Radosław Majdan: Kiedyś zadzwonił do mnie Janusz Wójcik i powiedział: "Radziu, słyszałem, że ci odje***"

Paweł Kapusta
Paweł Kapusta

Wiedzieliście, kim był Fryzjer?

- Oczywiście, w środowisku krążyły anegdoty, opowieści. Było jasne, że liga nie jest czysta. Pewnego razu - już nie pamiętam dokładnie, co to był za mecz - sędzia strasznie nas kręcił. Podszedłem do niego, chciałem zamienić kilka słów. Powiedział, i tu cytuję: "Spierd**** Majdan do bramki, bo zaraz wpier**** ci czerwoną i tyle cię będzie na boisku". No i spuszczałeś głowę, wracałeś do bramki. Później byłem zdziwiony, że dziennikarze nie piszą o słabym sędziowaniu, co dawało mi mocno do myślenia i podważało dziennikarską rzetelność.

- Gdy odchodziłem z Pogoni, byłem już tym zmęczony. Uznałem, że jestem za stary na tłumaczenie się kibicom i udowadnianie, że nie jestem garbaty. Poszedłem do prezesa i poprosiłem o możliwość odejścia. No i odszedłem, do Turcji. Z czasów Pogoni mam jeszcze jedno spostrzeżenie. Miasto Szczecin zaprzepaściło ogromną szansę, jaką dawał Sabri Bekdas. On w przeciwieństwie od innych najpierw zainwestował w klub, a dopiero później oczekiwał działań od miasta. Jestem przekonany, że gdyby został w klubie, Szczecin miałby nowy stadion, a klub kilka razy sięgnąłby po tytuł mistrzowski. Bekdas nie mógł się dogadać z władzami, przez co Pogoń nie wskoczyła na wyższy poziom.

Tuż przed mistrzostwami w 2002 roku okazało się, że na mundial nie jedzie na przykład Tomek Iwan, a do drużyny dołączyli piłkarze, którzy wcześniej nie byli powoływani. Po latach rozmawiałem z trenerem, który był na MŚ w Korei asystentem Engela. Podobno selekcjoner i tak uratował kilku zawodników. W PZPN były ogromne naciski, pewni ludzie koniecznie chcieli skreślić jeszcze więcej podstawowych graczy.

To był błąd, że z Pogoni nie poszedł pan bezpośrednio do Wisły Kraków?

- Byłem zmęczony polskimi realiami. Musiałem wyjechać, żeby złapać dystans, odetchnąć. Ostatecznie jednak do Wisły trafiłem w 2004 roku. To była wielka drużyna ze znakomitym trenerem.

Ponoć przeciwnicy Wisły mieli pełne portki ze strachu już w tunelu.

- Przytoczę historię. Gramy mecz na wyjeździe z pewną drużyną ze Śląska. Mimo że wyjątkowo nam nie idzie, prowadzimy 1:0. W 80. minucie miała miejsce taka rozmowa przeciwnika z ich trenerem:
- Trenerze, możemy zacząć atakować?
- Nie, jeszcze nie!
W 80. minucie! Przy wyniku 0:1! Po kilku minutach, woła go i mówi: - Teraz! Teraz możecie atakować! To były czasy, w których przeciwnicy nie tyle czuli respekt, co po prostu się nas bali, mecze przegrywali jeszcze w szatni. Zresztą, pamiętam mecz z Wisłą Płock, tuż po naszej porażce z Realem w Madrycie. Byliśmy wkurzeni, chcieliśmy odreagować i po 30 minutach prowadziliśmy 4:0. Przeciwnicy byli zdziwieni, że my tak łatwo przegraliśmy z Realem, a oni tak łatwo z nami.

I co im mówiliście?

- Już nie pamiętam, pewnie, że nigdy się tego nie dowiemy! Na Santiago Bernabeu do 20. minuty wyglądało to nieźle, ale później zaczęli bardzo dominować. To był dla mnie praktycznie trening strzelecki. Non-stop wjeżdżali w nasze pole karne, nie mieliśmy wiele do powiedzenia, ale Real to była wtedy najlepsza drużyna świata, z Figo, Zidane'em, Beckhamem, Raulem, Ronaldo... W Krakowie w drugiej połowie załatwił nas Fernando Morientes, przegraliśmy 0:2. Na wyjeździe swoje zrobił Ronaldo, ten brazylijski. Było 3:1. Ale od razu uprzedzam - nie robiliśmy sobie z nimi zdjęć, nie było wojny o koszulki. Choć samo przeżycie było w sumie fajne, zagrać na Santiago Bernabeu przy pełnych trybunach, nie każdy ma taką szansę.

Kto był największym kozakiem w tamtej Wiśle?

- Maciej Żurawski wygrywał nam mecze w pojedynkę, Tomek Frankowski zdobywał bardzo dużo goli. Muszę też przyznać, że dopiero gdy trafiłem do Wisły przekonałem się, jak fantastycznym zawodnikiem był Mirek Szymkowiak. Jeździliśmy czasem na kadrę, widziałem jego mecze, ale dopiero w regularnym treningu mogłem zobaczyć, jakie ma umiejętności. Niesamowity piłkarz. Pamiętajmy też o linii obrony, złożonej z samych reprezentantów: Kłos, Głowacki, Baszczyński, Stolarczyk - to była wielka siła drużyny. Wszystko kapitalnie scalał swoją osobą Henryk Kasperczak.

- Dan Petrescu po przyjściu do Krakowa uwierzył komuś, że jesteśmy drużyną gwiazdek, więc trzeba było zastosować politykę twardej ręki. A to zupełnie nie zadziałało. Nie traktował nas jako partnerów do dyskusji. Byliśmy dla niego pionkami, które trzeba systematycznie zastraszać. Nie wiem, z czego to wynikało - może z kompleksów? Może sugestii jakieś "życzliwej" osoby? U trenera Kasperczaka nigdy tak nie było. Kiedyś pojechaliśmy z Petrescu na obóz, trenowaliśmy tak ciężko, że ledwo trzymaliśmy się na nogach i ledwo na oczy widzieliśmy. Graliśmy sparing z półamatorską drużyną z Hamburga i przegrywaliśmy do przerwy 0:1. W przerwie Petrescu kazał naszemu magazynierowi zabrać nam zimowe czapki z napisem: "We are the champions". Uważał, że taką grą nie zasługujemy na noszenie czapek z hasłem: "Jesteśmy mistrzami".

Na następnej stronie przeczytasz, dlaczego Radosław Majdan uważa, że wyborom na prezesa PZPN towarzyszyły standardy białoruskie i dlaczego zdjęcie z żoną w stringach budzi takie zainteresowanie plotkarskich portali.

Czy Radosław Majdan zrobił karierę piłkarską na miarę swojego talentu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×