Mógł grać z Niemcami na MME. Wybrał Polskę

- Michael Olczyk mógł grać dla Niemiec i pojechać na młodzieżowe mistrzostwa Europy. Odrzucił jednak powołanie i wybrał występy z orzełkiem na piersi. Należy się mu za to wielki szacunek - mówi szef polskich skautów PZPN Maciej Chorążyk.

Przemysław Dubiński
Przemysław Dubiński

Pańska praca rozpoczęła się w 2006 roku. Początkowo polski skauting wyglądał bardzo skromnie. Do legendy przeszły już nawet proporczyki, czy pendrive'y, za pomocą których chcieliście werbować młodych piłkarzy, by grali dla Polski. Co zmieniło się od tego czasu?

Maciej Chorążyk: Dzięki temu, że sekcją opiekuje się wiceprezes PZPN Marek Koźmiński, mamy swój budżet oraz możliwości, by jeździć i obserwować zawodników na całym świecie. Nasi skauci pracują na zasadzie wolontariatu, ale jest ich zdecydowanie więcej niż kiedyś. Na przykład w Irlandii jest ich 18, w Anglii 20. Powstał też program do przesyłania raportów do bazy. Każdy skaut przesyła nam opinie. Potem to analizujemy. To unikatowy program do analizy. Pod tym względem poszliśmy bardzo do przodu. Organizujemy też cykliczne spotkania przy ambasadzie z młodymi piłkarzami. Ostatnie odbyło się w Kolonii.

Najbliższe odbędzie się natomiast 7 listopada w Londynie.

- Zgadza się. Odbędzie się ono przy ambasadzie w stolicy Anglii. Chcemy przy tej okazji zorganizować mecz pokazowy naszych polskich talentów (roczniki 2002/03) z Wysp Brytyjskich z jednym z dużych klubów. Prowadzimy rozmowy z Chelsea i QPR. Oba kluby są bardzo zainteresowane. Na to spotkanie przyjadą trenerzy kadry, którzy będą mogli na żywo zobaczyć kandydatów, którzy już za 2 lata będą mogli grać w reprezentacji. Myślę, że uda się nam skompletować solidną 18 piłkarzy na to spotkanie.

W jakich krajach działają nasi skauci?

- Najprężniej działamy w Niemczech. Mieszka tam dużo Polaków, którzy wyemigrowali z kraju w latach 80. Drugim głównym kierunkiem są obecnie Wyspy Brytyjskie. Oprócz tego Radosław Gilewicz obserwuje zawodników w Austrii i Szwajcarii. Jesteśmy obecni też w Belgii, Holandii, USA oraz Ameryce Południowej - Argentynie i Brazylii.

Praca w Niemczech jest niezwykle trudna. O piłkarzy trzeba walczyć z tamtejszym związkiem, a czasem nawet trenerami. W przeszłości zdarzały się przypadki, że młodzi piłkarze mieli problemy tylko dlatego, że jeździli na konsultacje polskiej kadry.

- Bywa, że dochodzi do pewnych spięć, ale są to rzadkie przypadki. Obecnie mamy bardzo dobre relacje. Jesteśmy otwarci na współpracę z trenerami klubowymi i to procentuje. Czasem zdarza się, że nie chcą puścić zawodnika, ale to dlatego, że grają ważny mecz. Natomiast jeżeli są problemy, to staramy się dzwonić i rozwiązywać je na bieżąco. Nie było jeszcze sytuacji, że Niemcy chcą nam zabrać zawodnika. Bywa też tak, że nasi gracze jeżdżą na konsultację ich kadry, by się sprawdzić.

W ostatnim czasie głośno było o waszych działaniach. "Kicker" pisał o panu jako "kłusowniku". O działającym na Wyspach Brytyjskich Piotrze Sadowskim magazyn "FourFourTwo" wspominał jako "szpiegu". Pojawiają się także określenia "łowcy głów". Jak podchodzicie to tego typu określeń?

- My się tym nie przejmujemy. Najważniejsze, że nikt nas z meczów nie wyrzuca. Jeżeli chcemy obejrzeć jakieś spotkanie, nie mamy z tym problemów. Trenerzy z nami chętnie współpracują. Artykuły brukowców traktujemy natomiast w formie żartu.

Jest to jednak pewnego rodzaju nobilitacja. Gdyby wasza praca nie była skuteczna, to przeszłaby bez echa. Tymczasem jest o was głośno.

- Wyniki naszej pracy najpierw dostrzegły media niemieckie. Zauważyli, że coś się ruszyło, że młodzi zawodnicy mają alternatywę i zaczynają jeździć na konsultacje reprezentacji Polski. W pewnym sensie wzbudziło to oburzenie. Ale my tak naprawdę działamy na dużo mniejszą skalę niż Turcy. Organizują turnieje, mecze na które przyjeżdżają trenerzy kadry Turcji. Oni działają na masową skalę, gdyż nie chcą przegapić kolejnego Oezila. Ich budżet jest liczony w milionach euro. My działamy na mniejszą skalę, ale nie mniej efektywnie.

Trudno się dziwić Niemcom, że wasze działania wzbudzają ich oburzenie. Wyszkolenie młodego piłkarza kosztuje ok. 20 tysięcy euro. Do tego dochodzą pensje trenerów, sprzęt i baza. Gra toczy się więc o olbrzymie pieniądze.

- My zupełnie nie patrzymy tymi kategoriami. Przecież nie zabieramy tych zawodników z klubu na zawsze. W większości przypadków kluby są wręcz zadowolone z naszego zainteresowania, gdyż dzięki temu mają w swoich szeregach reprezentanta kraju. Powołanie jest traktowane jako nobilitacja dla klubu i piłkarza. W niektórych funkcjonuje nawet system nagradzania za powołania i grę dla kadry. To nie są duże pieniądze, ale jednak. Każdy reprezentant jest dla klubu chlubą. Problemy mogą się pojawić, gdy zawodnik zbyt często wyjeżdża na zgrupowania, ale to zupełnie inna sytuacja. Poza tym dzięki temu, że zawodnik jest powoływany do kadry, to rośnie jego wartość. Klub wydaje więc pieniądze na szkolenie zawodnika, ale dzięki jego grze w reprezentacji może później go sprzedać za dużo większe pieniądze.

W Polsce od dłuższego czasu w odniesieniu do zawodników z zagranicy funkcjonuje określenie "farbowane lisy". Czy młodzi zawodnicy, którzy są zainteresowani grą w naszej kadrze, wiedzą o istnieniu tego terminu?

- Chciałbym wierzyć w to, że ci młodzi gracze nie wiedzą o istnieniu tego terminu. Na pewno nie rozmawiają na ten temat. On pojawia się głównie w polskich mediach, z którymi nie mają oni zbyt wielkiej styczności. Ich rodzice mają jednak pełną świadomość tego, że coś takiego funkcjonuje, ale starają się zachować to dla siebie. Po co faszerować ich hejtem, a ludzie potrafią czepiać się wszystkiego. Począwszy od koloru skóry, a skończywszy na obco brzmiącym imieniu, czy nazwisku.

W niedalekiej przyszłości dzięki waszym staraniom w polskiej kadrze może dojść do małej rewolucji. Wśród wyszukanych przez was zawodników są piłkarze czarnoskórzy np. bracia Boatey, mający arabskie korzenie - Pascal Younes, czy obco brzmiące imiona i nazwiska, jak Riccardo Grym, czy Nico Koenigsmann.

- Jest to coś normalnego. Są to Polacy, którzy urodzili się za granicą i mają najzwyczajniej inny kolor skóry, czy obco brzmiące nazwisko. Na świecie jest to naturalna kolej rzeczy i jeżeli trafią do pierwszej kadry, to nie będzie to wielka rewolucja. Fajnie byłoby gdyby kilku z nich trafiło do reprezentacji, ale statystyk nie oszukamy. Czasem trafi się perełka, ale 95 procent graczy w kadrze będą raczej stanowili ludzie urodzeni w naszym kraju.

Riccardo Grym Riccardo Grym

W naszym kraju wciąż jest jednak jeszcze wiele negatywnych komentarzy pod adresem takich piłkarzy.

- Myślę, że to się zmienia na plus. Nawet jak zaczyna się hejt to sporo jest opinii, które starają się uspokoić sytuację i wyjaśnić pewne sprawy. Pozytywny oddźwięk jest więc coraz większy. Kiedyś były tylko hejty. Piszą je sfrustrowani ludzie. Dla niektórych jest to niestety styl życia i czasem czytam bzdury i kłamstwa, w które sam nie mogę uwierzyć. Na szczęście z roku na rok jest ich coraz mniej.

"Moje serce bije tylko dla Polski i w tej kadrze chcę grać". Kto wypowiedział te słowa po niemiecku?

- Michael Olczyk, który mógł grać dla Niemiec i pojechać wówczas na młodzieżowe mistrzostwa Europy. Odrzucił jednak powołanie i wybrał występy z orzełkiem na piersi. Należy się mu za to wielki szacunek. Jego rodzina jest bardzo mocno związana z krajem i zadbała o to, by on również znał swoje korzenie. Gdy go znaleźliśmy, niewiele mówił po polsku, a teraz można z nim spokojnie porozmawiać i jest ważnym elementem kadry. Jest to bardzo budujące, podobnie jak postawa Maximiliana Funka, który gdy go poznaliśmy to nie znał słowa po polsku. Jednak gdy wyszedł na mecz, to najgłośniej śpiewał hymn Polski! Nie mogłem w to uwierzyć i spytałem go jak to możliwe, że nie zna języka, a perfekcyjnie zaśpiewał hymn. Okazało się, że ściągnął go sobie na telefon i tak długo słuchał, że nauczył się go sam! Nawet jego rodzice nic o tym nie wiedzieli.

Przypadek Maxa Funka jest o tyle ciekawy, że został on wypatrzony, gdy skaut pojechał oglądać innego piłkarza...

- To prawda. To pokazuje, że w naszym zawodzie szczęście też jest potrzebne. Jeżeli ktoś się nazywa Maximilian Funk, to ciężko spodziewać się, że ma polskie korzenie. Tomasz Rybicki, który był na meczu usłyszał, że powiedział słowo w naszym języku, zainteresował się nim. Teraz gra dla nas i bardzo intensywnie uczy się polskiego języka.

Wracając do Olczyka. Jest to uniwersalny obrońca, który może grać na obu flankach. Czy w przyszłości może być to piłkarz, który rozwiąże nasze problemy z lewą stroną defensywy?

- Jeżeli będzie rozwijał się tak jak do tej pory, to za 2 lata taki temat może się pojawić. Myślę, że będzie solidnym kandydatem, ale do tego musi jeszcze wiele pracować. Poza tym Olczyk jest bardzo uniwersalnym zawodnikiem, który może występować również w pomocy.

Czy Adam Nawałka szukając zagranicznych piłkarzy mogących grać w kadrze zwraca się do was o opinię i radę?

- Tak. Cały czas jesteśmy w kontakcie z trenerem i jeżeli pojawia się jakiś kandydat to podejmujemy obserwacje oraz rozmowy. Nazwisk nie mogę podać, ale współpraca na linii trener - skauci układa się obecnie najlepiej od kiedy pamiętam.

W ostatnim czasie pojawił się temat Matthiasa Ostrzolka, który według "Bilda" miał znajdować się na szczycie listy życzeń Adama Nawałki.

- Dziennikarz "Bilda" dzwonił do mnie przed opublikowaniem artykułu i próbował zdobyć taką informację. Nie udzieliłem odpowiedzi, ale niemiecka gazeta i tak napisała swój tekst. To była bzdura.

Jakie są wasze cele na przyszłość. Kiedy doczekamy się piłkarza urodzonego w Anglii w reprezentacji Polski?

- Jeżeli chodzi o Anglię, to jeszcze trochę poczekamy. Na ten kierunek patrzymy z perspektywy długofalowej polityki. Perełka zawsze może się jednak trafić. Jeżeli chodzi o Niemcy, to być może za rok lub 2 lata.

Dawid Jadach Dawid Jadach

Dzięki sukcesom reprezentacji łatwiej jest wam rozmawiać z młodymi piłkarzami? Gwiazdy typu Robert Lewandowski, czy Kuba Błaszczykowski przemawiają do wyobraźni zawodników?

- Na przykładzie Niemiec mogę powiedzieć, że tak. Kiedyś gdy rozmawialiśmy z młodymi piłkarzami urodzonymi w tamtym kraju, to ich idolami byli Michael Ballack, czy inni niemieccy zawodnicy. Teraz jest inaczej - słyszę, że Lewandowski i Błaszczykowski. Sukcesy polskiej kadry spowodowały, że ci chłopcy są dumni z bycia Polakami.

Rozmawiał Przemysław Dubiński

 
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×