Jan Banaś - Zapomniany król życia

Wychowywała go samotnie matka. Dlatego, gdy nieznajomy mężczyzna powiedział mu przez telefon: "jestem twoim ojcem", nie wahał się i uciekł z kraju. To był wielki błąd.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
WP SportoweFakty

W cyklu tłusty czwartek przedstawiamy najlepszych piłkarzy w historii futbolu.

Któregoś dnia spod jednego z bloków na Górnym Śląsku zginął przepiękny ford mustang. Raczej nie byłoby problemu z odnalezieniem go, bo na przełomie lat 60. i 70. w Polsce było tylko pięć takich samochodów. Interwencja policji nie była jednak potrzebna. Złodzieje nie chcieli samochodu na stałe. Chcieli się tylko przejechać. Jan Banaś, jego właściciel, przyjął przeprosiny i puścił sprawę w niepamięć. Nie miał czasu na takie głupoty. Był królem Śląska. Miał swój samochód, którym lubił wozić ładne miejscowe dziewczyny, w tym kilka znanych telewizyjnych twarzy. Gdyby któregoś z polskich piłkarzy można było porównać do George'a Besta, to właśnie jego. Tyle tylko, że Banaś tak dużo nie pił.

Nigdy nie dowiemy się, czy Polska mogła być mistrzem świata w 1974 roku, ale pewne jest, że w ostatniej chwili trzech jej czołowych zawodników wypadło ze składu. Włodzimierz Lubański i Zygmunt Anczok z powodu faktycznych urazów, Jan Banaś z powodu "kontuzji politycznej". Być może bez historii Banasia nigdy nie narodziłaby się legenda Grzegorza Laty, króla strzelców mundialu w Niemczech.

Pech Banasia polegał właśnie na tym, że zarówno igrzyska w 1972 roku, jak i mundial dwa lata później, odbywały się w Niemczech.

Historia ma swój początek w czasie II Wojny Światowej we Lwowie. To tam Paul Helbig, oficer Wehrmachtu, poznał księgową Edytę Banaś. Młodzi się zakochali, a po wojnie Edyta wyjechała do Berlina, gdzie narodził się Heinz-Dieter. Okazało się jednak, że jego ojciec w Niemczech ma rodzinę. Kobieta z dzieckiem wróciła na Śląsk i zmieniła mu imię na Jan.

Sam Banaś opowiadał tę historię wielokrotnie i za każdym razem inaczej. W książce Stefana Szczepłka, "Moja historia futbolu", mówi, że Helbig zabrał żonę do Berlina, potem wyjechał na front i słuch po nim zaginął. A pani Banaś z synem wróciła do Katowic. Tak więc prawda do końca nie będzie znana. Pewne jest, że po raz kolejny ojca spotkał po latach. Miał już wtedy na koncie 13 meczów w reprezentacji i był uznanym w kraju piłkarzem.

- Przez 23 lata nie przysłał nawet czekolady i nagle się zjawił - wspominał potem Banaś.

Było tak: Polonia Bytom grała w pucharze Intertoto na wyjeździe ze szwedzkim IFK Norrkoeping. Banaś wraz z innymi piłkarzami, Konradem Bajgierem i Norbertem Pogrzebą, zamiast do Polski, polecieli do Niemiec. Wszystko zorganizował ojciec Banasia.

Paul Helbig mieszkał w tym czasie w Hof, w Bawarii, gdzie był skarbnikiem miejscowego klubu SpVgg Bayern.

Banaś grał tam w piłkę i był jednocześnie szoferem u dyrektora miejscowego supermarketu. Potrzebował pracy, bo drużyna z Hof była jedynie przystankiem.

"Prezydent klubu zwietrzył w tym szansę podreperowania klubowego budżetu i pośredniczył w sprzedaży Helbiga-Banasia do 1.FC Koeln - czytamy w książce "Czarny Orzeł, Biały Orzeł" Thomasa Urbana. Swoje chciał też ugrać ojciec, który za transfer syna do większego klubu chciał uzyskać prowizję w wysokości 10 procent. Jan się nie zgodził i to była ich ostatnia rozmowa.

Banaś przyjechał do klubu z Kolonii na testy i spodobał się, choć ledwo trzymał się po wyniszczających treningach. Sprzątaczka wchodziła po treningu, patrzyła na kałużę potu i mówiła: "Ach, tu siedziało tych dwóch Polaków" (w Kolonii był z Bajgierem - red.). Ale FIFA ostateczne nie zgodziła się na transfer. Banaś miał wybór. Czekać okres karencji, czyli 2 lata, albo wracać do kraju. Wybrał powrót.

- Nie znałem konsekwencji ucieczki, wcześniej nie było takich głośnych przypadków. Miałem dopiero 23 lata i nie mogłem żyć bez piłki. Dlatego wróciłem do Polski. Zaraz mnie odwiesili - mówi.
Czy reprezentacja Nawałki może powtórzyć sukcesy drużyny Górskiego?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×