Legenda polskich sędziów. Alojzy Jarguz. Załatwię cię, laleczko

Piłka Nożna
Piłka Nożna
 - Stadion nabity ludźmi, a oni grają: ty do mnie, ja do ciebie - opowiada. - Wychodzimy na drugą połowę, stoi wysoko postawiony generał związany z wojskowym Śląskiem i kręci głową: - My tego meczu nie wygramy, walizka pieniędzy krąży po stadionie. Nie przywiązywałem do tego wagi, ale wydało mi się nieprawdopodobne, żeby poświęcić mistrzostwo Polski. Druga połowa jednak to samo: ty do mnie, ja do ciebie. - To ja was, k..., urządzę - pomyślałem. Kilka minut przed końcem Śląsk miał rzut rożny, zakotłowało się, gwizdnąłem karnego. Na dobrą sprawę, nikt by mi tego nie udowodnił, bo naskok rzeczywiście był. I kto do mnie leci z pretensjami? Śląsk! - Za co, za co ten karny? Kątem oka zauważyłem, że się naradzają i znowu myśl: nie strzelą. Mistrzem Polski został wtedy Widzew.

Whisky na podłodze

Mecz Pogoń Szczecin - Górnik. Gospodarze przegrali zdecydowanie. Z trybun poleciały gromy na Jarguza, jak sam twierdzi, nie wie za co, bo wynik był zdecydowany:  - Nie było łatwo, ale udało mi się jednak jakoś przedrzeć pod szatnię. Widzę w korytarzu stoi taka lala. Naprawdę superlaska, wymalowana, wszystko na swoim miejscu - charakterystycznie pokazuje rękoma Jarguz. - Mijam ją, a ona zachodzi mi drogę:

- Skur…, załatwiłeś ten mecz – syknęła. Poszedłem, ale po kilku krokach pomyślałem sobie: nie, k…, ja ci tego nie daruję! Zmęczony byłem, cały spocony, jak to zaraz po meczu, zawróciłem:

– Słuchaj, laleczko, k…. Może i jestem zmęczony, ale chodź na górę ze mną, to jeszcze ciebie załatwię.

Po krótkim czasie do pokoju dla sędziów wchodzi trener gospodarzy:
– Rozmawiał pan z moją żoną?
– Z jaką żoną? Ja nie znam pana żony.

Okazało się, że ta pani była partnerką szkoleniowca.

Jarguz sędziował nie tylko w Europie i na turniejach o mistrzostwo świata, ale również miał okazję wyjechać na trzymiesięczny kontrakt do Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Arabowie zażyczyli sobie trzech sędziów z Polski, mieli polecieć on, Marian Środecki, a o trzecie miejsce… trwała gra, która ostatecznie zakończyła się tym, że polecieli we dwóch, co nie spodobało się miejscowemu szejkowi.

– Sędziowałem im wszystkie najważniejsze mecze, z czego Marian nie był specjalnie zadowolony. Ale pojechał do Abu Dhabi i długo nie wracał. Godzina, dwie, trzy, zaczynamy się niepokoić, bo był ze mną jeszcze Sudańczyk, który nami się opiekował. W końcu wraca, zmaltretowany, szkło we włosach. – Co się stało? – pytam. – Wynik im nie opowiadał – odpowiedział. Kibice nie chcieli wypuścić ich ze stadionu, rzucili się do ucieczki, dorwali ich mercedesa i go rozbili, Marian przesiadł się do volvo i ta sama historia, dopiero trzecim wozem, łazikiem, udało mu się odjechać.

W tamtych czasach ZEA nie honorowały dokumentów uprawniających do prowadzenia samochodów niewydanych w tym kraju. A w Dubaju bez samochodu ani rusz. Panowie udali się na policję, żeby wyrobić sobie miejscowe prawo jazdy. Komendant ich rozpoznał, sprawę szybko załatwili i dał im jeszcze używaną mazdę.
– W dodatku kazał nam przyjeżdżać na tankowanie. Mieliśmy też przepustki do pięknie położonego amerykańskiego ośrodka i tam w knajpach przesiedzieliśmy sporo czasu – przypomina sobie. – Ale któregoś razu komendant w pełnym umundurowaniu z kompanem ubranym w arabskie szaty, podejrzewam, że to był tajniak, odwiedzili nas w mieszkaniu. A że tam się jadło na podłodze, ściągnąłem prześcieradło i siadamy do uczty. Nawieźli krewetek, inne cuda i karton whisky. Wypiliśmy dwie butelki, resztę nam zostawili. Co ciekawe, Marian prawo jazdy stracił. Przekroczył prędkość i mu zabrali, a wystarczyło, żeby dał 20 dolarów policjantom. Liczyłem jeszcze, że poprowadzę mecz w Pucharze ZEA, ale po incydencie z Marianem nic nam już nie dali. Arabskie prawo jazdy zostawiłem sobie na pamiątkę.

Od pola karnego spier....

Po zakończeniu kariery do Lubina poszedł pod warunkiem, że będzie podlegał tylko prezesowi kombinatu miedziowego. W klubie miał zapewnioną autonomiczność. W sezonie 1987-88 pierwszy mecz Zagłębie grało z beniaminkiem Stalą Stalowa Wola. Kombinat sprowadził z Niemiec nowiutkie stroje Adidasa.

- Piłkarze wyglądali w nich jak laleczki - kontynuuje Jarguz. - Wszedłem do autokaru: - Doszły mnie słuchy, że ludzie z kombinatu chcą ten mecz kupić od Stali. Macie zagrać normalnie! Wyjdźcie na rozgrzewkę, poskubcie trawkę, poprzeginajcie się, poświećcie im przed oczami tymi strojami, róbcie sobie jaja, niech myślą, że ich lekceważycie. Tak zrobili, wygraliśmy 1:0. Zadziałała psychologia. Gdzie beniaminek sprzedałby pierwszy mecz przed własną publicznością? W drodze powrotnej miałem skrzynkę szampana w służbowym polonezie. Zatrzymałem autokar, poczęstowałem zawodników i obiecałem, że te pieniądze, które miały trafić do Stali, wylądują w ich kieszeniach. Tak się stało.
Ten sezon nie był dla Zagłębia jednak udany. Po tygodniowym urlopie Jarguz podjechał pod warszawskie Okęcie, żeby odebrać zawodników Zagłębia wracających z meczu reprezentacji młodzieżowej. W stolicy… dziennikarze poinformowali go, że w Lubinie doszło do zmiany trenera.

– Zajeżdżam na miejsce. Okazało się, że spili prezesa klubu i on faktycznie dał zgodę na zwolnienie Andrzeja Wojciechowskiego, o czym ja nie miałem pojęcia. Wchodzimy do niego we trzech, a on jeszcze lekko zawiany, o mało nie doszło do bójki. Tego było za wiele, zrezygnowałem z funkcji, spakowałem się. Doszły mnie jednak słuchy, że nowy trener Alojzy Łysko został zapytany przez kiboli, czy Jarguz dalej będzie rządził drużyną. Przed treningiem wszedłem do jego pokoju: – Ja na pewno nie będę dyrygował twoim składem, ale ty na pewno będziesz dyrygował orkiestrą, która zagra marsza żałobnego, kiedy Zagłębie spadnie z ligi. I spadło.

Dziś Jarguz nie jest już królem polskich sędziów. Emerytury otrzymuje 1800 złotych, chodzi o lasce, ale za kierownicę z ochotą wsiada. – Jak się kończy 83 lata, to się już tylko wegetuje. Czasem kładę się spać z myślą: obym się już nie obudził  - żartuje. Jakoś sobie radzą z o dwa lata młodszą żoną. Należy do Klubu Seniora PZPN. – Jeśli jest potrzeba, zawsze mogę liczyć na zapomogę ze związku – opowiada. – Wiedziałem, że jak stery w PZPN przejmie Zbigniew Boniek, zrobi porządek. Dlatego tym bardziej gratuluję Zbyszkowi, że dostał się do Komitetu Wykonawczego UEFA. On o mnie pamięta. Zresztą przez ludzi związanych z olsztyńską piłką również otoczony jestem opieką. W trakcie kariery sędziowałem trzem bardzo inteligentnym zawodnikom: Stasiowi Ośliźle, Włodkowi Lubańskiemu i właśnie Bońkowi. A propos, widzi pan, co się dzieje ostatnio w Lidze Mistrzów? Ci dwaj dodatkowi arbitrzy to parodia. Po co taki palant tam stoi? Chyba tylko, żeby kasę brać! Wymysł! Tak rażące błędy na tak wysokim szczeblu rozgrywek? To się w głowie nie mieści! Jak Boniek był w Olsztynie na uroczystościach, pogratulowałem mu decyzji o powrocie do trzech sędziów w naszej lidze.

Zadowolony był. Ja miałem swoich stałych asystentów, których nauczyłem, może nawet zmusiłem, pilnowania ich kompetencji na linii. I koniec. Hołdowałem jednej zasadzie. Od pola karnego spier….! Od pola karnego jestem ja!

Pomóż nam ulepszać nasze serwisy - odpowiedz na kilka pytań.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×