Tomasz Zahorski: Od Amerykanów moglibyśmy się wiele nauczyć

Mateusz Karoń
Mateusz Karoń
Przeżył pan szok organizacyjny?

- Nie przesadzajmy.

Szatnię mieliście w ciężarówce...

- Wiele klubów pierwszoligowych w Polsce chciałoby mieć takie warunki. Komfort na naprawdę wysokim poziomie. Charlotte Indepence był klubem, który wtedy powstawał od zera. Mimo wszystko zauważyć to mogliśmy tylko dlatego, że przebieraliśmy się w samochodzie, a stadion był jeszcze na wykończeniu. Murawa, ośrodek treningowy, sztab szkoleniowy - wszystko trzymało wysoki poziom.

Porównanie jakości piłkarskiej wypada na korzyść Polski?

- San Antonio Scorpions nie biłoby się o czołowe miejsca w Ekstraklasie, choć dolną część tabeli spokojnie byśmy osiągnęli. Charlotte grało w innej lidze, gdzie występowało wielu młodych chłopaków. Trudno byłoby ten klub zestawić z innymi rozgrywkami w Polsce.

MLS, NASL, USL Pro - to trzy ligi amerykańskie, które są zupełnie odrębne. Nie ma awansów i spadków.

- Podobno chcą je wprowadzić. Natomiast dziś za wejście do MLS trzeba zapłacić sto milionów dolarów wpisowego. Dlatego wcale się nie dziwię, że kluby, które już w tych rozgrywkach są, trochę protestują. Przecież one musiały te pieniądze wyłożyć.

Nie występował pan w najlepszej lidze, a odległości i tak były spore...

- Każdy wyjazd oznaczał podróż dwa dni przed meczem. Wszędzie lataliśmy samolotem, odbywaliśmy trening na miejscu i spaliśmy w hotelu. Lot trwał co najmniej dwie godziny, przed startem odprawa, po wylądowaniu też musieliśmy jakoś dojechać. To dość kłopotliwe, ale nie gra się co trzy dni. Początek tygodnia trzeba było jednak poświęcić na regenerację.

A jak wyglądała aklimatyzacja w takich sytuacjach?

- Wylatywaliśmy z San Antonio, gdzie było 40 stopni. Lądowanie mieliśmy w Minnesocie, a tam padał już śnieg. Nasi rywale też nie mieli łatwo. Teksas jest bardzo gorący. Graliśmy tylko po 19, wcześniej się nie dało.

Te spotkania to show.

- Zawsze jest odśpiewywany hymn, jakiś wokalista łapie za mikrofon i gra koncert, honoruje się też weteranów wojennych. Amerykanie są mistrzami w robieniu otoczki. Marketing stoi tam na bardzo wysokim poziomie. Dwa, trzy razy w tygodniu jeździliśmy do szkół, szpitali czy w inne miejsca promować klub.

W Polsce taki wyjazd często jest jak za karę.

- U nas zawodnikiem się poniewiera. Klub stawia piłkarza przed faktem dwa dni wcześniej. To obowiązek, ale oprócz niego, mamy też życie prywatne. Osobiście bardzo lubię te akcje. W GKS Katowice jest dobra ekipa. Podpisałem umowę kilka tygodni temu i już byłem na kręglach.

Czy Tomasz Zahorski to dobry napastnik?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×