Kazimierz Moskal: Nasi juniorzy powinni zostać wypożyczeni, ale ja potrzebuję ludzi do treningu

Mateusz Karoń
Mateusz Karoń
Od początku sezonu problemem Wisły jest zbyt wąska kadra.

- Chciałbym mieć rywalizację na każdej pozycji. To podnosi poziom zespołu i daje komfort psychiczny w przypadku pojawienia się ubytków spowodowanych kontuzjami czy pauzą za kartki.

Prezes obiecał panu jakichś piłkarzy?

- Niczego mi nie obiecywał. Wiemy, że sytuacja finansowa nie jest najlepsza. Wierzę, że to się zmieni i będzie lepiej.

Na łamach "Gazety Wyborczej" powiedział pan, że juniorzy, jakich macie w pierwszym zespole, są zbyt słabi. Czy oni przypadkiem nie zostali dosztukowani?

- Wielu z nich ma potencjał, by stać się wartościowymi piłkarzami. Przeskok jest jednak bardzo duży. Dobrze by było wypożyczyć najzdolniejszych. Ograliby się, a potem wrócili jako konkurencja dla doświadczonych graczy. Problem w tym, że potrzebuję ludzi do treningu. Nie wyobrażam sobie 14 zawodników z pola na zajęciach. Tak nigdy nie zrealizowałbym tego, co bym chciał.

To też hamuje ich rozwój.

- Trochę tak, choć na samych treningach z dużo lepszymi od siebie zyskują. Oczywiście nie tyle samo, ile dałyby im mecze. Trzecia liga dla niektórych jest zdecydowanie zbyt słaba.

Temat pieniędzy jest też obecny w szatni?

- Oszukiwałbym sam siebie, gdybym myślał, że on nie istnieje. Nie podejrzewam moich piłkarzy o kalkulowanie, ale na co dzień trudno od tego uciec.

Aleksandar Vuković stwierdził niedawno, że w Wiśle za bardzo się nad sobą litują, bo Legia Warszawa też miała problemy finansowe, a jednak walczyła o mistrzostwo.

- Nie wiem, czy my się użalamy. Nie zauważyłem tego. Temat pieniędzy jest poruszany, ale nie ma to przełożenia na postawę boiskową czy treningową. Piłkarze wykonują swoją pracę naprawdę sumiennie. Są również świadomi, że ich gra może zmienić stan budżetu. Naturalnie nie powinno być tak, że zawodnik myśli o tym, że wypłata jeszcze nie wpłynęła.

Czeka was maraton. Cracovia, Legia, Lech Poznań.

- Mieliśmy moment, w którym trzech graczy było zagrożonych pauzą za kartki. Wtedy sytuacja była naprawdę krytyczna. Teraz nie nalegałem, by ktoś specjalnie złapał "żółtko", aby do derbów mieć czyste konto. To byłoby niesportowe. Nigdy tak nie robiłem i przyzwyczajeń nie zmienię. Na szczęście przed tymi spotkaniami nie mamy żadnych problemów zdrowotnych poza Emmanuelem Sarkim. Nikt nie jest też zawieszony.

A obawy o dyspozycję fizyczną? To są te mecze, w których odpuścić nie wolno.

- Nie martwię się tym. Niektórzy wręcz lubią grać co trzy dni. Jasne, niektórych należy prowadzić trochę inaczej, ale powinni to wytrzymać. Mam na myśli zawodników najbardziej doświadczonych.

Arkadiusz Głowacki na łamach "Przeglądu Sportowego" mówił o zbliżaniu się do ściany.

- Moim zdaniem wszystko będzie zależało od przebiegu sezonu. Pewnie przyjdzie taki moment, że ktoś z nim porozmawia o przedłużeniu kontraktu. Sam będę go namawiał. Skoro teraz jest w stanie grać na takim poziomie, powinien sobie poradzić i za rok. Mógłby na przykład odpoczywać częściej.

Radosław Kałużny powiedział mi, że jeszcze dwa sezony i pewnie zostałby inwalidą.

- Widzę to samo po sobie. Kontuzje mnie nie łapały, ale grałem dość długo. Z Ekstraklasą pożegnałem się w wieku 37 lat. Skutki wydłużania kariery odczuwam teraz. Arek sam musi ocenić, jak się czuje. Gdyby jego zdrowie miało być zagrożone, lepiej nie ryzykować.

Jeśli chodzi o niedzielne spotkanie - pierwszy raz od dawna Cracovia przystępuje do derbów z lepszej pozycji.

- W pierwszym meczu też była wyżej, ale wtedy mierzyliśmy się w drugiej kolejce. Od przyjścia Jacka Zielińskiego grają naprawdę dobrą piłkę. Pewnie będą chcieli powalczyć o pełną pulę. Ale derby to derby. My też się nie damy.

Pan tych meczów na najwyższym poziomie jako piłkarz nie doświadczył.

- Tylko w juniorach i o Herbową Tarczę Krakowa. Te drugie odbywały się zimą, więc wspominam je jako piekielnie trudne. Momentami kuriozalne. Padał śnieg, płyty były zmrożone, a przez to sprawa wyniku wcale nie mogła być przesądzona. Nawet gdy znajdowaliśmy się ligę wyżej. Raz zdobyłem gola głową przy Kałuży, ale z tych meczów pamiętam przede wszystkim ból związany z kopnięciami. Paznokcie się zdzierały. Każde starcie oznaczało siniaki. O dziwo na trybunach zjawiało się sporo osób. Ludzie byli spragnieni "Świętej Wojny". Nie odstraszały ich siarczyste mrozy.

Rozmawiał Mateusz Karoń


Kto wygra derby Krakowa?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×