Marek Wawrzynowski: Koreańska lekcja - polski piłkarz lubi odlecieć (felieton)

Zdjęcie okładkowe artykułu: Newspix / Pawel Andrachiewicz / PressFocus / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
Newspix / Pawel Andrachiewicz / PressFocus / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
zdjęcie autora artykułu

Polski piłkarz jest trudny w prowadzeniu. Gdy jest na dole, ciężko go podnieść, gdy odleci, ciężko się sprowadza na ziemię - w meczu z Koreą Południową stare powiedzenie Leo Beenhakkera znowu się sprawdziło.

Co się stało w drugiej połowie meczu z Koreą Południową? Nagle, z zespołu dominującego, trzymającego w ręku wszelkie "argumenty", prowadzącego grę, zamieniliśmy się w drużynę nie mającą pomysłu na proste rozegranie, wybijającą piłkę, broniącą dostępu do bramki. Dlaczego w ciągu 15 minut myśliwy stał się ofiarą?

Powodów może być wiele, ale na pewno jednym z kluczowych było zejście Roberta Lewandowskiego. Mecz z zespołem z Azji był dla nas mocnym sygnałem ostrzegawczym. W ostatnich tygodniach słyszałem kilku ekspertów, którzy chcieli zobaczyć, jak wyglądałaby kadra narodowa bez Lewandowskiego. Znamy odpowiedź - źle. Oczywiście, zmian w składzie było kilka, ale ta najważniejsza.

Łukasz Teodorczyk, który zmienił naszego "narodowego napastnika", na tle silnych, mocnych fizycznie Koreańczyków (ciekawe, że warunkami fizycznymi bardziej przypominają Polaków niż Japończyków) właściwie nie istniał. Może to nie jego wina, bo przecież równie dobrze można to powiedzieć o innych zawodnikach. Widać jednak, że Lewandowski to ktoś więcej niż piłkarz, czy nawet bardzo ważny piłkarz. To wybitna osobowość. Jak trwoga to do Lewandowskiego.

Reprezentacja Polski, choć wygrała, zaprezentowała się gorzej niż w meczu z Nigerią. Zwłaszcza w defensywie. Tam nie dopuściliśmy przeciwnika pod pole karne, straciliśmy bramkę po wydumanym karnym. Za to Koreańczycy stworzyli sobie kilka okazji. Doszło do tego, że w różnych pomeczowych podsumowaniach pochwały zbiera Wojciech Szczęsny, który kilka razy w pierwszej połowie musiał naprawdę się natrudzić. A przecież druga była w naszym wykonaniu gorsza.

To, co cieszy wyjątkowo - to gol Piotra Zielińskiego. I nie chodzi tylko o to, że był przepiękny, ale też o moment, w którym padł - po tym, jak Koreańczycy dopadli naszych, zmusili Polskę do obrony choćby remisu. To wtedy Zieliński wziął sprawy we własne ręce. Mam nadzieję, że będzie to dla niego przełom. Do tej pory był raczej człowiekiem z drugiego planu, zdradzającym cechy wybitne, czasem błysk geniuszu. Ale wciąż z drugiego planu. Wyraźnie na przeszkodzie stała jego osobowość.

Świetnie to widać w najważniejszych meczach, gdzie niestety, dysponując bronią masowego rażenia, czyli strzałem z dystansu, cudownym przeglądem pola oraz wspaniałym podaniem, ustawia się raczej z boku i tylko od czasu do czasu przejmuje grę. Jakby chciał powiedzieć, że wielcy artyści nie pracują "na taśmie", ale czekają na natchnienie. A jednak mimo tych przebłysków wciąż daleko mu do zawodnika takiego jak choćby Christian Eriksen. Lidera, przewodnika stada. A przecież piłkarza ledwie dwa lata starszego.

Myślę, że długo w kadrze Zielińskiego blokował Grzegorz Krychowiak ze swoją dominującą osobowością i właśnie kryzys tego drugiego zbiegł się ze znacznym wzrostem znaczenia gracza Napoli. Może ta bramka będzie dla niego jakimś sygnałem - kim może się stać. Choć to oczywiście myślenie życzeniowe, mecz z Koreą to wciąż tylko sparing. Mimo że z naprawdę mocnym rywalem.

Cieszy debiut Tarasa Romanczuka. Pewnie nie były to fajerwerki, ale przecież to nie jest piłkarz od efektów specjalnych. Bardzo solidny w odbiorze, raczej pewny, bezbłędny. Nie został sparaliżowany przez kilkudziesięciotysięczny tłum i szansę wyjazdu. Wiele nie wniósł z przodu ale to raczej zawodnik, który gra w bok niż w przód.

Świetnie zareagował Kamil Grosicki na pochwały pod adresem Rafała Kurzawy. Zawodnik Górnika wrzucał w meczu z Nigerią piłki na nos, Grosicki był za to niezwykle efektywny. Świetna asysta przy bramce Lewandowskiego i potem gol na 2:0 pokazują, że nie ma żadnego wyścigu o miejsce na lewej stronie pomocy, bo "Grosik" czeka na rywali na mecie.

Sporym rozczarowaniem była natomiast gra Artura Jędrzejczyka. Po reakcjach widzę, że coraz więcej osób jest zniechęconych grą zawodnika, który od miesięcy nie jest w stanie grać na dawnym poziomie. Zawodzi w kadrze, zawodzi w Legii Warszawa, w Ekstraklasie kasuje co miesiąc rekordowe kwoty a nie jest w stanie dać drużynie czegoś ekstra. Jest przeciętnym ligowcem. Możliwe, że Adam Nawałka trzyma go w drużynie w myśl starej zasady swojego nauczyciela Leo Beenhakkera: "Kadra to nie dyskoteka, gdzie się wchodzi i wychodzi". Na mundial pewnie pojedzie, ale czy jest w stanie coś wnieść, czy raczej będzie lepił dziury i zabawiał kolegów przy obiedzie? Obawiam się, że to drugie.

Patrząc na to, jak wypadł "Jędza" i jak wypadł w meczu z Nigerią Przemysław Frankowski - a trzeba powiedzieć, że solidnie, nawet nieźle, ale niewiele więcej - oraz biorąc pod uwagę, że forma Macieja Makuszewskiego jest wielką niewiadomą, trzeba przyzwyczaić się do myśli, że nie ma w tej chwili alternatywy dla ulubieńca polskich kibiców - Kuby Błaszczykowskiego.

Skoro już wspomniałem Leo Beenhakkera, to dorzucę jeszcze jeden cytat Holendra. W końcu był on nieskończonym źródłem piłkarskich mądrości ludowych. "Don Leo" powiedział kiedyś: "Polski piłkarz jest trudny w prowadzeniu. Gdy jest na dole, ciężko go podnieść, gdy odleci, ciężko go sprowadzić na ziemię".

W meczu z Koreą znowu to się częściowo sprawdziło. Przynajmniej ta druga część. Tracimy kontrolę nagle, dajemy sobie wytrącić atuty, za bardzo rozpamiętujemy chwile chwały. Te dwie szybko stracone bramki to nie był przypadek. Spójrzmy na mecze w eliminacjach mistrzostw świata - z Kazachstanem na wyjeździe, z Armenią w Warszawie, pierwszy mecz z Danią, czy oba z Czarnogórą. Na szczęście doczekaliśmy się kilku zawodników na poziomie międzynarodowym, dlatego chwilowo druga część opisu polskiego piłkarza straciła aktualność.

Zobacz więcej tekstów autora

ZOBACZ WIDEO Robert Lewandowski: Musimy dużo poprawić

Źródło artykułu: