Edward Szymkowiak: bramkarz numer 1

W kadrze narodowej występował przez 13 lat, zdobył mistrzostwo Polski z trzema klubami. Nawet Jan Tomaszewski nie ma wątpliwości, że Edward Szymkowiak był lepszym bramkarzem od niego.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
PAP/Mariusz Szyperko / PAP/Mariusz Szyperko

W 35. minucie Ernest Pohl ustawił piłkę na jedenastym metrze, wziął rozbieg i uderzył niezbyt mocno. Edward Szymkowiak dobrze wyczuł słynnego rywala. Sędzia uznał, że bramkarz Polonii zbyt wcześnie wyszedł z bramki i nakazał jedenastkę powtórzyć. Tym razem do piłki podszedł Roman Lentner. Uderzył mocno i precyzyjnie. Ale Szymkowiak wyskoczył niemal w tym samym momencie i fantastyczną paradą wybił piłkę.

Kilkanaście minut po zmianie stron sędzia po raz kolejny wskazał na jedenasty metr. Erwin Wilczek ustawił piłkę, spojrzał na bramkarza rywali, który wycierał twarz ręcznikiem. A potem był mocny strzał w lewy róg i niedowierzanie nieszczęsnego strzelca. Jak pisał "Przegląd Sportowy", "bramkarz bytomian jak pantera rzuca się na piłkę i pewnie chwyta".

Od tego dnia minęło prawie 57 lat, a wielu starszych kibiców Polonii Bytom uwielbia opowiadać tę historię o meczu z Górnikiem Zabrze. Wśród kibiców na Śląsku dość często można spotkać się z opinią, że to właśnie Szymkowiak był najlepszym bramkarzem w historii polskiej piłki. To oczywiście tylko odwieczne zabawy fanów, rankingi, porównania, których nie sposób zweryfikować.

Pewne jest natomiast, że to właśnie on rozpoczął wielką "dynastię" polskich bramkarzy. Od niego się zaczęło. Potem byli Hubert Kostka, Jan Tomaszewski, Józef Młynarczyk, Jerzy Dudek (a między nimi kilku niezłych bramkarzy jak Józef Wandzik, Adam Matysek i Andrzej Woźniak), Artur Boruc, a obecnie Wojciech Szczęsny z Łukaszem Fabiańskim.

ZOBACZ WIDEO Primera Division: olbrzymie emocje w meczu Realu Madryt! [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Szymkowiak, ten "Paganini sztuki bramkarskiej", jak nazywał go redaktor Jerzy Zmarzlik, miał jednak pecha do czasów, w których grał.

Urodził się w Dąbrówce Małej koło Katowic w 1932 r. Jako dziecko przeprowadził się do Bohumina, wówczas polskiego, gdzie jego ojciec był szefem posterunku policji. Gdy wybuchła wojna, polską ludność ewakuowano z tych terenów. Ludzie uciekający przed Niemcami trafili na Sowietów. Jak opowiadał syn Edwarda, Marek Szymkowiak (w zeszycie serii "Biblioteka 90-lecia Polonii Bytom, autorstwa Pawła Czady), ludzi podzielono na grupy. Policjantów zapędzono do stodoły i spalono żywcem. Według innej wersji ojciec rodziny został zastrzelony przez Rosjan później. Edwarda wychowywała samotnie matka.

Krótko po wojnie został włączony do drużyny z Dąbrówki. Starsi piłkarze zauważyli go podczas gry drużyn podwórkowych w jednym z ogródków jordanowskich. Długo w zespole juniorów nie pograł. Był tak dobry, że już jako 14-latek został pierwszym bramkarzem swojej drużyny.

Na każdy mecz musiał mieć zaświadczenie od matki, mówiące o tym, że ta nie ma nic przeciwko grze syna z dorosłymi. Mama nie robiła kłopotów. Może dlatego, że nic nie wiedziała o tym, że podpisuje takie oświadczenia. Piłka była w tym czasie życiem "Szymka". Po treningach zostawał na stadionie i zamieniał się w trenera młodzieży. Jako 17-latek.

Kariera Szymkowiaka ruszyła "z kopa" w 1949 roku, gdy jego drużyna zagrała sparing z Ruchem Chorzów. Utytułowani goście wygrali 4:1, ale oprócz dobrych wspomnień z Dąbrówki Małej wywieźli też dodatkowego zawodnika - bramkarza, który nie pozwolił im strzelić kilku bramek więcej.

Rok później nastąpił kolejny skok. Gdy w 1950 roku, na stadionie olimpijskim we Wrocławiu, przed meczem Polski z Rumunią, odbyło się pokazowe spotkanie reprezentacji juniorów Dolnego i Górnego Śląska. W drużynie gości dwóch zawodników zrobiło doskonałe wrażenie. Właśnie Szymkowiak i Ernest Pohl.

Szymkowiak, trzeba przyznać, nie czekał na gotowe. Po treningach z zespołem szedł zawsze na pobliską łąkę, gdzie trenował w tym, co pozostało po starej chałupie. Piłkę odbijał od murka, odwracał się dwa razy i starał się łapać. Nie miał indywidualnego trenera, więc czasem pomagały mu dzieci mieszkające w pobliskich domach.

A był już wtedy wykończony. Przecież na treningi musiał przychodzić przed innymi. Ryszard Koncewicz, trener Ruchu, ustawiał mu pięć piłek i uderzał jedną za drugą. I tak przez godzinę.

Szymkowiak powoli zamieniał się w maszynę. Ale na razie tylko oglądał mecze z ławki rezerwowych. Jeszcze nie był na tyle dobry, by wygryźć Waltera Broma czy Ryszarda Wyrobka.

Na następnej stronie przeczytasz o tym jak Szymkowiak pomścił śmierć ojca, jak popsuł dzień Puskasowi i dlaczego selekcjoner potraktował go jak starą rzecz.

Czy Edward Szymkowiak jest jednym z najlepszych bramkarzy w historii Polski?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×