Koronawirus. Wojsko na ulicach, Łukasz Gikiewicz sam w domu. Jordania walczy z zarazą

Stan wyjątkowy, żołnierze na ulicach, zakaz przemieszczania się. Polski piłkarz Łukasz Gikiewicz w środę obudzi się w zupełnie nowym świecie. Jordania, w której mieszka, walczy z koronawirusem.

Jacek Stańczyk
Jacek Stańczyk
W Jordanii wojsko przejmuje ulice Twitter / @gikiewiczlukasz / Na zdjęciu: W Jordanii wojsko przejmuje ulice
Wojsko przejmuje władzę nad ulicami w środę o godzinie 8. Zdjęcia rozlokowywania się armii Łukasz Gikiewicz pokazał we wtorek. Wojskowe auta, karabiny, pełny sprzęt. "Tak to teraz wygląda" – napisał na Twitterze nasz napastnik. Gikiewicz jest piłkarzem klubu Al-Faisaly ze stolicy kraju – Ammanu.

- Armia, policja wyszły na ulice, stoją wszędzie, a w mieście wszystko jest zamknięte - mówi nam piłkarz. - Nie można wychodzić z domu, nie można nigdzie jeździć, nie można nawet przemieszczać się z miasta do miasta. Tak to wygląda. To jest walka z koronawirusem w Jordanii.

W tym azjatyckim kraju w tym momencie stwierdzono 40 przypadków zarażenia, nikt nie ma wątpliwości, że będzie ich więcej. Pierwszy zarażony pracował w galerii handlowej. Dziś tłoczne zazwyczaj ulice Ammanu są coraz bardziej wyludnione. Żołnierzy nikt się nie boi, choć wyglądają groźnie.

ZOBACZ WIDEO Koronawirus. Mistrzostwa Europy przełożone! "Nikt nie jest w stanie przewidzieć kiedy piłkarze wybiegną na boiska"

- Dwa lata temu, gdy pierwszy raz przyjechaliśmy z żoną do Jordanii, to akurat islamiści zaatakowali jakieś miasto daleko od Ammanu, więc żołnierze stali wtedy na takich terenówkach z karabinami. Miejscowi wytłumaczyli mi wtedy, że oni chronią obywateli. A teraz nie możesz się ich bać, wiadomo jak sytuacja wygląda, świat walczy z koronawirusem. Wirus dotarł do Jordanii, więc trzeba społeczeństwo zmobilizować - mówi Gikiewicz.

- Trzeba zostać w domu. Inni są z rodzinami, mają łatwiej. Ja jestem bez rodziny. Taka sytuacja na świecie i trzeba się do niej dostosować - dodaje.

Żona Gikiewicza jest Chorwatką, para ma dziecko. Rodzina Gikiewicza miała do niego przylecieć, ale lot odwołano. On sam dostał telefon z polskiej ambasady, była możliwość, żeby przyleciał do Polski.

- Mam kontrakt z Al-Faisaly i nawet jakbym chciał wrócić, to nie wiem, czy mogę. Nie wiem, kiedy wznowimy treningi, i kiedy zacznie się liga. Zaryzykowałbym, gdybym wyleciał. Moja rodzina jest w Splicie, więc zanim pojechałbym do nich, musiałbym odbyć 14-dniową kwarantannę, kolejną izolację przeszedłbym w Chorwacji. Gdyby w tym czasie zespół wrócił do treningów, dostałbym kary za nieobecność. To nie ma sensu - mówił nam.

Przybywa nekrologów. Bergamo to "miasto duchów" - Czytaj więcej

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×