Roger Guerreiro: Upicie mnie było marzeniem reprezentantów

- Już wtedy widać było u Lewandowskiego charakterystyczną cechę – zimno w momencie wykańczania akcji. On ma zamrożone serce, tak samo jak Messi - mówi w rozmowie z WP SportoweFakrty Roger Guerreiro, były reprezentant Polski.

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta
PAP / Radek Pietruszka
Roger Guerreiro: - Po wyjeździe z Warszawy mieszkałem w wielu miejscach - ostatnio znów w Brazylii - i muszę powiedzieć, że jest wiele typowo polskich rzeczy, za którymi mocniej bądź słabiej tęskniłem i wciąż tęsknię. Chodzi nawet o coś tak prostego, jak żurek w chlebie. W Brazylii zjedzenie tej potrawy jest niemożliwe, więc pierwsze, co zrobiłem po przylocie do Polski, to od razu poszedłem do restauracji. Wiem, że wiele ludzi różnie myśli, ale ja w Polsce spędziłem najpiękniejsze lata swojego życia, mam wiele znakomitych wspomnień związanych z tym krajem. Mam wielki szacunek do ludzi stąd, do barw, symboli. Mój mały synek chodzi czasem w biało-czerwonej koszulce. Pewne wartości związane z Polską chcę przekazać swoim dzieciom.

WP SportoweFakty: Na przykład?

- Dużo jest takich rzeczy, na myśl przychodzi mi na przykład tradycja, którą poznałem w Polsce i sam zacząłem ją kultywować - malowanie jajek na Wielkanoc. Kiedyś, jeszcze w czasach, gdy grałem w Legii Warszawa, zorganizowano w klubie przed Wielkanocą spotkanie z dziećmi i wspólne robienie pisanek. U nas - w Brazylii - nie ma takiej tradycji, ale bardzo mi się to spodobało. Do tego stopnia, że moje dzieci przed Wielkanocą też zawsze się w to bawią.

W Polsce ponownie pojawił się pan przed kilkoma dniami, odwiedził między innymi reprezentantów szykujących się do meczu z Rumunią. Wróciły wspomnienia?

- Przypomniały mi się czasy, gdy sam przyjeżdżałem na zgrupowania. Zresztą, w tej drużynie jest jeszcze kilku piłkarzy, z którymi grałem w reprezentacji bądź klubie. Mam na przykład na myśli Maćka Rybusa czy Łukasza Piszczka.

Uciął pan sobie z nimi sympatyczne rozmowy.

- Nie było za dużo czasu na dyskusje i wspominki. Choć akurat z Rybusem pogadaliśmy dłużej. Mało kto o tym wie, ale Maciek w czasach, gdy występowaliśmy wspólnie w Legii, był dla mnie jak syn. Byłem doświadczonym zawodnikiem, piłkarzem pierwszego składu, a "Ryba" dopiero zaczynał, wchodził do szatni jako młodziutki, trochę zagubiony piłkarz. Pomagałem mu, udzielałem rad, byliśmy bliskimi kolegami. Nasze drogi się rozeszły, bardzo długo się nie widzieliśmy, w tym czasie wiele się wydarzyło w naszych karierach i ogólnie w życiu, więc trzeba było sobie trochę poopowiadać.

ZOBACZ WIDEO Kapitan podniósł głos ws. afery alkoholowej (źródło TVP)

Łatwego zadania pan nie miał, "Ryba" był niepokornym młodzieńcem.

- To był czas, gdy przechodził z zespołu juniorów do pierwszej drużyny. Był cichy, wycofany. W takich momentach dobrze chłopakowi pomóc, żeby poczuł się swobodniej. Zresztą, to nie dotyczyło tylko Maćka, do zespołu wchodziła większa grupa, między innymi Ariel Borysiuk i Artur Jędrzejczyk. Wprawdzie był to czas, w którym chłopaki nie potrafili za bardzo porozumiewać się w języku angielskim, ale zawsze służyłem im radą.

W dzisiejszej kadrze jedną z osób odpowiedzialnych za robienie atmosfery jest Artur Jędrzejczyk. Kto był nią wtedy?

- Jedna z nich siedzi właśnie naprzeciwko was.

Żarty w stylu "Jędzy" też się zdarzały?

- Nie, to było coś zupełnie innego. Przeważnie sprowadzało się to do żartów z mojego języka polskiego, chłopaki często prosili mnie, żebym coś konkretnego powiedział po polsku. Generalnie chodziło o robienie pozytywnego klimatu w kadrze.

Ponoć kilka razy dał się pan wypuścić…

- Tak, ale to zdarzało się raczej w czasach początków gry w Legii. Na kadrze się nie dawałem, wtedy dużo rozumiałem już po polsku i wkręcać mnie tak łatwo nie było można. Ale w Legii bywało z tym różnie. Pamiętam jedną sytuację, może nie do końca związaną z wypuszczaniem mnie przez kolegów, bardziej z wpadką językową. Jechaliśmy gdzieś, być może na mecz, i widząc duży zakręt, krzyknąłem: - Ale curva! Curva to po portugalsku po prostu zakręt, a w Polsce - wiadomo. Pomyślcie sobie, jaka była reakcja kolegów z drużyny. Trochę się to później za mną ciągnęło.

Który mecz w polskich barwach utkwił panu najbardziej w pamięci?

- Każde powołanie, które otrzymywałem, traktowałem, jakby było ostatnie. Dlatego wszystkie mecze były dla mnie szczególne. Zapewne wiele osób uważa, że najbardziej utkwiło mi w pamięci spotkanie na Euro 2008, gdy strzeliłem pierwszą w historii bramkę dla reprezentacji Polski na mistrzostwach Europy. Tylko te specyficzne okoliczności… Pozycja spalona, poza tym trafienie nie było zbyt ładne. Ale pozostałe gole bardzo dobrze pamiętam. Było to w meczach przeciwko Irakowi, Walii oraz Irlandii. Bardzo dobrze wspominam też mecz przeciwko Czechom w ramach kwalifikacji do mundialu 2010. Dograłem wtedy piłkę Kubie Błaszczykowskiemu, który strzelił gola, wygraliśmy z bardzo mocnym rywalem.

W momencie, gdy był pan jedną z najważniejszych postaci polskiej kadry, reprezentacyjną karierę zaczynał też Robert Lewandowski. Jak pan wspomina ten czas? Widać było, że "Lewy" jest materiałem na piłkarza światowego formatu?

- Od samego początku widać było, że to zawodnik, który ma predyspozycje do grania na wysokim poziomie. Zresztą, dostrzegalne było to już gdy był w Legii i później w Zniczu. On od zawsze miał w sobie jedną, bardzo charakterystyczną cechę - zimno w momencie wykańczania akcji. On ma po prostu zamrożone serce. To tak, jakby wokół nikogo nie było, jakby liczyło się tylko strzelenie gola. Tę cechę ma także Leo Messi.

Czy jakiś klub polskiej ekstraklasy powinien zatrudnić Rogera Guerreiro?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×