Roger Guerreiro: Upicie mnie było marzeniem reprezentantów
- Już wtedy widać było u Lewandowskiego charakterystyczną cechę – zimno w momencie wykańczania akcji. On ma zamrożone serce, tak samo jak Messi - mówi w rozmowie z WP SportoweFakrty Roger Guerreiro, były reprezentant Polski.
WP SportoweFakty: Na przykład?
- Dużo jest takich rzeczy, na myśl przychodzi mi na przykład tradycja, którą poznałem w Polsce i sam zacząłem ją kultywować - malowanie jajek na Wielkanoc. Kiedyś, jeszcze w czasach, gdy grałem w Legii Warszawa, zorganizowano w klubie przed Wielkanocą spotkanie z dziećmi i wspólne robienie pisanek. U nas - w Brazylii - nie ma takiej tradycji, ale bardzo mi się to spodobało. Do tego stopnia, że moje dzieci przed Wielkanocą też zawsze się w to bawią.
W Polsce ponownie pojawił się pan przed kilkoma dniami, odwiedził między innymi reprezentantów szykujących się do meczu z Rumunią. Wróciły wspomnienia?
- Przypomniały mi się czasy, gdy sam przyjeżdżałem na zgrupowania. Zresztą, w tej drużynie jest jeszcze kilku piłkarzy, z którymi grałem w reprezentacji bądź klubie. Mam na przykład na myśli Maćka Rybusa czy Łukasza Piszczka.
Uciął pan sobie z nimi sympatyczne rozmowy.
- Nie było za dużo czasu na dyskusje i wspominki. Choć akurat z Rybusem pogadaliśmy dłużej. Mało kto o tym wie, ale Maciek w czasach, gdy występowaliśmy wspólnie w Legii, był dla mnie jak syn. Byłem doświadczonym zawodnikiem, piłkarzem pierwszego składu, a "Ryba" dopiero zaczynał, wchodził do szatni jako młodziutki, trochę zagubiony piłkarz. Pomagałem mu, udzielałem rad, byliśmy bliskimi kolegami. Nasze drogi się rozeszły, bardzo długo się nie widzieliśmy, w tym czasie wiele się wydarzyło w naszych karierach i ogólnie w życiu, więc trzeba było sobie trochę poopowiadać.
ZOBACZ WIDEO Kapitan podniósł głos ws. afery alkoholowej (źródło TVP)Łatwego zadania pan nie miał, "Ryba" był niepokornym młodzieńcem.
- To był czas, gdy przechodził z zespołu juniorów do pierwszej drużyny. Był cichy, wycofany. W takich momentach dobrze chłopakowi pomóc, żeby poczuł się swobodniej. Zresztą, to nie dotyczyło tylko Maćka, do zespołu wchodziła większa grupa, między innymi Ariel Borysiuk i Artur Jędrzejczyk. Wprawdzie był to czas, w którym chłopaki nie potrafili za bardzo porozumiewać się w języku angielskim, ale zawsze służyłem im radą.
W dzisiejszej kadrze jedną z osób odpowiedzialnych za robienie atmosfery jest Artur Jędrzejczyk. Kto był nią wtedy?
- Jedna z nich siedzi właśnie naprzeciwko was.
Żarty w stylu "Jędzy" też się zdarzały?
- Nie, to było coś zupełnie innego. Przeważnie sprowadzało się to do żartów z mojego języka polskiego, chłopaki często prosili mnie, żebym coś konkretnego powiedział po polsku. Generalnie chodziło o robienie pozytywnego klimatu w kadrze.
Ponoć kilka razy dał się pan wypuścić…
- Tak, ale to zdarzało się raczej w czasach początków gry w Legii. Na kadrze się nie dawałem, wtedy dużo rozumiałem już po polsku i wkręcać mnie tak łatwo nie było można. Ale w Legii bywało z tym różnie. Pamiętam jedną sytuację, może nie do końca związaną z wypuszczaniem mnie przez kolegów, bardziej z wpadką językową. Jechaliśmy gdzieś, być może na mecz, i widząc duży zakręt, krzyknąłem: - Ale curva! Curva to po portugalsku po prostu zakręt, a w Polsce - wiadomo. Pomyślcie sobie, jaka była reakcja kolegów z drużyny. Trochę się to później za mną ciągnęło.
Który mecz w polskich barwach utkwił panu najbardziej w pamięci?
- Każde powołanie, które otrzymywałem, traktowałem, jakby było ostatnie. Dlatego wszystkie mecze były dla mnie szczególne. Zapewne wiele osób uważa, że najbardziej utkwiło mi w pamięci spotkanie na Euro 2008, gdy strzeliłem pierwszą w historii bramkę dla reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy. Tylko te specyficzne okoliczności… Pozycja spalona, poza tym trafienie nie było zbyt ładne. Ale pozostałe gole bardzo dobrze pamiętam. Było to w meczach przeciwko Irakowi, Walii oraz Irlandii. Bardzo dobrze wspominam też mecz przeciwko Czechom w ramach kwalifikacji do mundialu 2010. Dograłem wtedy piłkę Kubie Błaszczykowskiemu, który strzelił gola, wygraliśmy z bardzo mocnym rywalem.
W momencie, gdy był pan jedną z najważniejszych postaci polskiej kadry, reprezentacyjną karierę zaczynał też Robert Lewandowski. Jak pan wspomina ten czas? Widać było, że "Lewy" jest materiałem na piłkarza światowego formatu?
- Od samego początku widać było, że to zawodnik, który ma predyspozycje do grania na wysokim poziomie. Zresztą, dostrzegalne było to już gdy był w Legii i później w Zniczu. On od zawsze miał w sobie jedną, bardzo charakterystyczną cechę - zimno w momencie wykańczania akcji. On ma po prostu zamrożone serce. To tak, jakby wokół nikogo nie było, jakby liczyło się tylko strzelenie gola. Tę cechę ma także Leo Messi.