EURO 2020 miało być ostatnim wielkim zrywem złotego pokolenia

EURO 2020 miało być ostatnim zrywem polskiego złotego pokolenia. Czy za rok możliwości będą takie same? Najlepsi piłkarze będą zbliżali się do zakończenia kariery.

Marek Wawrzynowski
Marek Wawrzynowski
Jakub Błaszczykowski Newspix / LUKASZ GROCHALA/CYFRASPORT / Na zdjęciu: Jakub Błaszczykowski
Euro 2020, którego rozpoczęcie zaplanowano pierwotnie na piątek 12 czerwca, miało być ostatnią szansą polskiej złotej generacji na odniesienie spektakularnego sukcesu. Sami zawodnicy przyznawali, że mieli poczucie niedosytu czy nawet zmarnowanej szansy we Francji w 2016 roku, zaś mundial w Rosji zakończył się spektakularną wtopą.

Teraz powstaje pytanie: czy za rok ta okazja się powtórzy? To dobre pytanie. Czas nie działa na korzyść naszych bohaterów. Robert Lewandowski i Kamil Glik będą mieli po 33 lata, a trzeci z liderów, Grzegorz Krychowiak - 30. Kuba Błaszczykowski już dziś ma 35 lat i w meczach ze średnimi ligowcami jeszcze robi za gwiazdę, ale z mocnymi zespołami ligowymi już nie, przeciwko Legii Warszawa właściwie nie istniał. Kamil Grosicki, podobnie jak Glik i Lewandowski, za rok o tej samej porze będzie 3 dni po 33. urodzinach. Mówiąc krótko - to tylko rok i aż rok. Czas w tym przypadku niekoniecznie działa na naszą korzyść. Ale wciąż będzie to drużyna solidna.

Jest też druga strona medalu. Choć Jerzego Brzęczka oceniano różnie, częściej negatywnie, to właśnie za jego kadencji rozpoczęła się wymiana pokoleniowa. Do kadry wskoczyli Krystian Bielik i Sebastian Szymański, choć tak naprawdę tylko ten drugi został mocnym punktem kadry. Ale rok to dużo, żeby wprowadzić do drużyny następnych takich jak choćby Michała Karbownika czy Sebastiana Walukiewicza, dwóch najlepszych piłkarzy młodego pokolenia. Gdyby mistrzostwa rozpoczęły się teraz, obaj raczej spędzaliby czas na ławce, za rok mają szansę grać i tworzyć fundamenty pod nową drużynę.

ZOBACZ WIDEO: Znany specjalista ostro o powrocie kibiców na stadiony. "Może nas czekać ogromny wzrost zachorowań"

Czyli tak naprawdę po cichu liczymy na to, że sukces będzie jedynie odwleczony w czasie. Też trzeba brać od uwagę, że drużyna wciąż nie gra na miarę potencjału, podczas gdy nasz najważniejszy przeciwnik do wyjścia z grupy z drugiego miejsca, a więc Szwecja, był w optymalnej formie.

Polska dopiero powoli zaczyna łapać schematy. Jeśli chodzi o eliminacje, to co prawda wygraliśmy grupę, ale w niezbyt imponującym stylu. Z dziesięciu meczów, które zagraliśmy, do dobrych można zaliczyć może dwa, ale kilka było też słabych. W meczach z Austrią zdobyliśmy cztery punkty, jednak to rywale dwukrotnie mieli przewagę, w Warszawie broniliśmy się i wybijaliśmy piłkę.

Różnica między drużyną Jerzego Brzęczka i Adama Nawałki jest taka, że poprzedni selekcjoner zrobił z tych naszych wad atut. Rozumiał, że nie wygramy stylem "oblężniczym". Swego czasu, przed meczem we Frankfurcie z Niemcami, może najlepszym polskim meczu ostatnich 20 lat – choć przegranym 1:3, Joachim Loew powiedział, że Polska ma mniejsze posiadanie nawet z Gibraltarem. Pewnie chciał w ten sposób zagrać na ambicji Adama Nawałki, nieco go podpuścić, ale nie dał rady. Nawałka stosował starą szkołę Leszka Ćmikiewicza: "Jeśli nie wiesz co zrobić z piłką, oddaj ją przeciwnikowi, niech on się martwi". Oczywiście to pół żartem, po prostu rozumiał, że nasi piłkarze nie potrafią grać na posiadanie, więc postawił na szybki atak. Choć przegrał z Niemcami we Frankfurcie, to jednak wtedy Polacy uwierzyli, że są w stanie zagrać na niesamowicie wysokim poziomie z najlepszymi drużynami świata.

Nawałka rozumiał coś jeszcze - jeśli masz zawodnika pokroju Roberta Lewandowskiego, który trafia się raz na 20, a może 30 lat (bo przecież od czasów Bońka nikogo takiego nie było), musisz zrobić wszystko, by czuł się on dobrze. I Nawałka dopuścił "Lewego" do stołu, przy którym podejmowano decyzje. Nie zawiódł się.

Długo można było odnieść wrażenie, ze Brzęczek ma problem z Lewandowskim, a konkretnie nie umie wykorzystać jego atutów. Zresztą tak naprawdę do samego końca nie udało się to. U Nawałki w eliminacjach EURO 2016 Lewandowski w 10 meczach strzelił 13 goli i zaliczył 5 asyst, w eliminacjach do mundialu w Rosji w 10 spotkaniach miał 16 goli i 2 asysty. Patrząc na te imponujące osiągnięcia, 6 goli i 2 asysty w 10 meczach eliminacji EURO 2020 u Brzęczka wygląda jak wielki zjazd. A przecież żadnego wielkiego zjazdu nasz najlepszy piłkarz nie zaliczył. Zresztą inni zawodnicy też punktowali słabiej u Brzęczka niż u Nawałki. Choćby Piotr Zieliński i Grosicki. Na co zwracaliśmy już uwagę. Brzęczek nie potrafił wykorzystać ich potencjału.

W dużym skrócie, wiele wskazywało na to, że Brzęczek potrzebuje dużo więcej czasu. Nawałka stworzył drużynę, która pozornie grała defensywnie, ale była jedną z najskuteczniejszych w Europie. Brzęczek przerobił ją na półprodukt. Aż 15 drużyn miało lepszą skuteczność od nas. A to też tylko dlatego, że wiele drużyn grało w grupach 5-zespołowych, czyli miało jednego słabeusza mniej.

Rok opóźnienia daje nadzieję, że to się zmieni. Ważne też jest, jak zagra Piotr Zieliński. Wydaje się, że czas pracuje na korzyść polskiego pomocnika Napoli, który ma "kosmiczny" potencjał, ale nie umie zrobić z tego pożytku. Kiedyś pisałem, że sukces z kadrą osiągnie ten, który będzie umiał wykorzystać potencjał Lewandowskiego. Nie dał rady Smuda ani Fornalik, dał radę Nawałka. Teraz można powtórzyć to samo zdanie, ale zamiast Lewandowskiego wpisać nazwisko Zielińskiego. Jeśli Brzęczek będzie umiał go wykorzystać, wygra. Jeśli będzie czekał - jak sam mówi - aż mu się coś przestawi, to mamy problem.

ZOBACZ Brzęczek nie rozumie mediów

ZOBACZ Brzęczek krąży po orbicie

Czy Polska zdobędzie medal na EURO 2021?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×