już sześć bramek. Za kulisami toczy się spór o 23-letniego Łotysza pomiędzy agentem Przemysławem Pantakiem a łódzkim biznesmenem Grzegorzem Waraneckim.
Na polskim rynku Przemysław Pantak znany jest m.in. z transferów Artioma Rudneva do Hamburger SV czy Arkadiusza Milika do Bayeru Leverkusen. Od 17 czerwca 2014 roku menadżer ten reprezentował będzie też interesy Eduardsa Visnakovsa, napastnika Widzew Łódź. Sytuacja ta rozwścieczyła Grzegorza Waraneckiego, łódzkiego biznesmena, który sfinansował transfer Łotysza do klubu z Alei Piłsudskiego.
Obaj panowie toczą obecnie medialny spór, którego finał doczekać się może na sali sądowej. Przedstawiamy bieg wydarzeń oczyma obu stron, pozostawiając go do opinii czytelników.
Co na to Waranecki? - Bzdura, bzdura, bzdura! Proszę zapytać Visnakovsa czy się mnie boi i czuje się nękany - zarzeka się biznesmen. Na naszą sugestię, że jeśli faktycznie zastraszany jest, to pewnie ze strachu się nie przyzna ten odpowiedział: - Ja im [braciom Visnakovs - przyp. red.] pomagam i to oni mi powiedzieli, że nie wiedzą co mają z tym zrobić. Edwards nie poradził się brata i to podpisał bo go podeszli - dodaje.
Burza wokół Łotysza rozpętała się niespełna tydzień temu. - Sytuacja wyszła w czwartek. Byłem wtedy w Amsterdamie, kiedy zadzwonił do mnie trener Mroczkowski i zapytał mnie, dlaczego pod stadionem podpisałem zawodnika. On odpowiedział, że mają informacje, że podpisałem umowę pod stadionem i mieszam zawodnikowi w głowie. Tak się stało, że byłem na meczu Widzew - Górnik i potem czekałem na Visnakovsa, on wsiadł do mojego auta i sobie pogadaliśmy. To niby zostało nagrane, że umowę podpisałem w samochodzie, ale stało się to w mieszkaniu piłkarza, na co mam dowód w postaci zdjęcia - przekonuje agent.Menadżera dziwi zachowanie włodarzy Widzewa. - Nie rozumiem tego całego zamieszania. Nie wiem czy tutaj jest preferencja do innego menadżera czy decydują inne przesłanki. Nie wiem co ma do mnie Widzew. Przyniosłem 3,5 mln euro do Lecha, 2,6 mln euro do Górnika i oni boją się, że przyniosę do klubu parę milionów euro, jeśli uda mi się zrobić transfer Visnakovsa? Pan Waranecki nie jest przecież menadżerem i nie miałby prawa interesów zawodnika reprezentować w negocjacjach transferowych. Tymczasem usłyszałem z ust pana Waraneckiego, że jeśli zbliżę się do zawodnika na kilkaset metrów, to on uruchomi swoje prywatne kontakty z miasta - dodaje.
"Wiśnia" otrzymał od klubu zakaz kontaktów z agentem. - Pana Waraneckiego wcześniej nie znałem. Spotkaliśmy się tylko raz, wtedy w Łodzi. Użył stwierdzenia, że on się nie da wydymać, ale on wydyma mnie. Z Visnakovsem spotkałem się po spotkaniu z panem sponsorem, a on powiedział mi, że dostał informację od Widzewa, że ma zakaz spotykania się ze mną - przyznaje Pantak.
- Pan Pantak złamał prawo i próbuje się wybielić. Błagał znajomych, żeby mu pomogli w załatwieniu sprawy. Proponował pieniądze. Ja naprawdę nie będę pisał i mówił ze nie jestem murzynem bo to widać. Mam dosyć hien jakimi są menadżerowie - dodaje Waranecki.
Pantak zastanawia się, jakie korzyści z ewentualnego przyszłego transferu Visnakovsa mógłby czerpać Waranecki. - W Europie zakazane jest, by osoba prywatna posiadała prawa transferowe do jakiegoś zawodnika. Tylko w Brazylii jest to możliwe - zastanawia się przyszły menadżer Łotysza.
- Ja nie chce nic na tym zarobić, a ten pan tak. Wolałbym, żeby pieniądze zamiast do niego dostał "Wiśnia". Jest młody i mu się należy a nie takim hienom jak Pantak. Radzę mu więcej mnie nie oczerniać, bo faktycznie spotkamy się w sądzie - puentuje łódzki biznesmen.