Szymon Mierzyński: 3:0 z Legią jak pocałunek śmierci dla Lecha Poznań. Nierozważna decyzja Kamila Jóźwiaka (komentarz)
Gdyby po zwycięstwie 3:0 z Legią ktoś powiedział, że Lech nie wygra żadnego z czterech następnych meczów, zostałby uznany za szaleńca. Tak się jednak stało, choć paradoksalnie drużyna ani razu nie zawiodła.
W starciach Wisłą Kraków i Górnikiem Zabrze zespół Nenada Bjelicy uderzał na bramkę rywala 44-krotnie (!), 12 prób było celnych, a w obu przypadkach padła tylko jedna bramka, która z Białą Gwiazdą dała wyszarpnięty w doliczonym czasie remis, a przeciwko beniaminkowi już nic (ten triumfował 3:1).
- Na początku sezonu mieliśmy słabsze mecze, które potrafiliśmy wygrywać, teraz jest odwrotnie - mówił niedawno Bjelica i z tymi słowami chorwackiego szkoleniowca trudno się nie zgodzić. Lech prezentuje solidny, widowiskowy futbol, lecz w swojej grze stał się przeraźliwie nieefektywny. Ostatnie spotkania kosztują go mnóstwo wysiłku, punktów nie przybywa, a pozytywna energia, która miała się uwolnić po efektownym zwycięstwie nad Legią, nie przyniosła nic. Warto zresztą zwrócić uwagę jak na lanie w Poznaniu zareagował mistrz Polski, który później wygrywał już wszystko i dziś ma w tabeli aż cztery punkty więcej niż Kolejorz.
W stolicy Wielkopolski czują się podobnie jak po sierpniowym rewanżu z FC Utrecht (2:2) w eliminacjach Ligi Europy. Gra efektowna, widowisko fantastyczne, ale wynik nie do przełknięcia. Zamiast być liderem, zespół Bjelicy spadł na 5. miejsce. Jeśli po przerwie na kadrę poznaniacy nie wygrają w Niecieczy z Sandecją Nowy Sącz, w klubie znów zrobi się nerwowo. O Lidze Europy i Pucharze Polski dawno wszyscy zapomnieli, a po blamażach z początku sezonu liczy się tylko mistrzostwo. Nie da się go wywalczyć, prezentując tak beznadziejną skuteczność jak w ostatnich kolejkach.
ZOBACZ WIDEO: Maciej Rybus: Wszyscy mi gratulują, jaki mamy zespółW sobotę poznaniaków czeka sparing z Tarnovią Tarnowo Podgórne. Mecze kontrolne w przerwach na kadrę to żadna nowość, lecz tym razem rywalem będzie ekipa z klasy okręgowej (szósty poziom). Przed laty podobne spotkania "na przełamanie" organizował w Kolejorzu Czesław Michniewicz, może teraz kanonada z dużo słabszym przeciwnikiem również pomoże w odzyskaniu skuteczności.
Sprawa Kamila Jóźwiaka
19-latek znalazł się na ustach całej piłkarskiej Polski, mimo że wcale nie należy do kluczowych postaci Lecha. Wszystko dlatego, że nie poszedł drogą starszych kolegów i nie obrał ścieżki Karola Linettego, Dawida Kownackiego czy Jana Bednarka. Nowej umowy nie będzie, bo klub (słusznie) nie godzi się na zapisywanie w niej gwarantowanej liczby występów i nie zamierza iść na ustępstwa, by później nie mieć podobnych problemów z innymi wychowankami.
Kamil Jóźwiak nie musi podążać ścieżką innych młodych lechitów, tak jak Kolejorz nie musi każdego zawodnika, którego wychowa, za wszelką cenę zatrzymywać. Sprawa jest jednak bardziej złożona i każda ze stron ma sobie coś do zarzucenia. Na obronę 19-letniego skrzydłowego można przytoczyć wydarzenia z początku rozgrywek. Znajdował się wtedy w wysokiej formie, lecz zamiast regularnie grać, usłyszał od Nenada Bjelicy na konferencji prasowej, że musi czekać na swoją szansę, bo trzeba szanować hierarchię w drużynie. W niej wyżej miał być Deniss Rakels, któremu zdaniem Chorwata należała się możliwość dojścia do formy po kontuzji. Nietrudno sobie wyobrazić, jak takie słowa odebrał Jóźwiak - Polak, wychowanek, zawodnik Kolejorza od 2011 roku.
Piłkarz miał prawo być zły, jednak to nie oznacza, że decyzja, którą właśnie podjął jest dobra. Coraz głośniej słychać, że jego nowym kierunkiem będzie Anglia i Leeds United. Nawet przy dużej dozie życzliwości trudno sobie wyobrazić, że 19-latek, który ma znikome doświadczenie w seniorskim futbolu, akurat tam otrzyma gwarancję regularnego grania. Mówimy o zawodniku, który w trzech sezonach (obecnym i dwóch wcześniejszych) zebrał w Lechu zaledwie 28 występów (większość to wejścia z ławki) i zdobył trzy bramki. Jóźwiak podejmuje wielkie ryzyko zamiast obrać dużo stabilniejszą i bezpieczniejszą drogę, jaką oferował mu Lech i - co najważniejsze - jaka doskonale sprawdzała się w przypadku innych wychowanków. Dziś łatwo sobie wyobrazić scenariusz, w którym za jakiś czas skrzydłowy wraca do Poznania z nadzieją na ponowną grę do Lecha. Wtedy jednak Lech może mu odpłacić pięknym za nadobne.