Co słychać w Championship? Zabawa dla niegrzecznych chłopców

Rada dla piłkarzy - jeśli już musicie grać na zapleczu ekstraklasy, jedźcie do Anglii. Kluby Championship dysponują największą gotówką. Latem na transfery wydały 247 milionów euro, czyli 80 procent więcej niż przed rokiem!

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński

Dość powiedzieć, że kluby z zaplecza angielskiej ekstraklasy w ostatnim oknie transferowym na wzmocnienia wydały więcej niż te z Ligue 1 (190 milionów euro). A liga francuska to przecież piąta najsilniejsza ekstraklasa w Europie, mająca przedstawicieli w Lidze Mistrzów, mająca przebogate Paris Saint-Germian. Gdyby nie klub z Paryża i AS Monaco, nie byłoby w ogóle czego porównywać. Pozostałe zaplecza najsilniejszych ekstraklas w Europie konkurencji rzecz jasna też nie wytrzymują. Według "Transfer Review 2016-17" przygotowanego przez Soccerex w sumie nie wydano w nich na transfery 50 milionów euro. Kluby 2. Bundesligi na wzmocnienia przeznaczyły 31 milionów, Segunda Division i Serie B po 7 milionów, z kolei Ligue 2 - milion. Przepaść.

Efekt Premier League

Wielkie wydatki klubów Championship można nazwać efektem Premier League. Z dwóch przyczyn. Po pierwsze dlatego, że szefowie klubów nie boją się inwestycji w zespół, bo przed oczami mają awans do angielskiej ekstraklasy, gdzie kasa płynie najszerszym strumieniem w historii. Po drugie, ponieważ spadkowicze z PL, dzięki tak zwanym parachute payments, dysponują dużą gotówką. Z dziesięciu najdroższych transferów w historii do klubów Championship, sześć miało miejsce tego lata. Ale aż pięciu dokonali spadkowicze, czyli Norwich City, Newcastle United i Aston Villa. Dość powiedzieć, że wymienione trzy kluby na nowych zawodników wydały około 136 milionów euro, ponad połowę wszystkich letnich wydatków na transfery w Championship - samo Newcastle blisko 65 milionów.

- Zachodzi obawa, że kluby z Championship, będą wydawały wszystkie pieniądze, które zarobią, aby walczyć o awans do Premier League. Bogactwo jest tam tak wielkie, że pieniądze będą szły na zawodników, ich pensje i wszystko co potrzebne, żeby na koniec partycypować w zyskach z najwyższej klasy rozgrywkowej w Anglii. A jest przecież wiele innych kierunków, w które mogłyby inwestować, na przykład futbol kobiecy, lub obniżyć ceny koszulek i biletów na mecz, co pomogłoby w integrowaniu się lokalnych społeczności wokół klubów - mówił na łamach "The Guardian" John Williams z uniwersytetu w Leicester.

Inna sprawa, że Sroki dużo również zarobiły, bo trochę ponad 100 milionów. Co ważne, najwyższych transakcji z Newcastle dokonały kluby z Premier League. Zresztą podobnie jest w przypadku Aston Villi oraz Norwich, choć klub z Birmingham jest mocno pod kreską - na nowych zawodników wydał około 58 milionów euro, na sprzedaży zarobił około 19 milionów. To pokazuje, że tak czy inaczej przedstawiciele Championship korzystają z pieniędzy generowanych przez Premier League, tylko po prostu w inny sposób. A co niemniej ważne, kasa zostaje w Anglii, krąży w tamtejszym obiegu, liga rośnie więc w siłę.

ZOBACZ WIDEO: Sporting - Legia. Jakub Czerwiński: Nie wiem skąd ta różnica

Samowolka i gaz

Przekonuje się o tym Aston Villa. Szefowie klubu z Birmingham nie po to wydali taką kasę, żeby nie wrócić do PL. Rzecz jednak w tym, że początek sezonu w wykonaniu zespołu jest słaby. W dziewięciu kolejkach wywalczył tylko dziewięć punktów i choć sezon jest bardzo długi, na razie musi oglądać się za siebie, bo do strefy spadkowej ma niebezpiecznie blisko. Nie po to zatrudniano Roberto Di Matteo na stanowisku menedżera, nie po to klub dokonał najdroższego transferu w historii całej ligi, sprowadzając Rossa McCormacka za 14 milionów euro. Di Matteo na razie nie panuje nad materią i chyba nie tylko na boisku. Po meczu z Ipswich Town Jack Grealish, jeden z bardziej obiecujących zawodników Aston Villi, urządził imprezkę w hotelu, która trwała do późnych godzin nocnych. "Daily Mail" doniosło, że w pokoju znajdować się miały balony napompowane gazem rozweselającym. Uczestnicy balangi twierdzą jednak, że piłkarz gazu nie wdychał, natomiast nie był to pierwszy wyskok 21-letniego Anglika, gdyż w kwietniu również został przyłapany na poprawianiu sobie nastroju gazem rozweselającym.

Z kolei latem 2015 roku ktoś sfotografował go leżącego pijanego i śpiącego… na środku chodnika na Teneryfie. Włoski menedżer za gazowe rozrywki najprawdopodobniej uderzył zawodnika po kieszeni, chodzi o dwutygodniową pensję, która w przypadku Grealisha wynosi 40 tysięcy funtów, i przestrzegł, żeby w przyszłości zwracał uwagę na towarzystwo, w którym się obraca. W sprawę zaangażował się też Stan Collymore, niegdyś piłkarz, który też specjalnie dobrą opinią się nie cieszył. Były napastnik między innymi Aston Villi i Liverpoolu wystosował list do Grealisha, który opublikował w mediach społecznościowych, a kończył się tak: - Dokonaj wyboru i trzymaj się go, otaczaj się tylko przyjaciółmi najlepszymi z najlepszych, którzy już są sprawdzeni. Albo będziesz skończony, gwarantuję.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×