Dariusz Tuzimek: Kto "gotuje" Karola Linettego?

Czytam, że Karol Linetty przeprosił Adam Nawałkę. Dziwne, bo to przecież jego powinno się przeprosić. Za to, że zrobiono z niego mięczaka.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek

Chłopak na treningu dostał w głowę piłką kopniętą bardzo mocno przez Kubę Błaszczykowskiego. Uderzenie było na tyle silne, że wykluczyło pomocnika Lecha z udziału w meczu z Niemcami, a potem także z dalszej części zgrupowania.

Karol czuł się źle, miał zawroty głowy, może i wstrząśnienie mózgu, choć lekarz kadry przekonywał, że "wynik badania rezonansem jest czyściutki". Linetty próbował trenować. We Frankfurcie biegał wokół boiska, ale było jasne, że grać nie jest w stanie. Mdliło go, wymiotował. Jasna sprawa. Uderzenie piłką jest kontuzją niecodzienną, ale kontuzja jest kontuzją. Tymczasem - zamiast współczucia - zaczęły się śmichy, chichy. Że jak to? Z tego powodu, że dostał piłką nie zagra z Niemcami?

I poszedł sygnał do chłopaka, żeby się ze sobą nie pieścił. Jak? Poprzez zaprzyjaźnione media, czyli jak zwykle. Dyspozycyjny dziennikarz napisał, że jakoby sami piłkarze kadry dziwią się że ten Linetty taki miękki. No i że w ogóle do twardziela Krychowiaka to porównania nie ma, bo ten to gra nawet z połamanymi żebrami.

Niesmaczne i krzywdzące. Zarówno dla Karola, jak i jego kolegów z drużyny. A na dodatek nieprawdziwe.

Ja rozumiem, że futbol to poważna, twarda gra dla mężczyzn. Ale jeśli ktoś, chce powiedzieć Karolowi, żeby się ze sobą nie pieścił, to najlepiej jakby mu to powiedział w cztery oczy. Wprost. Bez szczucia.

Kto zatem "gotuje" pomocnika Lecha i po co? Przecież mówimy o Linettym, chłopaku przeambitnym, z którym w Poznaniu mieli zupełnie odwrotny problem: on kontuzje wręcz zatajał przed trenerem i sztabem medycznym, żeby tylko grać w meczu. Za grę w reprezentacji z Niemcami dałby się pokroić, tylko musi być zdrowy.

Karol do tej kadry wróci, jestem przekonany, bo jest dobrym piłkarzem. Będzie mu jednak trudniej. Robienie z niego mięczaka jest - tak po ludzku - niesprawiedliwe i jest zwykłym prostactwem. Kadrze to nie pomaga. To dobrze, że Karol bije się w piersi, że za dużo tych kontuzji i obiecuje nad tym pracować. Pokora w tym wieku jest cenna. Ale przepraszać nie musi. To on powinien być przeproszony.

***

Przy okazji meczu z Gibraltarem wróciła kwestia dachu na Narodowym. Dyskusja nienowa, ale problem ciągle nierozwiązany.

Warto, żeby PZPN już dziś zadbał o to, żeby 11 października dach na Stadionie Narodowym w czasie spotkania Polska - Irlandia był zamknięty. To może być dla nas mecz o wszystko i trzeba pamiętać nawet o detalach. Wiadomo jak grają Irlandczycy: walka, siła, determinacja. Atuty reprezentacji Nawałki są inne: gra kombinacyjna, szybki atak, futbol techniczny. Przyda nam się dobre, suche boisko. Jeśli się mamy kopać z koniem, to chociaż nie w błocie. I niech nikt nie bajdurzy, że się nie da. Kolega napisał mi po meczu z Gibraltarem: "Sprawa dachu na Narodowym pięknie pokazuje różnice między PZPN Laty i Bońka. Wtedy to była wina PZPN, teraz wina delegata UEFA". No więc apeluję, żeby nie mitologizować roli delegata. Ten stadion i ten dach są zawsze takie same. Nie zmieniają się. Przecież to absurd, żeby delegat UEFA (a jest to za każdym razem inny delegat!) decydował czy tym razem dach zamknąć czy otworzyć. Warto otrzymać zgodę od UEFA raz na zawsze: jeśli są kiepskie warunki atmosferyczne - zamykamy dach. Bo go mamy.

Nie brnijmy w absurdy, żeby ktoś z zagranicy przyjeżdżał do Warszawy, podrapał się w głowę i decydował czy ludzie w pierwszych rzędach mają zmoknąć czy nie, a piłkarze mają się taplać w błocie czy grać w piłkę. Ja wolę gdy na mnie nie pada, a na boisku grają w futbol, a nie w rugby. Na stan murawy zlanej deszczem narzekali po meczu z Gibraltarem sami piłkarze. Kapitan kadry Robert Lewandowski, dziwił się, że mamy dach, a go nie zamykamy i że u nas zawsze wszystko na opak. Zamknięcia dachu chciał też selekcjoner.

Tu nie ma się co zasłaniać delegatem UEFA, to trzeba - właśnie w UEFA - sobie załatwić. Raz na zawsze. Przecież na Narodowym grano już mecze przy zamkniętym dachu. Choćby inauguracyjny mecz Euro 2012 Polska - Grecja. Więcej argumentów nie potrzeba. Przekonywanie, że "się nie da" jest zwykłym nawijaniem makaronu na uszy i przyznaniem się do niemocy.

Dariusz Tuzimek

Milik: nie lubię porównań do Zlatana
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×