400 milisekund szaleństwa. Jak trudna jest sztuka strzelania rzutów karnych?

Piłka Nożna
Piłka Nożna
Jeszcze raz Robak, z tego samego źródła: – W Lechu, gdy jesienią graliśmy z Legią, mieliśmy rzut karny. Stadion w Warszawie, ostatnia minuta, możemy wyrównać. A Guilherme krzyczy z boku łamaną polszczyzną: "Ale presja! Nie strzelisz!". To nie jest tak, że tego nie słyszę. Ale staram się wyłączyć, zachować odpowiedni poziom koncentracji. Wtedy pokonałem Malarza. Bramkarze też lubią sprowokować, czasem pytają: "I co, zmieniasz róg, czy strzelasz tam, gdzie ostatnio?". Taka wojenka niewidoczna dla kibiców… Artur Jędrzejczyk zrobił specjalnie korkami dziurę w miejscu, gdzie miałem ustawić piłkę. Pokazałem to sędziemu, ale kazał strzelać… Po meczu Jędrzejczyk przeprosił…

Błazen i osioł

Nie o bramkarzach ten tekst, ale pominąć ich całkowicie się nie da. Kiedy myślisz karny i polski bramkarz, natychmiast widzisz Jana Tomaszewskiego i Jerzego Dudka. Pierwszy na mistrzostwach świata w RFN obronił dwie jedenastki, w dwóch różnych meczach, w regulaminowym czasie. Jedną samemu Uliemu Hoenessowi. Pomysł Tomka opierał się na zmyleniu napastnika. Z reguły robił balans w prawo, następnie szybko w drugą stronę, a kiedy strzelec opuszczał wzrok, bramkarz z powrotem szedł w ciemno w prawo na spotkanie piłki. W ten sposób człowiek, którego Anglicy na Wembley nazwali błaznem lub klaunem przedstawił się światu na boiskach RFN.

Historię Dudka zna każde dziecko w Polsce interesujące się futbolem. Liverpool wygrał finał Ligi Mistrzów z Milanem, choć wygrać nie miał prawa. Nie w sytuacji, kiedy do przerwy przegrywał 0:3. A jednak The Reds, także dzięki cudownym interwencjom Polaka, doprowadzili do konkursu rzutów karnych, gdzie rozpoczęło się przedstawienie jednego aktora. Dudek Dance poznał cały świat, zdekoncentrowani piłkarze włoskiej drużyny albo strzelali niecelnie, albo bronił "Dudzio", jak decydującą jedenastkę Andrija Szewczenki. Gorycz pokonanych dorównywała radości zwycięzców.

Z tej traumy na przykład Pirlo nie otrząsnął się do dziś. – Przegraliśmy po serii rzutów karnych, i choć mogło się wydawać, że stało się to z winy Dudka – tańczącego osła, bramkarza, który zanim rzucił się za piłką, kpił sobie z nas tanecznym krokiem – z czasem zrozumieliśmy, że odpowiedzialność za to, co się stało, ponosimy wyłącznie my sami – pisał w biografii "Myślę, więc gram", wydanej w Polsce przez SQN.

Co ciekawe, wygląda na to, że pajacowanie na linii to metoda wymyślona w Liverpoolu. Kiedy w finale Pucharu Mistrzów 1984 The Reds na karne ogrywali Romę, ich bramkarz, ekstrawagancki Bruce Grobbelaar, wygłupiając się w bramce wyprowadził z równowagi włoskich mistrzów świata Bruno Contiego i Francesco Grazianiego do tego stopnia, że obaj strzelili nad poprzeczką.

- Idealnie wykonany rzut karny jest nie do obrony, ale liczba zmiennych działających na strzelca jest bardzo duża - mówi dr Dariusz Parzelski z Uniwersytetu SWPS, autorytet w dziedzinie psychologii sportu w Polsce, który pracował między innymi z piłkarzami warszawskiej Legii. - Szanse nie wynoszą pół na pół, już w nazwie zawarta jest kara, czyli z automatu przewaga jest po jednej ze stron. Dlatego dla bramkarzy praca nad tym elementem polega na zwiększeniu prawdopodobieństwa sukcesu. Chodzi o budowanie pewności siebie, obniżanie czasu reakcji czy sprawdzenie zachowań pomagającym golkiperom lub przeszkadzającym przeciwnikom. Słynny Dudek Dance w finale Ligi Mistrzów w 2005 roku działał w dwie strony, podobne zachowania zawsze tak mają: pozwalają się skupić bramkarzowi i rozpraszają przeciwnika. Dokładnie tak jest ze zwolnieniem tuż przed strzałem Roberta Lewandowskiego.

Zostańmy jeszcze na chwilę przy bramkarzach. Tak się składa, że na dwóch biegunach w kontekście obrony jedenastek są Artur Boruc i Łukasz Fabiański, a więc nasi ludzie w Premier League.

W połowie sierpnia tego roku serwis talksport.com zapowiadał nowy sezon angielskiej ekstraklasy, skupiając się na bramkarzach. Jednym z przyjętych kryteriów była skuteczność obronionych rzutów karnych. Lista zaczynała i kończyła się na Polakach. Fabiański z 15 prób wyszedł obronną ręką tylko raz, na przeciwnym biegunie znalazł się Boruc, deklasując Petra Cecha, Joe Harta czy Davida de Geę. Polak w 116 występach w Premier League aż 14-krotnie bronił jedenastki i pięć razy skutecznie!

Przeciwko Polakowi skapitulowali: Craig Gartner, Grant Holt, Yohan Cabaye, Riyad Mahrez oraz Zlatan Ibrahimović. Boruc ma skuteczność na poziomie 36%, najlepszy w historii PL Heuerelho Gomes około 28% (Brazylijczyk obronił 9 jedenastek na 32 próby). Dodatkowo wynik golkipera Bournemouth daje dużo do myślenia przy decyzjach selekcjonera reprezentacji Polski Adama Nawałki na Euro 2016 we Francji.

Pamiętajmy – Fabiański po serii rzutów karnych w ćwierćfinale zarzucał sobie, że nie dał drużynie czegoś ekstra, kapitulując przy wszystkich strzałach. Do historii futbolu przeszła roszada Louisa van Gaala, który jako selekcjoner Holendrów w meczu z Kostaryką na mistrzostwach świata w 2014 roku w Brazylii ostatnią zmianę wykorzystał przed serią rzutów karnych, wpuszczając między słupki Tima Krula. Golkiper obronił dwie jedenastki, a Oranje wygrali konkurs 4:3. Jak tłumaczył na Twitterze dziennikarz Stefan Coerts podstawowy bramkarz Jasper Cillessen nie obronił w profesjonalnej karierze ani jednego karnego. Nawałka na podobną roszadę – Boruc za Fabiana – się nie zdecydował.

W Europie do ubiegłego sezonu zdecydowanym numerem 1 w obronionych karnych był Brazylijczyk Diego Alves, który latem wrócił do ojczyzny. Na Starym Kontynencie przez dziesięć lat w barwach Almerii i Valencii w 50 przypadkach wybronił karne aż 24 razy. Z 11 metrów nie dali mu rady Cristiano Ronaldo, Messi, Diego Costa, Griezmann, Ivan Rakitić, Fernando Llorente czy Mario Mandżukić.

O fenomenie zawodnika napisano nawet w "Financial Times", gdzie mówił tak: – Dla mnie to psychologiczna wojna. W głowie przed meczem układam historię, co może się wydarzyć, jeśli zostanie podyktowany rzut karny. Mam kilka gotowych scenariuszy, wariantów. Ale lubię też wyczuć zawodnika w momencie przed strzałem, sprawdzić czy jest zdenerwowany. Lubię z nim porozmawiać, zobaczyć jak się zachowuje, przekonać się czy może zrobić to, co spodziewam się, że zrobi.

Cyniczny Willy

Rzut karny znany jest i stosowany w futbolu od ponad 130 lat. To Irlandczyk William McCrum zaproponował, aby za każde przewinienie popełnione w odległości 12 jardów (czyli 11 metrów) od bramki karać rzutem karnym; bezpośrednim strzałem na bramkę z tej właśnie odległości. Jego federacja zgodziła się z sugestią zawodnika. Z kolei Anglicy pomysł wyśmiali, bo przepis zakładał, że sportowiec musi umyślnie popełnić wykroczenie, a według wiktoriańskiej koncepcji sportu było to niezrozumiałe i oznaczałoby, że któryś z graczy nie jest dżentelmenem.

Tego Anglicy w ogóle nie brali pod uwagę, identycznie jak – kolejni buntownicy – piłkarze brazylijskiego Corinthians. Poza tym niezbyt dżentelmeńskie wydawało im się uderzenie z 12 yardów na bramkę chronioną tylko przez jednego człowieka. To było jak wyrok śmierci. Ostatecznie wprowadzony w Irlandii przepis szybko się rozprzestrzenił, a zaakceptowali go wszyscy, sami Anglicy zaledwie rok później. Najzabawniejszy w tym wszystkim jest fakt, że McCrum był… bramkarzem. Czyżby zrobił to cynicznie, z wyrachowania, wiedząc jaki ciężar nakłada na plecy napastników?

To przecież oni muszą znosić największe psychiczne obciążenia. Wspomniany wcześniej Michel Platini był mistrzem stałych fragmentów. Rzut wolny lub karny, to była dla niego niemal zawsze stuprocentowa okazja do zdobycia bramki. Nawet jemu zdarzały się jednak spektakularne pudła, jak w ćwierćfinale MŚ ’86 przeciwko Brazylii, w jednym z najpiękniejszych bojów w historii mundiali. Ile trzeba mięć jednak spokoju, zimnej krwi, jakiż układ odpornościowy, by strzelić zwycięskiego karnego w finale Pucharu Mistrzów, gdy na trybunach leży kilkudziesięciu martwych kibiców twojej drużyny, w tym – o czym jednak Platini dowiedział się później – jeden Francuz, który na mecz przyjechał specjalnie dla ciebie?

Parzelski: – Badania rzutów karnych pod kątem psychologii prowadzone są często w krajach skandynawskich. Najczęściej opracowywane są dane z serii rzutów karnych, kiedy zachodzą kontrolowane warunki, najłatwiej opisać w tej sytuacji strzelającego, bramkarza, sędziego, bramkę, na którą oddawany jest strzał, zachowanie reszty piłkarzy, to gdzie dokładnie stoją. To jak zareaguje drużyna zawodnika, który nie strzelił karnego, kiedy wynik nie jest jeszcze przesądzony, również ma znaczenie dla końcowego rezultatu. Jeśli podejdzie do niefortunnego strzelca – to nie jest zabronione przepisami, a przynajmniej nie było kilka lat temu, gdy zostały opublikowane badania – otoczy go, pocieszy, to następny strzelający ma według statystyki łatwiej, a rywal trudniej. Wychodzimy wtedy z ram rywalizacji jeden na jeden, tworzy się wrażenie, że za danym zawodnikiem stoi cała drużyna. Nie jest to zasada sprawdzająca się zawsze, ale chodzi o zwiększanie prawdopodobieństwa zwycięstwa. Na podstawie takich badań pracujemy z zawodnikami i wprowadzamy zachowania w praktyce.

Pirlo i jego zielona mila

Dwukrotnie rzuty karne decydowały o tytule mistrza świata. Napięcie jakie udziela się głównym wykonawcom nie oszczędza również widzów. W 1996 roku, w czasie mistrzostw Europy w dniu meczu Francja – Holandia (w karnych wygrali trójkolorowi), w Holandii odnotowano 50-procentowy wzrost śmiertelności mężczyzn z powodu zawałów serca.

A co tak naprawdę dzieje się w głowie strzelca? Oczywiście nie w meczu o Puchar Pasztetowej, ale na przykład w finale mistrzostw świata? Nikt nie opisał tego lepiej niż Pirlo w swojej biografii. Berlin, finałowa partia z Francją w 2006 roku. Wyznaczony jako pierwszy przez Marcello Lippiego do – jak sam określił – serii tortur, szedł i myślał (cytat z książki): "Strzelę w prawy róg; a może w lewy, bo to słabsza strona bramkarza. Uderzę wysoko, pod poprzeczkę, takiego strzału nie obroni. Ale co jeśli przestrzelę i piłka poleci w trybuny?" – miałem prawdziwy mętlik w głowie. Nie potrafiłem wymyślić niczego sensownego, ale najgorsze i tak miało nadejść. Kiedy wynik meczu ma zostać rozstrzygnięty w taki sposób (symbolicznie jeden przeciwko kilku milionom) i kiedy masz stanąć oko w oko z golkiperem, który broni całego kraju, następuje pewien sadystyczny rytuał, stanowiący preludium tego, co ma się właśnie wydarzyć i czego za chwilę masz doświadczyć. Obie drużyny zbierają się w kole na środku boiska, a ten, kto ma wykonać rzut karny, zaczyna iść w kierunku bramki.

Jest to moment, którego nie życzę nikomu. 50 metrów do przejścia, w rzeczywistości zaś okrutny pochód w stronę własnego strachu. Porównanie do skazańca, który przemierza zieloną milę – ostatnią w życiu – jest co prawda przesadzone i nie na miejscu, ale w pewnym stopniu oddaje to, co wtedy czujesz (…). Istna męczarnia. Prawdziwa burza. Wewnętrzna kipiel. Podczas pochodu w kierunku bramki byłem wprost nafaszerowany skrajnymi emocjami (…). Dotarłem na miejsce niemal na bezdechu. Wziąłem piłkę do rąk. Była cięższa niż kiedykolwiek (…) wziąłem głęboki oddech. Ten oddech był mój, ale mógł być też oddechem robotnika, który z trudem dotrwał do końca miesiąca, bogatego łajdaczącego się biznesmena, studenta po zdanej sesji, dawnych włoskich emigrantów w Niemczech, nowobogackiej z Mediolanu albo dziwki stojącej u zbiegu ulic. Byłem wtedy każdą z tych postaci…"

A propos okrutnego pochodu w kierunku własnego strachu, jak pięknie podejście do piłki zdefiniował włoski maestro, autorzy cytowanej już "Futbonomii" wskazują, że w serii rzutów karnych można w aż 95 procentach określić czy zawodnik strzeli czy nie, analizując wyłącznie jego zachowanie w czasie przejścia od koła środkowego do miejsca strzału. To tak na marginesie.

Ponoć opierając się o matematyczne wyliczenia jedenastka nie ma wpływu na końcowy wynik: różnice w procentach w wygranych meczach po jej przyznaniu różnią się wynikami tylko o kilka punktów. To jednak ujęcie ściśle naukowe (opracowane na danych zebranych z 1520 meczów Premier League z sezonów od 2002-03 do 2005-06), bez wzięcia poprawki na aspekt psychologiczny. Tutaj stawianemu – znowu w ujęciu statystycznym – w roli faworyta gospodarzowi nie trafienie z jedenastu metrów może podciąć skrzydła i wpłynąć motywująco na będących w trudniejszej pozycji gości; w odwrotnej sytuacji zminimalizować szanse przyjezdnych do minimum, itd.
Niezależnie od wszystkiego rzut karny rozpala kibiców, wywołuje największy stan napięcia emocjonalnego. Nie przypadkiem Arsene Wenger na koniec sezonu 2007-08 powiedział: – O wyniku każdego ważnego spotkania, które widziałem w tym roku, decydował, odgwizdany albo nie, spalony lub podyktowany lub nie rzut karny…
Inna sprawa, że trzeba jeszcze umieć go wykorzystać.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×