Kierownik Legii zdradza kulisy swojej pracy. "W Legii szanują go jak Boruca w kadrze"

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski

Na przykład o imprezie.

- Jeżeli stało się to pierwszy raz, a dany zawodnik nie ma "kartoteki", to dałbym drugą szansę. Trenerzy też tak do tego podchodzą. Zawsze jest możliwość naprawienia błędu. Zawodnicy muszą się czasami zabawić, dać upust emocjom. To tacy sami ludzie jak my.

Jak reagują, gdy jest źle?

- W takich momentach zawodnicy chcą móc porozmawiać we własnym gronie. Spotkać się, wyjaśnić sobie różne sprawy. Byłem przy takim spotkaniu, jako tłumacz z polskiego na angielski. Każdy ma prawo głosu, wyrzucenia, co mu leży na sercu. Żółć też czasem musi się wylać.

W reprezentacji Polski wszyscy milczą, gdy odzywa się Artur Boruc. A w Legii?

- Gdy mówi Miroslav Radović. "Rado" po powrocie do drużyny przez jakiś czas się jej przyglądał. Powtarzał, że na początku nie ma prawa komentować głośno tego, co myśli. Dziś jest to zawodnik, którego pamiętam z dawnych czasów. Jak schodził z boiska w meczu ze Sportingiem Lizbona i "Żyleta" skandowała jego nazwisko, to czułem, że on na to czekał. Nie domagał się takiej reakcji, ale ona sprawiła, że teraz będzie mu jeszcze łatwiej.

Zabierasz głos w szatni?

- Czasem coś powiem, są to najczęściej krótkie zdania przed wejściem do tunelu lub na boisko. Tłumaczę też z polskiego na angielski. Wiadomo, nie silę się na jakieś aktorstwo, ale słowa klucze staram się intonować, zaakcentować, oddać emocje, by odpowiednio wybrzmiały, żeby nie był to głos z translatora. Przed ważnymi meczami tłumaczę też zagranicznym piłkarzom rangę danego spotkania, jak Legii z Lechem czy Lechią, która jest teraz mocna. Na zasadzie: "to derby, trzeba ich roznieść". Trener podawał za przykład spotkania Manchesteru United z Liverpoolem czy Realu Madryt z Barceloną. Taki prosty przekaz wystarczy. Ale trener Magiera naprawdę dba o symbole. Cały czas uświadamia piłkarzom, do jakiego klubu trafili, z jaką historią i sukcesami. Często przypomina, kim jest pan Lucjan Brychczy. Powtarza, że jest postacią wybitną.

Ty reagujesz, gdy ktoś przestaje się profesjonalnie prowadzić, gdy za szybko uwierzy w swoje umiejętności?

- Staram się nie wchodzić w kompetencje trenera. Czasem szkoleniowiec poprosi, bym trochę zmotywował któregoś z chłopaków lub zapytał czy wszystko jest dobrze. W piłce dzieją się różne rzeczy. To grupa młodych i ambitnych facetów, testosteron jest na poziomie wrzenia. Ze Stevenem Langilem historia była ewidentna. Został poproszony na rozmowę i musiał wytłumaczyć się z tego, co zrobił, dlaczego wolny czas poświęca na imprezowanie, a nie regenerację. Takie zachowanie trochę nie pasuje do dzisiejszej Legii. Ostatnio większość zawodników przyjechała na trening mimo dnia wolnego. Nikt specjalnie nie próbował się za nim wstawić. Steven po prostu przesadził.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×