Sandecja - Stomil, czyli piłka śnieżna. Czy należało grać w takich warunkach?
Kilka, a może nawet kilkanaście centymetrów śniegu zalegało na murawie stadionu w Nowym Sączu. Mimo to mecz 19. kolejki I ligi odbył się zgodnie z planem, co wzbudziło spore kontrowersje.
Arbitrzy kilkukrotnie przerywali rywalizację, by linie mogły zostać odśnieżone. Momentami piłkarze Sandecji irytowali się, że osoby za to odpowiedzialne mogły narzucić szybsze tempo pracy. Nie da się ukryć, że gospodarze potyczki ze Stomilem byli mocno rozżaleni po końcowym gwizdku.
- W takich warunkach nie da się grać w piłkę - podkreślił Arkadiusz Aleksander. - Wyglądało to, jak zabawowy sparing. Na tym boisku można było kopać tylko do przodu i liczyć na szczęście - dodał.
Najlepszy strzelec biało-czarnych omal nie wypracował rzutu karnego dla swojej drużyny. Podczas jednej z akcji w II połowie był faulowany, ale sędzia uznał, że minimalnie przed linią. - Nie było jej widać. Wydawało mi się, że było to już w szesnastce, ale sędzia wyciągnął to przed linię. Nie wiem czemu służy gra w takich warunkach? - zastanawiał się Aleksander.Kiedy wiele osób kwestionowało sens gry na mocno ośnieżonej murawie, znaleźli się też tacy, którzy cieszyli się z tego faktu. - W każdych warunkach trzeba grać w piłkę. Nie załamywaliśmy i chcieliśmy tego meczu - przyznał Janusz Bucholc, obrońca i zarazem kapitan Stomilu Olsztyn.